Dwa tygodnie temu obchodziliśmy Boże Narodzenie. Jest to celebracja narodzin Dzieciątka, które datują początek ery nowożytnej. Dzieciątka, jeśli odczytamy dosłownie przesłanie Ewangelii, adoptowanego przez Józefa, męża Maryi. Najsłynniejsza adopcja w historii, związana ze świętowanymi od ponad 2000 lat narodzinami, może być przyczynkiem do przemyśleń na temat adopcji jako takiej.
Rok 2024 to czas, kiedy najprawdopodobniej zostaną wprowadzone w Polsce związki partnerskie. Kolejnym krokiem, na który przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać, będzie wprowadzenie małżeństw jednopłciowych. Zmiana ta nieuchronnie otworzy debatę publiczną na temat adopcji. Doświadczenie innych podobnych polemik w Polsce i za granicą wskazuje, iż dialog ten może mieć bardzo emocjonalny charakter, polaryzując część społeczeństwa i uświadamiając niepewność własnej opinii pozostałym obywatelom. Jest to więc drugi powód, by już dziś przemyśleć i przepracować kwestię adopcji.
Czytaj więcej
Pary jednopłciowe mogą od 1 stycznia w Estonii zawierać małżeństwa - przypomina "The Guardian".
Obecnie adopcja dzieci ujmowana jest w debacie publicznej w kategorii „prawa do adopcji”. Jest to jednak niewłaściwe językowo, etycznie i praktycznie ujęcie i podejście do tego tematu. Nikt nie powinien mieć „prawa” do adoptowania dzieci. Prawo można mieć do kupna mieszkania, auta albo psa. Nie powinno się jednak mieć prawa do adopcji, które ujmowane w ten sposób brzmieć może jak prawo do de facto nieodpłatnego nabycia drugiego człowieka – w tym przypadku dziecka.
Prawo do adopcji powinniśmy zastąpić prawem do bycia adoptowanym. Prawem do bycia adoptowanym przez parę ludzi dających, jeśli nie rękojmię – bo tej nigdy nie ma w 100 proc. – to przynajmniej wszelkie wskazanie co do tego, że są stabilną parą, która otoczy adoptowane dziecko miłością i troską.