Adam Gomoła: Wielu mówiło o stawianiu na młodych, a tylko Polska 2050 to zrobiła

Każde pokolenie w historii walczyło o lepsze jutro, a nam przyszło zmagać się z tym, by mieć jakiekolwiek. Mam nadzieję, że w ciągu najbliższych czterech lat uda mi się sprawić, by kwestie klimatu i środowiska zaczęto realnie załatwiać - mówi Adam Gomoła z Polski 2050, najmłodszy poseł elekt X kadencji.

Publikacja: 10.11.2023 17:00

Adam Gomoła: Wielu mówiło o stawianiu na młodych, a tylko Polska 2050 to zrobiła

Foto: Piotr Molęcki/East News

Plus Minus: Zaskoczony?

Trochę tak, ale mam przeświadczenie, że zapracowaliśmy sobie na tę wygraną. To były bardzo intensywne miesiące. Największym zwycięstwem jest to, jak zgrany zespół udało mi się wokół siebie zbudować. Mam nadzieję, że nie rozejdziemy się teraz i dalej będziemy wspólnie pracować. Na pewno nie spodziewałem się tego, że – nawet mając jedynkę na liście – zyskam aż trzykrotną przewagę nad „dwójką”. Powiem więcej: nie spodziewali się tego nawet znający się na polityce ludzie z mojego okręgu (opolskiego – red.). Mówiono, że będę najsłabszym liderem listy w Polsce, a tu niemal 22 tys. głosów. To duży prestiż oraz odpowiedzialność. Z drugiej strony zdawałem sobie sprawę z atutów swojej kampanii i okazało się, że ta strategia, którą dwa miesiące temu obraliśmy, była skuteczna.

Co masz na myśli?

Chciałem pokazać wyborcom te cechy, które mogłyby być w jakiś sposób wyróżniające. Wiadomo, że dla mnie sprawy przyszłości są bardzo ważną częścią agendy – klimat, edukacja i gospodarka. Ale poza merytoryką wyborcy chcą emocji. Wydaje mi się, że każdy kandydat musi znaleźć taką, która w jakiś sposób może go opisywać. W moim przypadku była to energia. Generalnie jestem bardzo rzutki, szybko mówię i tryska ode mnie chęć działania. Oczywiście, ktoś może uznać to za brak ogłady, ale jako sztab postanowiliśmy promować taki styl bycia. Podobnie z wiekiem. Część osób mówiła, że 24 lata to za mało na zostanie posłem. Nigdy z tym nie polemizowałem, bo to prawo każdego, by tak czy inaczej daną cechę oceniać. Koniec końców udało mi się zdobyć mandat. Czuję w związku z tym odpowiedzialność, żeby nie uderzyła mi do głowy woda sodowa.

Boisz się tego?

Szczerze mówiąc, tak, bo gdy uderza sodówa, to człowiek nie zdaje sobie z tego sprawy. Trzeba mieć przy sobie bliskie osoby, które w odpowiednim momencie zwrócą na pewne kwestie uwagę. Starsi koledzy i koleżanki sprzedali mi parę cennych rad.

Czytaj więcej

Nadia Oleszczuk-Zygmuntowska: Czasem przypominam sobie, że mam 23 lata

Przykład?

Żeby nie korzystać z ułatwień, które daje mandat poselski, a jeśli już, to tylko w uzasadnionych przypadkach. Trzeba starać się utrzymywać kontakt z rzeczywistością, żyć jak normalni ludzie. To było zresztą jedno z moich wyborczych haseł: „dość polityków, którzy widzą świat tylko zza przyciemnianych szyb limuzyn”. W pewnym sensie jest to także obietnica.

Czujesz presję w związku z oczekiwaniami wobec młodych? Wiele osób dużo sobie obiecuje po młodym pokoleniu, a ty teraz będziesz jego reprezentacją.

