Młody działacz Prawa i Sprawiedliwości, którego internetową aktywność partia nagrodziła posadą w banku, umie celebrować pluszowy krzyż, na jaki się z mozołem wspina. Jego macierzysta uczelnia wszczęła wobec niego postępowanie dyscyplinarne za – rzekomo – konserwatywne poglądy i wyznawane wartości. Rzekomo, bo przecież prawdziwym powodem, dla którego Szafarowicz ma kłopoty na uczelni, jest jego niemający nic wspólnego z konserwatyzmem i wartościami komentarz do samobójczej śmierci syna posłanki Platformy Obywatelskiej, w którym zrozpaczoną matkę oskarżył o krycie pedofila kosztem dobra własnych dzieci. „Matka ofiar pedofila z PO – znana posłanka PO milczy od ponad roku, stawiając karierę partyjną ponad dobrem dzieci. Zmuszona przez władze PO do milczenia”. Trudno mi sobie wyobrazić gorszą rzecz, którą można powiedzieć opłakującej śmierć dziecka matce, zwłaszcza gdy ma się do tego świadomość, że wciąż żyje i może to przeczytać jej również skrzywdzona przez tego samego pedofila córka. Powiedzieć, że wbił jej nóż w sam środek i tak złamanego serca, to nic nie powiedzieć.

Czytaj więcej

Kataryna: Do każdej może przyjść policja

Nie mogę oczywiście wykluczyć, że Szafarowicz zdążył już wyprzeć prawdziwy powód pogardy, jaką od tamtego czasu żywi do niego spora część internautów. Być może nawet szczerze wierzy, że jest męczennikiem za wiarę i poglądy. Jeśli jednak po kilku miesiącach mówi, że nie żałuje swojego wpisu, bo „to, iż media nagłośniły tę sprawę, było w pewnym sensie szansą na pomoc dla tego chłopaka, by otoczyć go opieką, profesjonalnym wsparciem”, to widzę w nim raczej bezwzględnego cynika u progu świetnie zapowiadającej się politycznej kariery, której nie będą hamować niepotrzebne… te, no – skrupuły.

Być może nawet szczerze wierzy, że jest męczennikiem za wiarę i poglądy. 

Tylko czy na pewno, przy całym zasłużonym braku szacunku do wszystkiego, co w życiu publicznym reprezentuje sobą Szafarowicz, wypada mieć satysfakcję, że władze Uniwersytetu Warszawskiego pozytywnie zareagowały na petycję kilku tysięcy osób żądających usunięcia Szafarowicza z uczelni i wszczęły postępowanie dyscyplinarne, w którym będzie go można przynajmniej przeczołgać, a kto wie – może nawet zawiesić lub wydalić? Ja takiej satysfakcji nie mam i choć przychodzi mi to z trudem, skłonna jestem bronić młodego polityka przed grożącym mu linczem, przynajmniej dopóki uczelnia nie skodyfikuje obowiązujących poza jej murami zasad i nie zacznie ich stosować do wszystkich. Na to się, na razie, nie zanosi i kara dla Szafarowicza będzie tylko zemstą triumfującej większości. A to zawsze jest zła wróżba.