Sprawność podążania kolejnymi literackimi tropami zależy od kompetencji kulturowych czytelnika, bo odniesień do mitów, symboli i historii jest w tej prozie mnóstwo. To zresztą stała praktyka tego autora. Już tytułowa „Talita", rozgrywająca się współcześnie w „pustą noc w checzy", stanowi wyzwanie. Huelle nie kłania się czytelnikowi, robiąc przypisy, a tym bardziej upraszczając. A bez świadomości, że tytuł odnosi się do biblijnej opowieści o wskrzeszeniu z martwych córki Jaira („Talitha kum", czyli „Dziewczynko, mówię ci, wstań"), tracimy wielowarstwowość opowieści o nocy poprzedzającej pogrzeb 12-letniej Bernatki.

Nie jest to książka dla każdego, bo nie każdy jest gotów podążać za wyobraźnią pisarza, który namawia do zejścia z dróg udeptanych na mało uczęszczane ścieżki. Te historie mają w sobie tajemnice, których zgłębienie autor pozostawia czytelnikowi. Na dodatek rozwijają się jak kłębek – zrazu bohaterowie zachowują się w sposób niezrozumiały czy wręcz dziwaczny, lecz stopniowo ujawniają się okoliczności, które to spowodowały i które czynią wszystko bardziej czytelnym.

Wspaniała historia „Dębu" będąca fragmentem z kronik opactwa oliwskiego, tocząca się u schyłku świetności Prusów („jeśli istnieli jeszcze gdziekolwiek, to w rozproszeniu i daleko, gdzieś na północy, między państwem zakonu a Litwą"), jest malowniczą, gotową do sfilmowania baśniową historią. Bezradni wobec nieznanej diabelskiej siły braciszkowie z opactwa zmuszeni są prosić o pomoc młodą rudowłosą zielarkę, która zawarła przymierze z tajemnymi mocami. Stosownie do czasu autor używa takich miar jak łokieć czy mila. Tak jest w przypadku każdego opowiadania, które ma własny język, nie raz i nie dwa wymagający sięgnięcia po słownik. Bo któż dziś wie, co to jazda linijką albo pularda czy też pruskie pierożki.

W realistycznej „Cygance" dziejącej się niedługo po II wojnie światowej, gdy tabory cygańskie przemierzały jeszcze kraj, nastoletni Jakub opowiada o swojej fascynacji czarnowłosą Samirą, wnuczką króla, z którą idzie do kina. Ale już finał tej historii z ogromnym białym sterowcem, którego nie zdołały utrwalić fotograficzne klatki – jest jakby z nieco innej rzeczywistości. „Tacy już jesteśmy. Patrzymy, a nie widzimy. Słuchamy, a nie słyszymy. Myślimy, a nie rozumiemy. Mówimy, ale nie objaśniamy" – jak to u Huellego. Pan Lipszyc, bohater „Krawca", szyjący ośmioletniemu narratorowi komunijny biały garnitur, „żył najwyraźniej w równoległych światach, między którymi raz zachodziła bliskość, to znów dystanse rosły jak we wszechświecie w zastraszającym tempie kwadratu odległości". To stwierdzenie dotyczy wielu bohaterów tego tomu opowiadań, m.in. inżyniera z „Mostu" zajmującego się w domowym laboratorium teorią chaosu, „zawsze rozgorączkowanego na punkcie religii i nauki", nocami stąpającego nad jarem po coraz cieńszej linie. Jest i Joachim, tytułowy „Szewc", „zamknięty we własnej wieży czasu", przeżywający wciąż tragiczne zdarzenia niedawnej wojny, które położyły się cieniem na jego życiu.

Potwierdza się to, co nieraz Paweł Huelle mówił, że „w sztuce, jak w dobrej kuchni, liczy się bogactwo składników, dobranych w odpowiednich proporcjach". U niego – są znakomite.