Smuci mnie, że liczba posłów poniżej 30. roku życia spadła z 14 do 3, a już za rok zostanę tylko ja. Będę na pewno skupiał w związku z tym uwagę. Liczę, że w innych parlamentarzystach znajdę wsparcie w sprawach mojego pokolenia i dzięki temu uda mi się „dowieźć”. Na pewno widzę, że moja partia  mnie wspiera. Udało mi się przekonać kierownictwo do wielu postulatów, które znalazły się w naszym programie. Mam tu na myśli np. obniżenie wieku pozwalającego dziewczynom na samodzielną wizytę u ginekologa. Obecnie polskie prawo pozwala na uprawianie stosunku seksualnego od 15. roku życia, ale na pójście do ginekologa już nie. To można zmienić jedną ustawą. Poza tym, zwróć uwagę, że wiele ugrupowań mówiło o stawianiu na młodych, a tylko Polska 2050 to zrobiła i zdecydowała się dać takiej osobie pierwsze miejsce na liście. Mam poczucie, że w mojej partii nie ma podziału na „dzieci”, które siedzą przy osobnym stoliku, i dorosłych. Wszyscy pracujemy razem. Nie wiem, z czym się będę mierzył, gdy mowa o innych partiach. Bo może być tak, że retorycznie młodych będą wspierać, a w kuluarach usłyszę, że tak naprawdę nikogo to nie interesuje. Nawet jeśli tak się wydarzy, to z pewnością znajdę poparcie w rozmaitych organizacjach pozarządowych czy związkach zawodowych, z wzajemnością zresztą.

Często się mówi, że młodzi myślą innymi schematami niż starsi. Czym ty różnisz się od swoich kolegów i koleżanek z partii?

(cisza) Wiele spraw, które chciałem, żeby były w naszym programie, znalazły się w nim, więc chyba na tym poziomie niespecjalnie różnię się od reszty. Oni też bardzo dobrze rozumieją, o co młodym ludziom chodzi. Gdy słucham, co motywuje Szymona Hołownię i innych działaczy, to jest to właśnie troska o świat ich dzieci. Ale ja akurat bardzo często słyszę, że jestem nader dojrzały jak na swój wiek (śmiech).

Zgadzasz się z tym?

Coś w tym może być, choć staram się nie tracić kontaktu z tym, co postrzegane jest jako młodzieżowe. Pomaga mi w tym moje młodsze rodzeństwo, bo mój brat często pokazuje mi rozmaitych raperów, sam amatorsko uprawia ten gatunek. Mam więc kogoś, kto sprowadzi mnie na ziemię, gdy w swojej działalności politycznej wyfrunę ponad „młodzież”. Wydaje mi się też, że byłem wychowywany na „starszych” standardach, bo pochodzę z małej miejscowości, do której wszelkie nowinki technologiczne przychodziły z opóźnieniem. Całe życie mieszkałem na robotniczym osiedlu w Krapkowicach i częściej bawiliśmy się kijami niż komórkami. W tym sensie mam czasem wrażenie, że mentalnie bliżej mi do pokolenia milenialsów.

Jak byś się określił ideowo?

Zielony demokrata. Sprawy klimatu i środowiska zawsze stały u nas na agendzie, mimo że dla części starszych osób może się to wydawać zbyt radykalne. Tyle tylko, że każde pokolenie w historii walczyło o lepsze jutro, a nam przyszło zmagać się z tym, by mieć jakiekolwiek. Mam nadzieję, że w ciągu najbliższych czterech lat uda mi się sprawić, by te kwestie zaczęto realnie załatwiać. Mowa tu o zmianie ustawy wiatrakowej, zbudowaniu lepszego systemu prosumenckiego…

W koalicji z PSL-em chcesz klimat ratować?

Gdy ustalaliśmy listę wspólnych spraw, to zielona energetyka była tematem, w którym najłatwiej udało nam się osiągnąć kompromis. Gdy patrzę na pewne inicjatywy, które koalicja PO–PSL podejmowała, to mam przekonanie, że ludowcy nie będą tu hamulcowymi. Myślę np. o biogazowniach czy odnawialnych źródłach energii. Powiem ci, że jeszcze przed wyborami brałem udział w debacie Młodzieżowego Strajku Klimatycznego i wynoszę z niej przekonanie, że w sprawach transformacji energetycznej dotychczasowa opozycja jest zaskakująco zgodna. Z PiS i Konfederacji, niestety, nikt się nie stawił. Jestem więc dobrej myśli, bo nawet tam, gdzie pojawią się kwestie sporne, to z pewnością zasiądziemy do stołu i wypracujemy optymalne rozwiązanie.

