Ciekawie jest przyglądać się, kto i kiedy będzie gratulował Władimirowi Putinowi wygranych wyborów. Wiem, że nie były to wybory, i wiem, że nie można mówić o czyjejkolwiek wygranej, ale nasz język, który wiele zniesie, tak właśnie nazywa te zjawiska, które miały miejsce w Rosji w zeszły weekend.
Wszyscy prawie piszą o frekwencji i wynikach, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie, sens czy odniesienie do rzeczywistości. Choć można wywnioskować z oficjalnych danych, że frekwencja w Czeczenii wynosiła ponoć 97 proc., a w Republice Komi poniżej 60 proc. Nie, Czeczeni nie lubią Putina i może większość poszła głosować ze strachu przed represjami szalonego prezydenta Kadyrowa, a może nawet nie musieli iść, ale przynajmniej mieli nie protestować.
Czasami ktoś mi zarzuca, że za dużo i za dobrze piszę o Czeczenach. Nie są oni dziś zbyt popularni jako domniemani autorzy morderstw i przywódcy gangów. Ale należy pamiętać, że nie tylko elita Czeczenów, starego narodu z bardzo rozbudowanym i przestrzeganym kodeksem etycznym, ale i ćwierć narodu wyginęły z rąk armii rosyjskiej między 1994 i 2002 rokiem. W 1999 roku, w oblężonym Groznym, nasz korespondent prowadził badania opinii publicznej. Poniżej 20 proc. chciało mieć państwo religijne, a ponad 70 proc. – pozostać w ramach Federacji Rosyjskiej, gdyby tylko Rosjanie zostawili ich w spokoju. Ale Rosja musiała, rękami swoich elit, które widziały w tym i polityczne, i ekonomiczne korzyści, zniszczyć Czeczenię i jej groźne dla innych podmiotów Federacji Rosyjskiej dążenie do niezależności, nawet jeśli nie niepodległości.
Czytaj więcej
Dostałam list, dobrze napisany po angielsku, z prośbą o mój podpis. Problem w tym, że brzydko pachnie.
Z jakiegoś powodu uważa się Jelcyna za liberała, chociaż to za jego rządów Rosja została rozgrabiona przez oligarchów z pomocą, o czym nie należy zapominać, Zachodu. I to za Jelcyna miała miejsce pierwsza wojna czeczeńska. Można porównywać Czeczenię po obu wojnach z ZSRS po pierwszych dziesięciu latach rewolucji bolszewickiej. W obu wypadkach, w Rosji nawet bardziej, wyrzynano nie tylko elity, ale ludzi myślących, wykształconych i mających na tyle zmysłu demokratycznego, że rozumieli, co znaczą wybory. Wyniki tej rzezi widoczne są do dziś.