Choć cywilizowana część świata aktualnie jednoznacznie odrzuca kremlowską narrację propagandową dotyczącą wojny w Ukrainie, to jednocześnie wciąż żyruje rosyjskie kłamstwa o wojnie przeciwko Gruzji. Nadal więc możemy usłyszeć z ust analityków, że owa wojna wybuchła, bo gruziński prezydent Micheil Saakaszwili „dał się sprowokować” i nakazał atak na Cchinwali, stolicę separatystycznego regionu Osetii Południowej. Niektórzy twierdzą nawet, że Saakaszwili „od dawna szykował się” do zajęcia zbuntowanych regionów. Rosja „nie miała więc wyboru” i „musiała bronić swoich obywateli”.
Czytaj więcej
Okupacja części terytorium trwa, kraje wciąż nie mają stosunków dyplomatycznych, ale nie przestają handlować i robić ze sobą interesy.
Czasem padają też kłamliwe wyliczenia o tysiącach osetyjskich cywilów, którzy rzekomo zginęli podczas gruzińskiego ostrzału 8 sierpnia 2008 r. Latem 2008 r. przy wejściu do prawosławnej katedry św. Marii Magdaleny na warszawskiej Pradze widziałem ogłoszenie o nabożeństwie żałobnym za „8 tys. zabitych mieszkańców Cchinwali”. Natomiast straty rosyjskie podczas tej wojny miały być znikome – wszak tak podało rosyjskie Ministerstwo Obrony. „Eksperci” jakoś tego nie kwestionują, za to niekiedy przytaczają opowieści rosyjskich wojskowych o bitwach, do których podczas tej wojny nie doszło. Rzadko kto zadaje sobie pytanie, kiedy tak naprawdę i dlaczego zaczęła się ta wojna.
Niekonsekwentna propaganda
Rosyjska narracja jest niekonsekwentna. Z jednej strony oficjalna propaganda mówi, że Rosja jest wszechpotężnym mocarstwem mogącym łatwo pokonać USA oraz „zakryć czapkami” armie NATO. Z drugiej tymczasem bywa ona śmiertelnie zagrożona działaniami stosunkowo małych krajów takich jak Gruzja. Sporadycznie kremlowscy propagandziści przyznają, że Rosja nie mogła zaakceptować dążenia Gruzji do integracji z NATO i rządów prozachodniego prezydenta Saakaszwilego. Ponadto Moskwie nie podobały się reformy prowadzone przez gruzińskiego przywódcę, ostra walka, jaką wydał on przestępczości zorganizowanej, a nawet wynikłe z jego rządów ogólne podniesienie poziomu życia Gruzinów. Czyżby zarzewiem konfliktu była zatem rewolucja róż z listopada 2003 r., kiedy Saakaszwili obalił Eduarda Szewardnadzego, byłego sowieckiego ministra spraw zagranicznych? Nie, gdyż wrogie działania Rosji przeciwko Gruzji zaczęły się już na jesieni 1999 r., czyli nieco ponad miesiąc po tym, kiedy Władimir Putin został rosyjskim premierem. Wówczas jego rząd jednostronnie uchylił zakaz przekraczania abchaskiego odcinka granicy rosyjsko-gruzińskiej przez mężczyzn w wieku poborowym. Zakaz ten został wprowadzony w styczniu 1996 r. w wyniku porozumienia prezydentów krajów Wspólnoty Państw Niepodległych i miał zapobiec zasilaniu sił zbrojnych Abchazji przez zagranicznych „ochotników” i najemników.
W grudniu 2000 r. Rosja wprowadziła wizy dla obywateli Gruzji, wdrażając równocześnie uproszczony system wizowy dla mieszkańców Abchazji, Osetii Płd. i Adżarii. W lutym 2001 r. jeden z agentów rosyjskiego wywiadu zorganizował spotkanie z radykalną osetyjską opozycją. Instruował ją, jak pokonać w wyborach Ludwiga Czybirowa, prezydenta Osetii Płd. Czybirow był niewygodny dla Rosji, ponieważ dążył do pokojowego porozumienia z Gruzją. Ostatecznie prezydentem został Eduard Kokojty, który uczestniczył w spotkaniu ze wspomnianym rosyjskim agentem. W styczniu 2002 r. odbył on naradę z 50 przedstawicielami osetyjskich elit. „Kokojty przedstawił im plan rozpoczęcia wojny z Gruzją w celu uzyskania niepodległości przez Osetię Południową. Większości osób znajdujących się na tym spotkaniu plan wydawał się na tyle ekstremalny, że uznali go za absurdalny. W późniejszym okresie wszyscy, którzy sprzeciwili się decyzji Kokojty, zniknęli z południowoosetyjskiej sceny politycznej. Część opuściła Osetię Południową, część znalazła się w więzieniu, a część zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach” – pisał Irakli Matcharashvili w swojej książce „2008 rok. Wojna rosyjsko-gruzińska”.