Co ukształtowało cię w takim myśleniu o świecie, zielony demokrato?

Patrząc na dotychczasowy bieg dziejów, jasno widać, że to demokracja była najlepszym ustrojem. W Polsce też, jak się okazało, mieliśmy tego przykład. Myślę, że ostatnie osiem lat nauczyło nas, że tylko z silnymi instytucjami i praworządnością jesteśmy w stanie uniknąć osuwania się państwa w system autorytarny – tak jak to miało miejsce w Turcji czy na Węgrzech. Nie chciałbym, żeby i mój kraj podążył tą ścieżką. Postanowiłem sobie zresztą, że albo mi się to uda, albo będę chciał ułożyć sobie życie gdzie indziej. Uważam, że w jakimś sensie zaangażowanie społeczne i polityczne jest współczesną formą patriotyzmu, bo nie mamy już czasów, gdy musimy bronić kraju z karabinem w ręku.

Dobrze zrozumiałem, że albo praworządność, albo emigracja?

Tak. Mamy umowę społeczną, która zobowiązuje państwo do przestrzegania zasad i nie wyobrażam sobie żyć w miejscu, w którym ta umowa jest łamana. Oczywiście prościej byłoby wyjechać od razu, niż tworzyć Polskę 2050, o której mówiło się, że absolutnie nie ma szans dotrwać do wyborów, ale czuję, że to Polska jest moim miejscem i chcę o nie zawalczyć. Dlatego tak niesamowicie wkurzało mnie odmawianie opozycji polskości. Nie ma w moim przekonaniu gorszej obelgi niż powiedzieć, że jestem antypolski.

Jakie jest pierwsze wydarzenie polityczne, które świadomie pamiętasz?

Chyba referendum w sprawie wejścia do Unii Europejskiej. Miałem wtedy wprawdzie cztery lata, ale mam w głowie tę podniosłą atmosferę, która wówczas panowała. W przedszkolu wisiały flagi Unii i uczyli nas „Ody do radości”. Moje pokolenie zresztą właśnie z tego powodu nie zna świata poza członkostwem w UE i stąd też może wynikać ta ogromna frekwencja wśród młodych, bo gdyby PiS zwyciężył po raz trzeci, to polexit stałby się realnym zagrożeniem.

Czyli pamiętasz czasy, gdy formował się podział na PO i PiS. Po 20 latach on nadal trwa.

Gdy zyskiwałem szczątkową świadomość polityczną, premierem był Jarosław Kaczyński, potem przez siedem lat Donald Tusk, a po 2015 r. znowu faktycznym przywódcą był prezes PiS. Dorastałem w poczuciu, że ta polaryzacja z jednej strony szkodzi, z drugiej zaś odbiera tlen innym ugrupowaniom, którym łatwiej byłoby pokonać PiS, bo PO wciąż ma silny elektorat negatywny. Dlatego też zaangażowałem się w Polskę 2050 – bo miałem przekonanie, że po sześciu przegranych wyborach z rzędu nie ma innej recepty niż uformowanie jakiejś trzeciej drogi, która przełamałaby ten podział. I gdyby spojrzeć na sumaryczne wyniki Lewicy i PO, to są one podobne do tych z wyborów w 2019 r. Różnicę zrobiły zatem głosy, które przyniosła opozycji Trzeci Droga. Cieszę się, że powstanie dzięki temu nowy rząd.

O ile się dogadacie.

Myślę, że nie będzie z tym problemu. Uczestniczyłem w wielu debatach, z których wynika, że nasze myślenie w różnych sprawach często jest zbieżne. Łączy nas przywiązanie do demokracji, praworządności, otwartości i europejskości. Te fundamenty pozwalają mi wierzyć, że nie tylko damy radę się porozumieć i przetrwamy cztery lata, ale że wyjdziemy z nich silniejsi.

