Konflikt palestyński-izraelski jest bardzo specyficzny, i to nie tylko dlatego, że niemal każdy ma na jego temat jakieś zdanie. O wiele istotniejsze jest emocjonalne napięcie, z jakim owe opinie są wypowiadane. Jedni opowiadają – nieprawdziwe historycznie i obraźliwe dla Żydów – historie o rzekomym Holokauście, jaki się dokonuje na Palestyńczykach; a zwolennicy Izraela rewanżują się epitetem antysemity każdemu, kto podaje w wątpliwość choćby niektóre z metod izraelskiej armii (nawet jeśli podkreśla, że Izrael ma pełne prawo się bronić). W świecie tego podziału nie ma miejsca na pytania, wątpliwości, na ważenie racji. Albo jesteś za Izraelem, albo za Hamasem, albo uznajesz, że Palestyńczycy mają prawo używać wszystkich środków, by uzyskać niepodległość, albo akceptujesz niewinne, cywilne ofiary.

Tymczasem każdy, kto był w Izraelu i Palestynie, wie, że racje są tam podzielone. Nie jest tak, że całość narracji izraelskiej (też przecież różnorodnej, bo Izraelczycy są różni) albo całość narracji palestyńskiej jest adekwatnym opisem losów obu narodów. Czasem i jedni, i drudzy mają rację w odmiennej ocenie pewnych zjawisk czy wydarzeń, bo naprawdę przynoszą one jednej stronie dobre skutki, a drugiej złe. Łzy, ból straty, miłość do Ojczyzny, emocje są takie same po obu stronach, tak jak tacy sami są ludzie. I po jednej, i po drugiej stronie zdarzają się terroryści (choć oczywiście po stronie izraelskiej nie ma u władzy organizacji terrorystycznych), politycy, którzy chcą drugą społeczność zepchnąć do morza, ale też zwyczajni ludzie, którzy chcą normalnie żyć.

Gdy byłem przewodnikiem po Ziemi Świętej, poznałem wielu takich Palestyńczyków (czasem określających się mianem izraelskich Arabów), i pamiętam także o nich. I właśnie dlatego, choć politycznie bliżej mi do Izraela, odmawiam ignorowania słusznych palestyńskich interesów, w tym przede wszystkim dobra cywilów.

Jest jeszcze perspektywa ewangeliczna, chrześcijańska. Chodzi nie tyle o sam ten konflikt, który wydaje się nie do rozwiązania na tym etapie, ile o jego echa w innych krajach. Postawa chrześcijańska wymaga, by odrzucić antysemityzm (który niekiedy przebiera się w szaty obrony interesów palestyńskich) i antyizraelskość. Obie te postawy są absolutnie nie do zaakceptowania z perspektywy chrześcijańskiej, o czym kilka dni temu przypominał papież Franciszek. „Martwi mnie rozpowszechnianie się w świecie przejawów antysemityzmu, który stanowczo potępiam” – mówił do rabinów. Tak samo godna potępienia jest islamofobia, która usprawiedliwia niektóre z działań izraelskich za pomocą argumentu o koniecznej walce cywilizacji z islamem, którą w imię Europy toczyć ma Izrael.

Chrześcijanin w tej sprawie, choć ma prawo do własnych poglądów politycznych, powinien zachować przede wszystkim perspektywę oddolną. Jeśli mamy być po czyjejś stronie, to po stronie ofiar. Zamordowanych przez Hamas kobiet, mężczyzn i dzieci z izraelskich kibuców, ale też po stronie niewinnych ofiar nalotów. Pamięć o jednych i o drugich nie jest przeciwko nikomu.