Na pozór były to czasy, gdy wszystko było prostsze. Zwłaszcza zbudowanie wielkiego biznesu, który przyniósłby miliony, może nawet miliardy dolarów. W początkach internetu nikt nie wiedział, bo skąd mógłby, jakie pomysły wykluwają się w kalifornijskich garażach, w akademikach i na korytarzach uniwersytetów Stanforda, Princeton czy MIT.
To oczywiście tylko złudzenie, bo kto nie ma błyskotliwego pomysłu, determinacji i choćby cienia smykałki do biznesu, raczej sukcesu nie osiągnie. A choć Larry Page i Sergey Brin zaczynali skromnie, to mieli genialny pomysł, a Scott Hassan naprawdę umiał kodować. I tak w 1996 r. narodził się projekt naukowy BlackRub, znany dzisiaj w dużo bardziej zaawansowanej formie jako Google Search.
W 2004 r. potężny już Google wkroczył na giełdę. To był spektakularny sukces. A początkowa cena akcji w ofercie publicznej (IPO) – 85 dol., w kilka lat została zwielokrotniona. Inwestycja marzeń. Ale w 2004 r. nie wszyscy tak myśleli. „Nawet nie wysilajcie się obstawiać tego IPO – to strzał w ciemno” – można było przeczytać w „BusinessWeeku”. Wejście na giełdę „to jedna z najgorszych rzeczy, jakie mogą się przytrafić Google’owi” – twierdził Danny Sullivan, znany wówczas analityk branżowy. Wieloletni prezes Google’a Eric Schmidt pisał na łamach „Harvard Business Review” w 2010 r. „Ludzie obawiali, że idąc na giełdę, Google straci swoją cenioną obiektywność i niezależność”. Czyż można było bardziej się mylić? W końcu dzisiaj spółka Alphabet to trzeci największy koncern technologiczny świata, a jego wyszukiwarka to synonim internetu. A jeśli czegoś nie wiesz, zawsze możesz to wygooglować.
Czytaj więcej
Prawie 8 tysięcy systemów międzygwiezdnych, 10 milionów graczy z całego świata – największa galaktyka, jaką kiedykolwiek zasiedlił człowiek. Na początku maja skończy 20 lat. Witajcie w świecie Eve Online.
Nie bądź złym
We współczesnym świecie sukces mierzy się zwykle pieniędzmi, trudno więc dyskutować z liczbami wyrażonymi w bilionach dolarów. Ale zawsze można na niego spojrzeć szerzej. Gdy Google w 2004 r. walczył o względy inwestorów przed IPO, w folderach inwestycyjnych wzrok przyciągało motto „Don’t be evil” – „Nie bądź złym”, które firma rozwijała w swoim manifeście: „Mocno wierzymy, że patrząc długoterminowo, wszyscy zostaniemy lepiej obsłużeni – jako udziałowcy i na wszystkie inne sposoby – przez firmę, która czyni dla świata dobre rzeczy, nawet jeśli odmówimy sobie krótkoterminowych zysków”. Dekadę później koncern zmienił motto na „Do the right thing” – „Czyń właściwie”.