Na poziomie tych haseł z pewnością się zgadzacie, ale gdy się wejdzie w szczegóły, to zaczynają się problemy. Jak pogodzić wyrazistych socjaldemokratów z Razem i twojego partyjnego kolegę Ryszarda Petru?

Wydaje mi się, że to kwestia transparentności. Chcemy, żeby umowa koalicyjna była jawna. Mamy dobry wzór z Niemiec. Tam po ostatnich wyborach spisano obszerną umowę, która godziła i socjaldemokratów, i liberałów. I ta koalicja wciąż trwa. Oczywiście naturalnym elementem polityki są różnego rodzaju ustępstwa, więc w przyszłym rządzie i takie będą musiały wystąpić. Być może momentami będzie trzeba zrobić jeden krok w tył, żeby w innych miejscach posunąć się o dwa kroki do przodu. Na tym polega kompromis i inny standard, który chcemy w polityce wprowadzać. Wszyscy jesteśmy tego świadomi.

Wyborcy też?

Myślę, że każdy wyborca, stawiając krzyżyk przy nazwisku swojego faworyta, zdawał sobie sprawę, że jego ugrupowanie nie będzie miało samodzielnej większości w parlamencie. Każdy z komitetów jest istotną częścią tej układanki. Będzie trzeba wypracowywać takie rozwiązania, które jednocześnie i zadowolą wszystkich, i czasem nie zadowolą nikogo. Wyborcy zresztą zdecydowali, jak mocne mandaty do forsowania swoich pomysłów dostały poszczególne partie

Jakie są z waszej strony warunki brzegowe nowej koalicji? Gdzie jest moment, w którym będziecie musieli powiedzieć: o, nie, do takiego rządu nie wchodzimy?

Rozmowy się toczą na poziomie liderów, ja nie biorę w nich udziału. Na pewną jedną z najważniejszych dla nas kwestii jest odpartyjnienie państwa. Musimy zaakceptować, że na publicznych stanowiskach nie będą się uwłaszczać ludzie Kaczyńskiego, podobnie jak ludzie Tuska, Czarzastego czy Hołowni. No i oczywiście powrót na proeuropejską i demokratyczną ścieżkę rozwoju.

Nie obawiasz się, że oczekiwania wobec nowego rządu są nie do spełnienia? Przecież będziecie mieli Trybunał Konstytucyjny i jeszcze przez dwa lata prezydenta Andrzeja Dudę w Pałacu. Mało komfortowe warunki.

Wiemy, że będzie to trudne. Liczymy się z tym, że z częścią spraw najpewniej będzie trzeba poczekać do zmiany prezydenta. Ale niewykluczone również, że być może uda się usiąść z Andrzejem Dudą do stołu i znaleźć jego akceptację dla konkretnych ustaw. Głęboko wierzę, że tak się stanie.

Jak starałbyś się go przekonać, gdybyś miał możliwość osobiście porozmawiać z prezydentem? W kwestii, powiedzmy, nowej ustawy medialnej.

W tej sprawie widziałem pozytywne sygnały z jego strony w poprzedniej kadencji, choćby wtedy, gdy zawetował tzw. lex TVN. Andrzej Duda starał się wówczas pokazać, że – w przeciwieństwie do jego kolegów z PiS – wie, iż istnieją pewne granice. Więc mimo że dla nas wszystkich jest to nowa sytuacja, mam nadzieję, że siadając z obozem prezydenckim do rozmów, uda się dojść do jakiejś zgody. Chciałbym zaapelować do prezydenta Dudy, żeby – jak często podkreśla – wsłuchał się w głos obywateli i pozwolił nam na realizację programu. Szczególnie że wyzwań jest niemało.

Czytaj więcej

Jan Strzeżek: PiS po bandycku rozgrywał Porozumienie

Pewnie byłoby łatwiej, gdybyście nie straszyli go Trybunałem Stanu.

