Kataryna: Wołodymyr Zełeński okazał się rasowym politykiem – gdy w grę wchodzi interes za nic ma dawne przyjaźnie

Andrzej Duda: „Mamy trochę do czynienia tak jak z tonącym. Każdy, kto kiedykolwiek brał udział w ratowaniu tonącego, wie o tym, że człowiek tonący jest niesłychanie niebezpieczny; że może pociągnąć w głębiny. Ma siłę niewyobrażalną na skutek obawy osobistej, wpływu adrenaliny i może po prostu utopić ratującego. Mówi się, że tonący brzytwy się chwyta i rzeczywiście tonący chwyta się wszystkiego, czego się da”.

Publikacja: 22.09.2023 17:00

Kataryna: Wołodymyr Zełeński okazał się rasowym politykiem – gdy w grę wchodzi interes za nic ma dawne przyjaźnie

Foto: AFP

Pamiętacie ten kawał o tym, jak Polak zadziwił diabła, gdy z dwóch otrzymanych od niego metalowych kulek jedną zepsuł, a drugą zgubił? Kto w Polsce mieszka, ten się już dawno z takich kawałów nie śmieje. Wydawało się niemożliwe, ale potrzebowaliśmy ledwie półtora roku, żeby z największego przyjaciela Ukrainy stać się według jej prezydenta prawie pomocnikiem Moskwy. Trudno nie poczuć się oplutym i to bez względu na to, jak poważny jest zbożowy konflikt i kto w nim zawinił najbardziej.

Czytaj więcej

Kataryna: Oskar Szafarowicz na pluszowym krzyżu

Prezydent Zełenski jest zbyt doświadczonym graczem, żeby jego oskarżycielskie przemówienie potraktować jako niezręczną wpadkę. Mistrz politycznych strategii takich wpadek nie zalicza, wszystko, co mówi, ma zawsze obliczone na konkretny efekt – jak wtedy, gdy przed polskim Sejmem mówił o zamachu smoleńskim i o „milczeniu tych, którzy wszystko dokładnie wiedzieli, ale cały czas oglądali się jeszcze na naszego sąsiada”, świetnie wiedząc, że to się naszym rządzącym spodoba.

Zełenski jest rasowym politykiem, więc jeśli dzisiaj odwołuje zaplanowane spotkanie ze swoim „przyjacielem” Andrzejem Dudą i korzystając z uwagi międzynarodowej publiczności, praktycznie wypowiada nam tę niespełna dwuletnią przyjaźń, to może być naprawdę trudno z tego miejsca wrócić do zdrowych relacji. 

Zełenski jest rasowym politykiem, więc jeśli dzisiaj odwołuje zaplanowane spotkanie ze swoim „przyjacielem” Andrzejem Dudą i korzystając z uwagi międzynarodowej publiczności, praktycznie wypowiada nam tę niespełna dwuletnią przyjaźń, to może być naprawdę trudno z tego miejsca wrócić do zdrowych relacji. Zwłaszcza że u nas przedwyborcze emocje też temu nie sprzyjają.

Czytaj więcej

Kataryna: Do każdej może przyjść policja

Nie mam oczywiście wątpliwości, że duża część winy za zbożową wojnę leży po naszej stronie. Rząd za późno zauważył problem, opieszale zabrał się za jego rozwiązywanie, nie próbował szukać sojuszników, bo my przecież nikogo nigdy nie potrzebujemy, a ostatecznie zamiast problem rozwiązać, zrobił to, co mu wychodzi najlepiej – wprowadził zakaz. I teraz, żeby nikt nie dociekał, co trzeba było zrobić inaczej, musi nakręcać dyplomatyczny spór i ustawić nas na pozycji wiecznie nierozumianych przez zły świat. Zazwyczaj działa, więc i tym razem pewnie uda się uciec od rozliczeń. Nie tylko za ewidentną dyplomatyczną fuszerkę.

Chciałabym się mylić, ale pewnie jest jakiś „ważny” powód, dla którego złożona przez rząd obietnica ujawnienia polskich firm, które się przy okazji importu ukraińskiego zboża wzbogaciły, nie doczekała się realizacji. Gdy nie wiadomo, o co chodzi…

Pamiętacie ten kawał o tym, jak Polak zadziwił diabła, gdy z dwóch otrzymanych od niego metalowych kulek jedną zepsuł, a drugą zgubił? Kto w Polsce mieszka, ten się już dawno z takich kawałów nie śmieje. Wydawało się niemożliwe, ale potrzebowaliśmy ledwie półtora roku, żeby z największego przyjaciela Ukrainy stać się według jej prezydenta prawie pomocnikiem Moskwy. Trudno nie poczuć się oplutym i to bez względu na to, jak poważny jest zbożowy konflikt i kto w nim zawinił najbardziej.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi