Wojna w Gruzji. Zwycięstwo rosyjskiego kłamstwa

Każdej wojnie towarzyszą kłamstwa i stanowi to już wyświechtany banał. Jednak wojnie rosyjsko-gruzińskiej, od której minęło 15 lat, akompaniowała wręcz niezmierzona liczba łgarstw. Co więcej, są one bezkrytycznie powtarzane po dziś dzień przez wielu polskich oraz zachodnich ekspertów.

Publikacja: 11.08.2023 17:00

Dzieci bawią się piłką pod billboardem Władimira Putina w Cchinwali, głównym mieście Osetii Południo

Dzieci bawią się piłką pod billboardem Władimira Putina w Cchinwali, głównym mieście Osetii Południowej, 11 listopada 2006 r.

Foto: Alexander Natruskin/Reuters/Forum

Choć cywilizowana część świata aktualnie jednoznacznie odrzuca kremlowską narrację propagandową dotyczącą wojny w Ukrainie, to jednocześnie wciąż żyruje rosyjskie kłamstwa o wojnie przeciwko Gruzji. Nadal więc możemy usłyszeć z ust analityków, że owa wojna wybuchła, bo gruziński prezydent Micheil Saakaszwili „dał się sprowokować” i nakazał atak na Cchinwali, stolicę separatystycznego regionu Osetii Południowej. Niektórzy twierdzą nawet, że Saakaszwili „od dawna szykował się” do zajęcia zbuntowanych regionów. Rosja „nie miała więc wyboru” i „musiała bronić swoich obywateli”.

Czytaj więcej

15. rocznica wojny gruzińsko-rosyjskiej. Czołgi z Rosji były już pod Tbilisi

Czasem padają też kłamliwe wyliczenia o tysiącach osetyjskich cywilów, którzy rzekomo zginęli podczas gruzińskiego ostrzału 8 sierpnia 2008 r. Latem 2008 r. przy wejściu do prawosławnej katedry św. Marii Magdaleny na warszawskiej Pradze widziałem ogłoszenie o nabożeństwie żałobnym za „8 tys. zabitych mieszkańców Cchinwali”. Natomiast straty rosyjskie podczas tej wojny miały być znikome – wszak tak podało rosyjskie Ministerstwo Obrony. „Eksperci” jakoś tego nie kwestionują, za to niekiedy przytaczają opowieści rosyjskich wojskowych o bitwach, do których podczas tej wojny nie doszło. Rzadko kto zadaje sobie pytanie, kiedy tak naprawdę i dlaczego zaczęła się ta wojna.

Niekonsekwentna propaganda

Rosyjska narracja jest niekonsekwentna. Z jednej strony oficjalna propaganda mówi, że Rosja jest wszechpotężnym mocarstwem mogącym łatwo pokonać USA oraz „zakryć czapkami” armie NATO. Z drugiej tymczasem bywa ona śmiertelnie zagrożona działaniami stosunkowo małych krajów takich jak Gruzja. Sporadycznie kremlowscy propagandziści przyznają, że Rosja nie mogła zaakceptować dążenia Gruzji do integracji z NATO i rządów prozachodniego prezydenta Saakaszwilego. Ponadto Moskwie nie podobały się reformy prowadzone przez gruzińskiego przywódcę, ostra walka, jaką wydał on przestępczości zorganizowanej, a nawet wynikłe z jego rządów ogólne podniesienie poziomu życia Gruzinów. Czyżby zarzewiem konfliktu była zatem rewolucja róż z listopada 2003 r., kiedy Saakaszwili obalił Eduarda Szewardnadzego, byłego sowieckiego ministra spraw zagranicznych? Nie, gdyż wrogie działania Rosji przeciwko Gruzji zaczęły się już na jesieni 1999 r., czyli nieco ponad miesiąc po tym, kiedy Władimir Putin został rosyjskim premierem. Wówczas jego rząd jednostronnie uchylił zakaz przekraczania abchaskiego odcinka granicy rosyjsko-gruzińskiej przez mężczyzn w wieku poborowym. Zakaz ten został wprowadzony w styczniu 1996 r. w wyniku porozumienia prezydentów krajów Wspólnoty Państw Niepodległych i miał zapobiec zasilaniu sił zbrojnych Abchazji przez zagranicznych „ochotników” i najemników.

W grudniu 2000 r. Rosja wprowadziła wizy dla obywateli Gruzji, wdrażając równocześnie uproszczony system wizowy dla mieszkańców Abchazji, Osetii Płd. i Adżarii. W lutym 2001 r. jeden z agentów rosyjskiego wywiadu zorganizował spotkanie z radykalną osetyjską opozycją. Instruował ją, jak pokonać w wyborach Ludwiga Czybirowa, prezydenta Osetii Płd. Czybirow był niewygodny dla Rosji, ponieważ dążył do pokojowego porozumienia z Gruzją. Ostatecznie prezydentem został Eduard Kokojty, który uczestniczył w spotkaniu ze wspomnianym rosyjskim agentem. W styczniu 2002 r. odbył on naradę z 50 przedstawicielami osetyjskich elit. „Kokojty przedstawił im plan rozpoczęcia wojny z Gruzją w celu uzyskania niepodległości przez Osetię Południową. Większości osób znajdujących się na tym spotkaniu plan wydawał się na tyle ekstremalny, że uznali go za absurdalny. W późniejszym okresie wszyscy, którzy sprzeciwili się decyzji Kokojty, zniknęli z południowoosetyjskiej sceny politycznej. Część opuściła Osetię Południową, część znalazła się w więzieniu, a część zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach” – pisał Irakli Matcharashvili w swojej książce „2008 rok. Wojna rosyjsko-gruzińska”.

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Zapomniana wojna w dalekiej Gruzji. Lekcja sprzed równo 15 lat

Kilka miesięcy później rosyjski rząd zaczął masowo rozdawać swoje paszporty mieszkańcom Osetii Płd. i Abchazji. Jednocześnie domagał się od Gruzji udostępnienia jej przestrzeni powietrznej w celu pacyfikacji Czeczenii. Oczywiście otrzymał odpowiedź odmowną, 6 sierpnia 2002 r. więc rosyjskie lotnictwo zbombardowało gruzińskie terytorium. Bomby spadły na wąwóz Pankiski, gdzie chronili się czeczeńscy uchodźcy. Przenikała tam też czeczeńska partyzantka. We wrześniu 2002 r. Putin stwierdził, że Gruzja jest krajem, z którego pochodzi „zagrożenie terrorystyczne”, a Rosja jest gotowa, by użyć przeciwko niej siły wojskowej.

W kolejnych latach Rosja rozbudowywała armię Osetii Południowej, obsadzając ją swoimi oficerami. W 2004 r. południowoosetyjskim ministrem obrony został Anatolij Barankiewicz, pułkownik armii rosyjskiej. W 2005 r. generał Anatolij Zajcew, były dowódca Zabajkalskiego Okręgu Wojskowego, został szefem sztabu armii Osetii Płd., a na czele lokalnego KGB stanął Anatolij Jarowoj, były szef Federalnej Służby Bezpieczeństwa w Autonomicznej Republice Mordowii. Osetyjczykom dostarczono m.in. 70 czołgów T-72. A zatem rozporządzali większą liczbą czołgów niż obecnie posiadają np. Niderlandy czy Norwegia. Ciężki sprzęt gromadzono m.in. w bazie znajdującej się w Dżawie, do której nie dopuszczano obserwatorów z Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. „Do 2008 r. regiony separatystyczne dysponowały zapasami uzbrojenia (otrzymanego za darmo) dwa razy przekraczającymi liczbę uzbrojenia, znajdującego się w rękach Tbilisi” – wskazywał Matcharashvili.

Przeciąganie liny

Zaczęły się też prowokacje. W starciach z lipca i sierpnia 2004 r. zginęło 19 gruzińskich i 5 osetyjskich żołnierzy. W październiku dywersanci wysadzili kilka kluczowych linii energetycznych w Gruzji. Kiedy we wrześniu 2006 r. Gruzini aresztowali członków rosyjskiej siatki dywersyjnej, rosyjskie wojska na Kaukazie postawiono w stan gotowości bojowej, a Flota Czarnomorska rozpoczęła manewry w pobliżu gruzińskiego wybrzeża. W listopadzie 2006 r. Putin zapowiedział, że zrobi z Gruzji „Cypr Północny”.

27 lutego 2007 r. w gazecie „Siegodnia” ukazał się artykuł Zaura Alborowa, „niezależnego analityka wojskowego”, o znamiennym tytule „Dlaczego Gruzja przegra przyszłą wojnę”. Opisano w nim dokładnie taki sam plan rosyjskiego ataku, jaki został wdrożony w sierpniu 2008 r. W marcu rosyjskie śmigłowce ostrzelały rakietami budynki gruzińskiej administracji w wąwozie Kodori, czyli w części Abchazji kontrolowanej wówczas przez Gruzję. W sierpniu dwa rosyjskie samoloty zbombardowały gruzińską stację radarową.

Wojna hybrydowa nabrała intensywności po 20 kwietnia 2008 r. Wówczas rosyjski samolot zestrzelił gruzińskiego drona. Rosjanie zaczęli przerzucać większe siły do Abchazji i budować tam nowe składy amunicji. W czerwcu rosyjski analityk Paweł Felgenhauer stwierdził, że decyzja o wybuchu wojny już zapadła, a same starcia rozpoczną się w sierpniu. 6 lipca wojska Zakaukaskiego Okręgu Wojskowego rozpoczęły ćwiczenia Kaukaz 2008. Żołnierzom rozdawano broszury „Poznaj swojego wroga” poświęcone armii gruzińskiej. W bazach w Osetii Płd. i Abchazji budowano umocnienia. – Rosyjskie wojska wkroczą do Gruzji, by ochronić rosyjskich obywateli i pomóc siłom pokojowym. (…) U północnego wejścia do tunelu Rokijskiego stoją rosyjskie czołgi – powiedział 27 lipca w wywiadzie dla „Niezawiesimoj Gazety” Teimuraz Mamcurow, prezydent Osetii Północnej.

Czytaj więcej

Saakaszwili jest truty? Oburzenie Gruzji wywołał szef lekarzy przy Morawieckim

29 lipca siły południowoosetyjskie ostrzelały obserwatorów z OBWE oraz gruziński komponent sił pokojowych. Zaczął się też ostrzał gruzińskich wiosek położonych przy linii rozejmowej, a 2 sierpnia rozpoczęto ewakuację mieszkańców Cchinwali. Do północy 7 sierpnia ewakuowano stamtąd 20 tys. ludzi. Michaił Mindzajew, południowoosetyjski minister spraw zagranicznych, skonstatował, że jego quasi-państewko domaga się terenów środkowej Gruzji, w tym uzdrowiska Bordżomi. Do wieczora 5 sierpnia u północnego wejścia do tunelu Rokijskiego, łączącego Rosję z Osetią Płd., zgromadziły się rosyjskie wojska liczące 11,7 tys. żołnierzy i 891 pojazdów pancernych. W tym czasie gotowy do negocjacji Saakaszwili desperacko próbował skontaktować się z rosyjskimi władzami. Jednak 6 sierpnia rosyjski MSZ ogłosił, że „czas rozmów między prezydentami jeszcze nie nadszedł”.

Pretekst czy powód?

Według oficjalnej wersji wydarzeń 7 sierpnia 2008 r. o godzinie 23.40 Saakaszwili wydał wojskom gruzińskim rozkaz otwarcia ognia artyleryjskiego przeciwko wrogim zgrupowaniom na terenie Osetii Płd. Wielu „ekspertów” twierdzi, że dał się on sprowokować Rosji i dostarczył jej pretekst do pełnoskalowej inwazji. Niemniej inne światło na tę decyzję rzuca film dokumentalny „Casus belli. Po co komu ta wojna?” autorstwa Macieja Maciejowskiego i Michała Orzechowskiego. Wskazują oni na zwykle pomijany przez „ekspertów” fakt – na złamanie przez Rosję umowy rozejmowej z 1992 r., regulującej status sił pokojowych w Osetii Płd.

W umowie tej wyraźnie stwierdzono, że zarówno Rosja, jak i Gruzja mogą skierować do sił rozjemczych maksymalnie 500 żołnierzy pozbawionych ciężkiej broni ofensywnej. „Z moich analiz wynika, że to nie Gruzini, ale Rosjanie zaczęli wojnę z Gruzją w 2008 roku. Zrobili to wielokrotnie, atakując gruzińskie terytorium przed 8 sierpnia oraz przerzucając przez tunel Roki do Osetii Południowej kolumnę czołgów i transporterów opancerzonych już 7 sierpnia, co było ewidentnym złamaniem rosyjsko-gruzińskiej umowy rozejmowej z 1992 roku” – mówił „Plusowi Minusowi” Michał Orzechowski. Wprowadzenie przez Rosję większych sił na teren Osetii Płd. stanowiło złamanie rozejmu, Gruzja więc miała pełne prawo odpowiedzieć zbrojnie.

Natomiast Matcharashvili podaje, że już 2 sierpnia część rosyjskich wojsk przekroczyła granicę Gruzji. O obecności zwiększonych sił rosyjskich na terenie Osetii Płd. świadczą zebrane przez niego relacje rosyjskich wojskowych i Osetyjczyków. Natomiast w nocy z 6 na 7 sierpnia sztab Północnokaukaskiego Okręgu Wojskowego przeniesiono do Dżawy, a więc na terytorium Osetii Płd. Gruziński radiowywiad monitorował również rosyjską i osetyjską komunikację wojskową, dzięki czemu zdobył informacje o przerzucaniu wojsk pancernych przez tunel Rokijski. Władze Gruzji nie miały żadnej wątpliwości – szykowano inwazję. Nie mogły zatem pozwolić sobie na to, by bezczynnie czekać aż wróg zgromadzi siły do ataku. Kluczem do obrony Gruzji było Cchinwali. Stamtąd wojska rosyjskie wjeżdżałyby w przypominającą rozszerzający się lejek dolinę, z której weszłyby na główną autostradę łączącą wschód i zachód kraju. Od tego miejsca do Tbilisi jest zaledwie 67 km. Według Orzechowskiego i Maciejowskiego Saakaszwili postanowił stoczyć desperacką walkę o Cchinwali. Nie chciał jej wygrać, lecz pragnął kupić wystarczająco dużo czasu, aby zorganizować interwencję dyplomatyczną, która ocaliłaby jego kraj.

Wojna przegrana na starcie

Gruzja nie mogła wygrać tej wojny. Całe jej siły zbrojne dysponowały 32 tys. żołnierzy oraz 191 czołgami i niewielkim lotnictwem mającym m.in. dziesięć bombowców szturmowych i osiem śmigłowców bojowych. Tymczasem tylko rosyjska 58. Armia dysponowała 70–80 tys. żołnierzy z 620 czołgami, a wspierała ją 4. Armia Lotnicza z 350 samolotami bojowymi i 75 śmigłowcami bojowymi. Do tego trzeba jeszcze doliczyć armię abchaską liczącą 22 tys. ludzi i południowoosetyjską z 18 tys. żołnierzy. Gruzini nie mieli dostatecznych sił, żeby skutecznie bronić się na dwóch frontach i jedyne, co mogli zrobić, to opóźniać wojska agresora, pełni nadziei na interwencję dyplomatyczną.

Czytaj więcej

Czy celem władz Gruzji jest śmierć Saakaszwilego?

„Podczas pobytu w Gruzji w październiku 2008 r., niedługo po zakończeniu głównych działań wojennych, dokonałem kilku istotnych obserwacji. Przede wszystkim zaskoczyło mnie, że o ile widać było liczne zbombardowane domy bloki mieszkalne, to stosunkowo nienaruszone były budynki o potencjalnym zastosowaniu wojskowym, takie jak szkoły, magazyny, budynki administracji publicznej itp. Z moich analiz wynikało, że Gruzinom udało się przez pierwsze dni rosyjskiej agresji utrzymywać wojska rosyjskie w regionie doliny wokół Cchinwali, co spowodowało furię u rosyjskich dowódców, którzy zdecydowali o masowych terrorystycznych bombardowaniach lotniczych obiektów cywilnych w całej Gruzji” – wspomina Orzechowski.

W trakcie tej kilkudniowej wojny, według oficjalnych danych, straty Gruzinów wyniosły 180 zabitych żołnierzy i policjantów, 1174 rannych, 4 zaginionych i 49 jeńców. Natomiast wśród gruzińskich cywilów było 224 zabitych, 15 zaginionych, 547 rannych i nawet 230 tys. uchodźców. Osetyjczycy przyznali się do 27 zabitych i 69 rannych oraz 162 zabitych cywilów. Wliczali do nich jednak też uzbrojonych „ochotników”. Abchazi potwierdzili jednego zabitego i dwóch rannych. Rosjanie oficjalnie ogłosili, że mieli tylko 71 zabitych i 340 rannych. Nie podali jednak imiennej listy poległych. Ich straty mocno zaniżono, o czym świadczą choćby relacje rosyjskich weteranów. „Z naszych czołgów uratowało się tylko pięć. Na nich dojechaliśmy do polany, na której broniliśmy się do rana” – wspominał rosyjski żołnierz Aleksander Płotnikow, wcześniej piszący, że jego oddział rozpoczął walkę z 17 czołgami.

Zniszczona została też m.in. kolumna sztabowa gen. Anatolija Hrulewa, dowódcy 58. Armii. Z liczącej 30 bojowych wozów piechoty, 3 transporterów i 2 czołgów kolumny ocalało tylko 6 maszyn. Przykrą niespodzianką dla Rosjan były też działania gruzińskiej obrony przeciwlotniczej, w tym polskich rakiet Grom. Rosja oficjalnie przyznała się do utraty czterech samolotów, w tym bombowca strategicznego Tu-22M. Gruzini donosili o 21 trafieniach. Dużo łatwiej miała Flota Czarnomorska. Wszystkie gruzińskie jednostki morskie stały wówczas niesprawne w porcie Poti. Rosjanie wymyślili więc „pierwszą bitwę morską XXI w.”, podczas której mieli zatopić gruziński flagowy okręt patrolowy „Dioskuria”. Tak naprawdę ostrzelali jedynie cywilny statek ze zbożem, ale to nie przeszkadzało Putinowi przyznać dowódcom okrętów orderów za „epickie starcie”.

Dyplomatyczny sukces, polityczna klęska

Ostatecznie wojska rosyjskie zostały zatrzymane przez dwie konkurencyjne interwencje dyplomatyczne: mającego błogosławieństwo Amerykanów prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz francuskiego przywódcy Nicolasa Sarkozy’ego, który dopiero później się zorientował, że Rosjanie oszukali go w porozumieniu rozejmowym. Rosja wcale nie myślała o pokoju. Jesienią 2008 r. znów zaczęły napływać sygnały świadczące o możliwym wznowieniu działań wojennych. – Z moich rozmów i analiz na miejscu w Gruzji wynikało, że Rosjanie najprawdopodobniej przygotowują się do drugiego, dobijającego uderzenia na jesień 2008 r. Świadczyły o tym m.in. ponowne podciąganie jednostek rosyjskich pod tereny przygraniczne Gruzji, w tym także oddziałów artylerii i czołgów, wycofywanie ludności cywilnej z terenów przygranicznych po rosyjskiej stronie kordonu okupacyjnego, obecność patroli umundurowanych oddziałów rosyjskiego Specnazu i innych jednostek specjalnych po gruzińskiej stronie granicy. Po powrocie do Polski moje opinie i analizy przekazałem kilkoma kanałami do Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz do mediów i osób opiniotwórczych. Później dostałem informacje, że moje analizy dotarły do Kancelarii Prezydenta, a on otrzymał podobne informacje także z innych źródeł” – twierdzi Orzechowski.

Czytaj więcej

Świat się sypie, ale gruzińskie plaże będą pełne

23 listopada 2008 r. prezydent Kaczyński wybrał się z Saakaszwilim w okolice rosyjsko-osetyńskiego posterunku w Achałgori, leżącego w „strefie buforowej”. „Jak dowiedziałem się z innych źródeł, za posterunkiem miały stać oddziały rosyjskich wojsk, szykujących się do uderzenia na Tbilisi. Na widok zbliżającej się kolumny samochodów rosyjscy żołnierze z posterunku otworzyli ogień. Media poinformowały o tym incydencie świat, co miało spowodować powstrzymanie szykowanego ponownego rosyjskiego uderzenia. Ponieważ kilka dni potem na przełęczach zaczął padać pierwszy śnieg, co też przyczyniło się do uniemożliwienia działań rosyjskiej armii” – wskazuje tymczasem Orzechowski.

Moskwa kilka lat później poradziła sobie z Gruzją w inny sposób. Władzę w Tbilisi zdobyła ekipa oligarchy, który zbił majątek na interesach w Rosji. Saakaszwili jest obecnie de facto ich więźniem politycznym. Dogorywa na oczach bezczynnego świata. Zachód jakoś nie kwapi się, aby go bronić. Nie prostuje również rosyjskich kłamstw o wojnie z 2008 r. Nawet uznani eksperci, tacy jak Brytyjczyk Mark Galeotti, bezrefleksyjnie powtarzają, że to Saakaszwili rozpoczął wojnę. Nikt na Zachodzie nie chce przyznać, że przyjmując po 2008 r. na salonach Putina, Miedwiediewa i Ławrowa, tak naprawdę ugłaskiwało się bandytów dążących do podpalenia świata.

Choć cywilizowana część świata aktualnie jednoznacznie odrzuca kremlowską narrację propagandową dotyczącą wojny w Ukrainie, to jednocześnie wciąż żyruje rosyjskie kłamstwa o wojnie przeciwko Gruzji. Nadal więc możemy usłyszeć z ust analityków, że owa wojna wybuchła, bo gruziński prezydent Micheil Saakaszwili „dał się sprowokować” i nakazał atak na Cchinwali, stolicę separatystycznego regionu Osetii Południowej. Niektórzy twierdzą nawet, że Saakaszwili „od dawna szykował się” do zajęcia zbuntowanych regionów. Rosja „nie miała więc wyboru” i „musiała bronić swoich obywateli”.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Jędrzej Pasierski: Dobre kino dla 6 widzów