Potrzeba współpracy nie wyklucza przeświadczenia, że prezydent popełniał wiele poważnych błędów, z których konsekwencjami będzie się musiał zmierzyć. Zgadzam się, że niektóre słowa wypowiedziane w jego stronę były niepotrzebne i retorycznie niesłuszne, choć rozumiałem te emocje. Jeśli prezydent Duda jest dobrym politykiem, to powinien umieć oddzielić własne błędy od współpracy z nowymi rządzącymi.

Często w kampanii mówiliście, że nie może być powrotu do 2015 r. Co to w praktyce oznacza?

Nie chcemy zemsty i odwrócenia wszystkiego tylko po to, by państwo wróciło do stanu sprzed ośmiu lat. Polska przez ten czas się zmieniła: w wielu miejscach na gorsze, ale w kilku punktach na lepsze. Czasem nie dzięki PiS, ale pomimo jego polityki. Musimy zrozumieć, że niezwykle ważne jest, by utrzymać ciągłość państwa i nie wywołać tu wojny domowej. Nie możemy nie spełnić obietnicy o zakończeniu kłótni, bo wyborcy nam tego nie wybaczą. Nie możemy np. faworyzować tej części Polski, która w większym stopniu nas poparła, zapominając o tych, którzy głosowali na Zjednoczoną Prawicę. Musimy przekonać tych ludzi, że Jarosław Kaczyński wprawdzie dobrze zdiagnozował ich potrzeby, ale kompletnie nie wywiązał się z ich zaspokojenia. Kolejki do lekarza się wydłużają, sądy działają coraz wolniej, zlikwidowano połowę długości połączeń PKS, nierówności edukacyjne się zwiększają… Poszliśmy w kierunku dzikiego kapitalizmu, bo PiS mówi: macie tu kilkaset złotych i sobie radźcie. To żadna polityka społeczna.

I „koniec rozdawnictwa” poprawi sytuację?

Oczywiście, utrzymamy te programy, które już wprowadzono, ale kolejne środki chcemy przeznaczać na usługi publiczne – tak, by one w końcu zaczęły zaspokajać potrzeby obywateli.

Z badań wynika, że ludzie w to nie wierzą.

Po ośmiu latach rządów PiS rzeczywiście może tak być, ale my chcemy to zmienić. Mamy na to cztery lata i jestem przeświadczony, że już ten okres pozwoli, by w jakimś stopniu zmianę odczuć, choć to projekty często wykraczające poza zasięg jednej kadencji. Tak się powinno realizować poważne inwestycje.

Jakie ty masz ambicje? Chciałbyś załapać się na jakiegoś sekretarza stanu?

Absolutnie nie. Na razie jestem na etapie, że nie wiem, jak dojść z sali plenarnej do restauracji sejmowej, nawet więc nie myślałem, by objąć jakąś funkcję w rządzie. Zresztą uważam, że bycie posłem w wieku 24 lat to i tak ogrom obowiązków, którym chciałbym się poświęcić w 100 proc.

Adam Gomoła (ur. 1999)

Działacz społeczny, ekonomista, przedsiębiorca. Rzecznik prasowy partii Polska 2050 Szymona Hołowni na Opolszczyźnie. Najmłodszy poseł elekt X kadencji Sejmu RP.

Plus Minus: Zaskoczony?

Trochę tak, ale mam przeświadczenie, że zapracowaliśmy sobie na tę wygraną. To były bardzo intensywne miesiące. Największym zwycięstwem jest to, jak zgrany zespół udało mi się wokół siebie zbudować. Mam nadzieję, że nie rozejdziemy się teraz i dalej będziemy wspólnie pracować. Na pewno nie spodziewałem się tego, że – nawet mając jedynkę na liście – zyskam aż trzykrotną przewagę nad „dwójką”. Powiem więcej: nie spodziewali się tego nawet znający się na polityce ludzie z mojego okręgu (opolskiego – red.). Mówiono, że będę najsłabszym liderem listy w Polsce, a tu niemal 22 tys. głosów. To duży prestiż oraz odpowiedzialność. Z drugiej strony zdawałem sobie sprawę z atutów swojej kampanii i okazało się, że ta strategia, którą dwa miesiące temu obraliśmy, była skuteczna.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi