Anime, manga, hikikimori… Czy Japonia naprawdę tak różni się od Zachodu?

Japonia bywa postrzegana jako państwo pod wieloma względami dziwaczne: kraina subkultur, perwersji oraz horrorów. A jednak jest bliższa Zachodowi, niż się wydaje.

Publikacja: 08.12.2023 10:00

Goście wystawy poświęconej tzw. wirtualnym youtuberom – twórcom, którzy w nagrywanych przez siebie f

Goście wystawy poświęconej tzw. wirtualnym youtuberom – twórcom, którzy w nagrywanych przez siebie filmikach występują jako animowane postaci; miasto Chiba na wyspie Honsiu, 19 marca 2022 r.

Foto: Charly TRIBALLEAU/AFP

Japonia jest krajem, który fascynuje wielu ludzi, ale też do którego przylgnęła łatka „krainy dziwactw”. Europejczycy postrzegają go często jako miejsce zamieszkałe przez pozbawionych emocji korpoludków, którzy po pracy oddają się wszelkiego rodzaju perwersjom i dziwactwom. To miejsce, którego zagraniczna percepcja jest kształtowana przez mangi, anime, klasyczne horrory i filmy o Godzilli oraz… produkty branży pornograficznej.

To wizerunek oparty na stereotypach, ale trzeba przyznać, że kreatywność Japończyków potrafi zadziwiać, a czasem prawdziwe informacje napływające z Kraju Kwitnącej Wiśni wydają się pochodzić z serwisów satyrycznych. Czy możemy sobie bowiem wyobrazić, by któryś europejski rząd namawiał młodych ludzi do picia alkoholu? A japoński rząd to robi. Latem uruchomił specjalną kampanię namawiającą 20- i 30-latków, by więcej pili z przyjaciółmi. Ma to za zadanie zwiększyć budżetowe przychody z akcyzy oraz zapobiegać wykluczeniu społecznemu i samotności. W każdym innym kraju rząd namawiający młodych ludzi do imprezowania byłby czymś dziwacznym. W Japonii to naprawdę nic nadzwyczajnego.

Czytaj więcej

Wojna w Gruzji. Zwycięstwo rosyjskiego kłamstwa

Żyła złota dla korporacji

To, czy coś możemy nazwać dziwactwem, jest oczywiście kwestią względną. Wiele rzeczy, które nas dziwią w Kraju Kwitnącej Wiśni, jest po prostu wykształconymi przez stulecia praktykami, które mają uzasadnienie w tamtejszym ekosystemie, gospodarce, historii oraz cywilizacji. Niektóre z nich są specyficznym skutkiem przenikania się kultury narodowej z kulturą zachodnią.

Postrzeganie specyficznie japońskich zachowań mocno zmieniało się też w ostatnich dekadach i stuleciach. Kiedyś niektóre z nich śmieszyły lub budziły obrzydzenie, dzisiaj fascynują. O ile jedzenie surowych ryb dawniej uznawano za japońskie dziwactwo, o tyle obecnie sushi (czy raczej jego podróbki) możemy kupić w osiedlowych dyskontach. Kiedyś śmiano się z tego, że przeziębieni Japończycy noszą na twarzach maseczki chirurgiczne. Po pandemii Covid-19 nikt się już z tego nie śmieje.

Japońskie zwyczaje śmieszyć więc nas nie powinny – kto wie bowiem, który z nich zyska za jakiś czas popularność na Zachodzie. Manga, anime i cosplay już stały się trwałym elementem pejzażu naszej popkultury, a to otwiera drogę do ekspansji innym trendom z Kraju Kwitnącej Wiśni.

Na postrzeganie Japonii jako kraju dziwactw z pewnością ma wpływ szczególny podział między japońską sferą publiczną a prywatną. Japończycy, podobnie jak wiele innych narodów Azji Wschodniej, mają silne tendencje do kolektywizmu. Są kolektywistami w szkole i w pracy. Poddają się tam ostrej dyscyplinie i dają z siebie wszystko. Potrafią się zapracowywać na śmierć i popełniają samobójstwa, jeśli zawiodą w czymś zbiorowość.

Ta niemal wojskowa dyscyplina w życiu społecznym nie mogłaby jednak funkcjonować, gdyby w życiu prywatnym nie pozwalano Japończykom na więcej luzu. Tolerowanie prywatnych słabostek i dziwactw jest więc głęboko wpisane w tradycję. Przymyka się oczy na alkoholizm, nienormatywne zachowania seksualne czy dziwaczne hobby. To, co się dzieje u kogoś za drzwiami domu, to wyłącznie jego sprawa.

Stąd na przykład Japończycy w swych dziejach zwykle tolerowali homoseksualizm. To, że jest on akceptowalny społecznie, nie oznacza jednak jego afirmacji. Nawet we współczesnych anime zdarzają się dosyć swobodne żarty z gejów i transwestytów czy obsadzanie ich w rolach odrażających czarnych charakterów (coś nie do pomyślenia w produkcjach Netfliksa!).

– Osobliwe subkultury są nierzadko prawdziwą żyłą złota dla korporacji czerpiących profity z panującego konsumpcjonizmu, a to sprawia, że owe osobliwości nie tylko będą tolerowane, lecz wręcz propagowane i umacniane poprzez mechanizmy kreowania mód. Dodatkowo te fenomeny kulturowe, które nie mają mrocznego oblicza, pełnią użyteczną funkcję wentylów bezpieczeństwa, pozwalając odreagować napięcia generowane przez sformalizowane i dyscyplinujące relacje rodzinne, edukacyjne oraz zawodowe. Są drugim biegunem japońskiego dualizmu kulturowego, dionizyjskim ekscesem w apollińskim ładzie hierarchicznej struktury społecznej – mówi „Plusowi Minusowi” Łukasz Czajka, filozof kultury z Instytutu Kulturoznawstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.

Na kształtowanie się japońskich zwyczajów wpływ ma też sytuacja demograficzna kraju. Dziwactwom będącym po prostu przejawami różnych młodzieżowych mód towarzyszą bowiem te wynikające z faktu, że społeczeństwo Kraju Kwitnącej Wiśni mocno się zestarzało. Pod pewnymi względami Japonia jest więc krajem ultranowoczesnym, pod innymi – szalenie konserwatywnym. Symbolem nowoczesności mogą być choćby „inteligentne”, podgrzewane toalety, które służą jednocześnie za bidety o regulowanym strumieniu i mogące odtwarzanymi melodyjkami umilać czas spędzany w łazience. Jednocześnie Japonia jest krajem zapóźnionym pod względem cyfrowym. Trudno znaleźć tam sklep czy restaurację, w której można zapłacić kartą (co jest skutkiem polityki tamtejszych banków). W obiegu króluje gotówka, a przydatne bywają nawet monety o bardzo niskich nominałach.

Zwraca też uwagę to, że wielu starszych ludzi jest wciąż aktywnych zawodowo. Specyfiką Japonii jest również zastraszająco szybko rosnąca przestępczość wśród starszych osób. Emeryci dokonują mało groźnych występków, byle tylko trafić do więzienia, gdzie będą mieć opiekę na koszt państwa. Zakłady karne zmieniają się więc w placówki geriatryczne.

Niektóre z dziwnych zwyczajów są też przejawem specyficznie pojmowanej wspólnotowości. Japonia to kraj, gdzie lokalne tradycje się kultywuje. To również państwo, w którym uczniowie podstawówki uczą się dbania o wspólne dobro, myjąc podłogi w swojej szkole. To również państwo, gdzie instytucje publiczne potrafią dostosować się do potrzeb jednostki. Przykład? Na każdej stacji kolejowej dyżuruje pracownik, który jest powiadamiany telefonicznie o tym, że na jego przystanku będzie wysiadał niepełnosprawny na wózku, któremu trzeba pomóc wyjechać z wagonu. I zawsze wie, przed którymi drzwiami pociągu się ustawić, by pomóc.

Wiedza japońskich kolei państwowych o potrzebach klientów jest zaiste imponująca. Kilka lat temu postanowiły utrzymywać nierentowne połączenie lokalne, aż jedyna pasażerka na owej trasie – dziewczyna chodząca do liceum – ukończy szkołę i wyjedzie na studia.

Jednostka pod presją

Japonia jest postrzegana jako kraj, w którym młodzi mężczyźni dziwaczeją, unikają kontaktów z płcią przeciwną, nie chcą randkować, zakładać rodzin ani uprawiać niezobowiązującego seksu. Ponadto często odcinają się od świata i zostają hikikomori, czyli ludźmi żyjącymi na sposób pustelniczy.

Badania przeprowadzone na zlecenie rządu w 2019 r. wykazały jednak, że hikikomori to zjawisko dotykające obecnie prawdopodobnie w większym stopniu osób w średnim wieku niż młodych. Hikikomori w wieku od 40 do 65 lat było wówczas w Japonii 613 tys., a cztery lata wcześniej szacowano liczbę takich odludków w wieku od 15 do 39 lat na 541 tys.

Typowy hikikomori nie opuszcza swojego domu lub pokoju tak długo, jak to możliwe. Żywi się tym, co zamówi online lub co rodzice przyniosą mu pod drzwi. Unika wszelkich kontaktów z ludźmi w tzw. realu, za to buszuje nieustannie w internecie, gra na konsoli lub ogląda anime. Przyczyny pogrążenia się w takim stanie są rozmaite: trauma wynikająca z prześladowania przez rówieśników w szkole czy mobbingu w pracy, obawa przed porażką życiową i utratą twarzy, depresja czy niechęć do społeczeństwa. Być może mamy tu do czynienia ze zjawiskiem podobnym do tego, które towarzyszyło upadkowi starożytnego Rzymu. Jak zauważył m.in. polski filozof Jan Stachniuk, ówczesne społeczeństwo rozpadało się na pojedyncze atomy, które stanowili ludzie pragnący żyć jak pustelnicy. Czyżby więc hikikomori byli współczesnymi odpowiednikami dawnych pustelników? To chyba zbyt daleko idące porównanie. Tamtych ożywiała wiara w Boga, a japońskich hikikomori wciąga w samotność niewiara w sens życia w społeczeństwie.

– Problem wycofania społecznego wytwarza poważny kryzys w triadycznej relacji jednostka–rodzina–społeczeństwo. Jednostka znajdująca się pod potężną presją społeczną, gdy nie może sprostać oczekiwaniom bliskiego otoczenia, popada z nim w konflikt, w wyniku którego zaczyna być marginalizowana, co w skrajnych przypadkach może prowadzić do decyzji o poddaniu się i wycofaniu do pustelni własnego pokoju. Zdezorientowana rodzina zaczyna żyć pod presją kultury wstydu, co może prowadzić do gwałtownych wybuchów gniewu, który jednak z czasem przeistacza się w rezygnację, wynikającą z pogodzenia się z pozornie beznadziejną sytuacją – wyjaśnia Łukasz Czajka.

Jak dodaje, „z czasem jednak cała rodzina dochodzi do ściany, od której stara się odbić i szukać pomocy na zewnątrz, wśród państwowych instytucji”. – Dziś istnieją już instytucje, których zadaniem jest pomoc jednostkom wycofanym społecznie. Oferują bezpieczną przestrzeń, w której jednostka otrzymuje impuls do podjęcia prób ponownego nawiązania interakcji społecznych oraz konfrontowania się z konsekwencjami życiowych niepowodzeń. Nie musi czekać, aż współodpowiedzialny za jej stan system społeczny ulegnie radykalnej transformacji, gdyż tak jak zdecydowała o swym wycofaniu, tak też może odnaleźć w sobie siłę do jego przerwania i zmierzenia się z realiami społecznymi, wnosząc przy tym cenne świadectwo i apel o wprowadzenie daleko idących zmian – tłumaczy naukowiec.

Warto zauważyć również, że problemy wycofania społecznego, samotności i uzależnienia od internetu nie są już specyficznie japońskie. Dotykają coraz mocniej również inne społeczeństwa pogrążone w konsumpcjonizmie. W Japonii jednak dawały o sobie znać wcześniej niż na Zachodzie, co prowadziło do powstania wizerunku „dziwacznego kraju”, w którym młodzi mężczyźni nie potrafią lub też nie chcą wiązać się z kobietami, a zamiast tego siedzą w swoich pokojach, grają w gry i podziwiają plastikowe figurki bohaterek anime. Wizerunek ten wzmacniają wiadomości o tym, że jakiś młody Japończyk zakochał się w wirtualnej postaci czy wziął ślub z… poduszką z wizerunkiem swojej idolki (opisywałem takie przypadki i fenomen „waifu”, czyli „wirtualnych dziewczyn”, w artykule „Poślubić poduszkę” w „Plusie Minusie” z 24 października 2015 r.).

Trzeba jednak widzieć przypadki takich „dziwaków” we właściwym kontekście, czyli jako zjawisko będące czymś marginalnym, dziwnym i niepokojącym dla samych Japończyków. Widać też, że próbą zaradzenia temu trendowi są treści przemycane do popkultury. W popularnych anime można więc znaleźć poważne wskazówki dotyczące gotowania, poświęcania się różnym hobby czy parania się rzemiosłem. Coraz mocniej też piętnuje się w popkulturze przypadki szkolnej przemocy i mobbingu w pracy. Nawet wątki erotyczne w anime można traktować jako specyficzną zachętę, by nie zamykać się we własnym pokoju i korzystać z uroków życia w społeczeństwie.

Czy naród japoński ma jednak rzeczywiście problem z seksem? Współczynnik dzietności w Japonii wynosił w 2023 r., według szacunków Programu Ludnościowego Narodów Zjednoczonych (UNPF), 1,3 dziecka na jedną kobietę. Był więc niski, ale taki sam jak we Włoszech, Hiszpanii czy Tajlandii, a tylko nieco mniejszy niż w Polsce (1,5). Gorzej pod tym względem od Japonii wypadały m.in.: Chiny (1,2) i Korea Południowa (0,9). Traktowanie japońskich problemów demograficznych jako dziwactwa jest więc sporym nieporozumieniem. Po prostu Japonia zaczęła odczuwać je trochę wcześniej niż inne kraje, które się wzbogaciły. W Kraju Kwitnącej Wiśni są hikikomori, a na Zachodzie tzw. incele. W obu przypadkach są jednak mniejszością.

W 2015 r. miałem okazję odwiedzić Japonię, wybrałem się m.in. do tokijskiej dzielnicy Akihabara, będącej kultowym miejscem dla wszelkiego rodzaju fanów mangi, anime, gier i gadżetów elektronicznych. Obok centrów handlowych z elektroniką, księgarń z komiksami oraz popularnych maid cafes (kawiarenek, w których kelnerkami są dziewczyny przebrane za pokojówki) są tam też sex shopy będące kilkupiętrowymi domami towarowymi z różnego rodzaju gadżetami erotycznymi, seksownymi strojami itp. To, że tego typu przybytków jest sporo w „młodzieżowej” dzielnicy, świadczy, że jest popyt na takie niegrzeczne artykuły wśród ludzi młodych. Seks i erotyka więc bynajmniej nie „wymierają” w Japonii. Co więcej, przykłady erotycznej kreatywności Japończyków wciąż mogą wywoływać rumieńce na Zachodzie.

W tym kontekście przywołuje się czasem krótkometrażowy film z 2009 r. „The Hajirai Machine Girl”, opowiadający o licealistce, która walczy ze złoczyńcami za pomocą karabinu maszynowego wychodzącego z jej… pupy. Ta krótka komedia, będąca typowym przykładem kina offowego, stała się symbolem japońskich dziwactw seksualnych.

Są też symbole bardziej mroczne. Co kilka lat chrześcijańskie serwisy w USA i Polsce przypominają sobie o grze „RapeLay”, w której można się wcielić w gwałciciela prześladującego matkę i jej dwie nastoletnie córki. Gra powstała w pierwszej dekadzie XXI wieku i nie zyskała wielkiej popularności, ale regularnie jest przywoływana jako dowód na to, że Japonia to kraj, w którym roi się od przestępców seksualnych. A co mówią statystyki? W 2010 r. doszło tam do 1,02 gwałtu na 100 tys. mieszkańców, podczas gdy w USA do 27,3, a w „feministycznej” Szwecji – 63,5. No, ale to Japonia uchodzi za istną sodomę i gomorę…

Czytaj więcej

Bunty przeciwko elitom. Dlaczego są nieskuteczne?

Toast w metrze

Dziewczęta z Harajuku, macie swój figlarny styl/ Lubię was, jakimi jesteście/ Jestem waszą największą fanką” – śpiewała Gwen Stefani w piosence „Harajuku Girls”. Tytułowe Harajuku to tokijskie osiedle będące mekką mody młodzieżowej. Znajduje się tam mnóstwo sklepów odzieżowych, w których zaopatrują się przedstawiciele subkultur. Można tam spotkać dziewczęta ubrane w suknie w stylu gothic lolita (nawiązujące trochę do XIX-wiecznych strojów) czy też cosplayerów przebranych za postacie z anime i gier.

Złożyłem tam krótką wizytę i byłem zaskoczony tym, że natrafiłem na raczej niewielu „przebierańców”. Spotkałem tylko jedną grupkę cosplayerską, a w pobliskim parku zobaczyłem chłopaków z fryzurami w stylu Elvisa tańczących do klasycznego rocka. Gdy przechodziłem obok jednego ze sklepów odzieżowych, sprzedawca – punkowiec z czerwonymi włosami i kolczykami w nosie – zaprosił mnie do środka, rozpoznając we mnie konesera designerskich T-shirtów. Pokazał mi koszulkę zespołu „The Clash” z pilotem kamikadze zawiązującym sobie na głowę opaskę ze wschodzącym Słońcem. Tak to się miesza lokalna tradycja z wpływami zachodnich subkultur… Może więc Japonia nie jest aż tak dziwacznym krajem, jak się wydaje wielu ludziom wychowanym w kulturze europejskiej?

– Prowokacyjnie stwierdzę, że Japonia wcale nie jest najdziwniejszym krajem na świecie, a jest tak przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, fenomeny zbliżone do jej kulturowych osobliwości są obecne także w innych zakątkach globu. Wycofanie społeczne obserwuje się w wielu wysoko uprzemysłowionych państwach Dalekiego Wschodu, śmierć z przepracowania zdarza się także w zachodnich korporacjach, ekstrawaganckie stroje, burzące monotonię dominującego stylu, widuje się także wśród kongijskich dandysów, niekonwencjonalny humor spotykamy w kulturze czeskiej, a o dziwnych upodobaniach erotycznych świadczą liczne statystyki internetowych wyszukiwarek z całego świata – mówi Łukasz Czajka. – Drugim powodem powstania wizerunku „dziwnej Japonii” jest zbytnie nagłaśnianie rzadkich przypadków (związków z lalkami lub ślubów z wirtualnymi dziewczynami), dzięki którym łatwo przykuć uwagę zachodniej publiczności. Osobliwe zjawiska kulturowe, nawet te najbardziej popularne, związane z fandomem anime i mangi, są w dalszym ciągu domeną subkultur, a nie społeczeństwa jako takiego – zauważa.

Najdziwniejsze zdarzenie, które przytrafiło mi się podczas podróżowania po Japonii? Gdy jechałem kolejką miejską przez tokijską dzielnicę Sumida (przypominającą pod wieloma względami warszawską Pragę), na siedzeniu obok usiadł starszy Japończyk, który wyciągnął papierową torbę z butelką wódki śliwkowej. Otworzył ją i nalał sobie trochę trunku do nakrętki od butelki. Spojrzałem się na niego i zrobiłem mocno zdziwioną minę. Jego zachowanie łamało wszelkie stereotypy o Japończykach! On spojrzał się na mnie równie zaskoczony. Pokazałem mu gest kciuka w górę. Poczęstował mnie wódką. Rozmawialiśmy później chwilę – on mówił łamanym angielskim, ja wtrącałem trochę japońskich słów („Watashi wa Porandojin desu”, czyli „Jestem Polakiem”). Zanim dojechałem do swojej stacji, wypiłem z tym miłym staruszkiem jeszcze drugi toast. Zwykli turyści chyba nie odkrywają takiego oblicza Japonii…

Japonia jest krajem, który fascynuje wielu ludzi, ale też do którego przylgnęła łatka „krainy dziwactw”. Europejczycy postrzegają go często jako miejsce zamieszkałe przez pozbawionych emocji korpoludków, którzy po pracy oddają się wszelkiego rodzaju perwersjom i dziwactwom. To miejsce, którego zagraniczna percepcja jest kształtowana przez mangi, anime, klasyczne horrory i filmy o Godzilli oraz… produkty branży pornograficznej.

To wizerunek oparty na stereotypach, ale trzeba przyznać, że kreatywność Japończyków potrafi zadziwiać, a czasem prawdziwe informacje napływające z Kraju Kwitnącej Wiśni wydają się pochodzić z serwisów satyrycznych. Czy możemy sobie bowiem wyobrazić, by któryś europejski rząd namawiał młodych ludzi do picia alkoholu? A japoński rząd to robi. Latem uruchomił specjalną kampanię namawiającą 20- i 30-latków, by więcej pili z przyjaciółmi. Ma to za zadanie zwiększyć budżetowe przychody z akcyzy oraz zapobiegać wykluczeniu społecznemu i samotności. W każdym innym kraju rząd namawiający młodych ludzi do imprezowania byłby czymś dziwacznym. W Japonii to naprawdę nic nadzwyczajnego.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi