Czy państwo rozwiąże nasze problemy
Pandemia zwiększyła znaczenie państwa w naszym codziennym życiu. Ma pomagać, wspierać, podejmować decyzje, a przede wszystkim wydawać pieniądze. Tak, jakby niewidzialna ręka rynku przestała obowiązywać.
Wojna
Zaczęło się. Rosjanie kogoś naprawdę wkurzyli. Na początku marca do systemu, gdzie bazę miał S.I.G.S.A.U.E.R, przyleciało ok. 120 statków wojennych. Wpierw spalili fortecę i fabrykę, a później zabrali się za rafinerie. W ciągu kilku godzin spłonęło ich osiem. To potężne konstrukcje – nie jest łatwo je zniszczyć. Ale jeśli pojawia się armada leshaków i paladinów, możliwe, że najmocniejszych niszczycieli w całej grze, trudno stawić im czoła. S.SAU się nie udało. „Zasłużyli. Lev, ich przywódca odgrażał się parokrotnie, że zajmą całą Esoterię. No to już nie zajmą” – powiedziała Leslie.
Lev opowiadał o tym nawet w wywiadach na YouTubie. „Strata kilku rafinerii to dla nas nie problem” – sam słyszałem z jego ust następnego dnia. Mylił się. Rosjanie zbudowali nowe rafinerie. Postawili ich nawet więcej. W tydzień później spłonęły podobnie jak poprzednie. A ja wśród nicków graczy, którzy je palili, dostrzegłem znajome postacie tych, którzy na prośbę Leslie likwidowali nieproszonych gości w naszym systemie. Klęska S.SAU okazała się tylko preludium prawdziwej wojny. Fakt, byli niebezpieczni, ale w skali całej gry nie byli znaczącą siłą. W niedzielę 12 marca, po południu polskiego czasu, w jednym z małych systemów, gdzieś na uboczu spotkało się kilka tysięcy statków. Z jednej strony Pandemic Horde i Fraternity, a z drugiej Goonswarm Federation i Initiative. Cztery największe alianse w całej grze liczące w sumie około 120 tys. członków, stanęły naprzeciwko siebie. I zaczęła się jatka. Obciążenie serwerów było tak duże, że kilka tysięcy osób po prostu wyrzuciło z gry. Mogę sobie tylko wyobrażać, jak musiało to wyglądać. Może gdzieś w sieci krążą screeny z tej wielkiej bitwy. Nie znalazłem, więc pozostaje mi tylko wyobraźnia.
Gdy powiedziałem o tym Vlado, kumplowi z Serbii, z którym właśnie wydobywaliśmy surowce, ucieszył się. „Dobra nasza. Może uda nam się na tej wojnie zarobić”. Miał rację. Ceny na Jitcie poszybowały. Nie tylko naszych surowców, bez których nie ma statków, ale praktycznie wszystkiego. A najbardziej dział – bez względu na typ podrożały o 100, czasem 200 proc.
Vlado często latał na Jitę. Czasami ginął po drodze. Nie on jeden. Ale myślę, że dobrze zarobił na wojnie. Inflacja trwała jakieś dwa, trzy tygodnie. A później wszystko zaczęło wracać do normy.
Społeczność
Gdzieś w tle milionów graczy pojawiają się Polacy. Czasami spotkam statek, którego właściciel ma swojsko brzmiącego nicka. Ilu ich tu jest? To pewnie nie do ustalenia. Rozsiani są po całej galaktyce. W każdym razie korporacji z przymiotnikiem „polska” lub „polski” jest 75. Niektóre brzmią nieco pompatycznie: Imperium Polskie, Polski Zakon Podboju Kosmosu, Niech Żyje Polska czy Polska Prawdziwa i Sprawiedliwa. Na szczęście znalazło się też miejsce dla Polskiego Związku Wędkarstwa.
Z niewieloma Polakami rozmawiałem, bo też niewiele miałem do tego okazji. Najdłużej z Weroniką, Ślązaczką (wszystkie awatary kobiece, ale zaimki osobowe niekoniecznie). Miała kilka klonów, musiała więc płacić kilka abonamentów. Zawód: informatyk. Ona też miała niewiele styczności z rodakami. „Przyleciało tu do nas kiedyś kilku gości, regularnie, codziennie nas atakowali. Szef chciał z nimi porozmawiać, ale oni ledwo rozumieli angielski. Okazało się, że polski, a i owszem. Bandyterka była z Górnego Śląska. Jakoś się z nimi dogadałem i odlecieli”.
Weronika była krótko w naszym aliansie. W zasadzie zmieniała korporacje jak rękawiczki. Gdy ją o to zapytałem, powiedziała: „Ale wiesz, że szef korporacji widzi wszystko, co masz w hangarze. Nic się nie ukryje”. Paranoja? Umiłowanie wolności? Nie wiem, ale ostatecznie założyła własne korpo. Jest w niej tylko ona i jej klony.
Rozmawiałem z Hiszpanami, Australijczykami i Niemcami. Przez chwilę byłem w niemieckim korpo. Wszystko zorganizowane na tip-top. Ale zaniepokoiło mnie, że po pewnym okresie stażu rekruci dostawali mundury i berety. Odszedłem, choć nie dlatego.
Ale najczęściej spotykam Anglików, Amerykanów i Kanadyjczyków. Jak 31-letni Jim. „Pracuję w elektrowni atomowej. Tylko tutaj w Ontario mamy dwie. Zajmuję się nadzorem i montażem rur”. Czas zajmuje mu praca, Eve i czytanie książek. Ostatnio o fizyce kwantowej. „Granie? Żona nie robi problemu. Ale ona woli Minecrafta”. Mike, pilot, w ubiegłym roku spędził trochę czasu w jednej z amerykańskich baz w Polsce. „Jesteś z Polski? Latałem z Polakami w Afganistanie. Fajne chłopaki. Trafiła mi się ekipa, której dowódcą był taki brodaty gość, Radek”. 49-letni Thomas to z kolei informatyk. Mieszka gdzieś pod Leicester. Godzina jazdy, na co ciągle zimą narzekał, bo wąskie, angielskie drogi były wtedy nieprzejezdne. Rozwiedziony, całe jego towarzystwo to pies i my górnicy z Eve.
To całkiem sporo. Jak twierdzi producent, władca tego wirtualnego świata, jest nas tu prawie 10 milionów. To może niezupełnie rodzina. Ale jednak spędzamy czas razem. Wszyscy płacimy podatki, wszyscy giniemy w tysiącach systemów gwiezdnych i wszyscy mamy jakieś ambicje. Tylko społeczność czy już społeczeństwo?
Wszystkie nicki graczy zostały zmienione