Polska potrzebuje poważnej rozmowy o aborcji

Przyszedł czas, by odpowiedzieć na fundamentalne pytania prawne i moralne dotyczące przerywania ciąży, doprecyzować prawo i spełnić obietnice złożone rodzinom osób z niepełnosprawnością. Zamiast tego otrzymujemy show, które niczego nie zmienia, choć zapewnia dobre samopoczucie skonfliktowanym stronom.

Publikacja: 15.09.2023 10:00

Chodzi o życie. Ale też o to, żebyśmy w pluralistycznym społeczeństwie potrafili debatować nad funda

Chodzi o życie. Ale też o to, żebyśmy w pluralistycznym społeczeństwie potrafili debatować nad fundamentalnymi kwestiami (na zdjęciu Marsz dla Życia, Szczecin, maj 2017 r.)

Foto: Marcin Bielecki/pap

Yes, yes, yes” – doskonale pamiętam, że tymi słowami, bardzo często mi przypominanymi w internecie, powitałem wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej (względnie, jak powiedziałaby druga strona debaty, embriopatologicznej). I nie wycofuję się z tych słów. Aborcja ze względu na wady, także letalne, pozostaje dla mnie jednym z fundamentalnych naruszeń prawa do niedyskryminacji ze względu na stan zdrowia i niepełnosprawność. Zgoda na nią to w istocie uznanie za mniejszą wartości życia niepełnosprawnego, w tym choćby osób z zespołem Downa, co otwiera drogę do rozmaitych form eugenicznego myślenia.

Z tej perspektywy dobrze się stało, że Trybunał Konstytucyjny zmienił prawo. Jeśli coś mnie w tym wyroku uwiera to, po pierwsze, fakt, że pewna część klasy politycznej i społeczeństwa autorytetu owego sądu nie uznaje (co wpływa na powagę wyroku); a po drugie, że nie spełniono związanych z tym wyrokiem obietnic. Chodzi o te ułatwiające funkcjonowanie opiekunom osób z niepełnosprawnościami, o wprowadzenie państwowego systemu opieki perinatalnej i hospicjów perinatalnych. Matki i ojców pozostawiono samych sobie.

Nie zajęto się w odpowiednim czasie także prawnym opracowaniem przesłanki zdrowotnej do przerwania ciąży (która pozostała w polskim prawie) ani ustaleniem, w jakich okolicznościach i przy jakich warunkach obejmuje ona także zdrowie psychiczne. Zabrakło również po stronie pro-life choćby próby rozmowy o emocjach, argumentach, potrzebach ludzi, którzy wyszli na ulice w proteście przeciwko wyrokowi TK. Zamiast rozmowy były rzucane z obu stron obelgi, które prowadziły jedynie do eskalacji emocji.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Przypadek Romana Giertycha, rzecz o wierności sumieniu

Wojna światów

Od wyroku Trybunału minęły prawie trzy lata. Z tej perspektywy można stwierdzić, że zarówno sposób wprowadzania zmian w prawie, jak i brak kolejnych rozstrzygnięć prawnych (które wówczas obiecywano, a bez których nowe ustawodawstwo jest kulawe) przyczyniły się do przekreślenia aborcyjnego status quo.

Jeszcze pięć lat temu – z mniejszym lub większym zaangażowaniem – tzw. kompromisu aborcyjnego broniła pokaźna grupa polityków Platformy Obywatelskiej, większość PSL i ta część PiS, która nie chciała zmian. Obecnie zwolenników status quo pozostała garstka. PO wymaga od kandydatów na posłów deklaracji, że zagłosują za pełnym dostępem do aborcji do 12. tygodnia ciąży, a sam Donald Tusk obietnicę takich rozstrzygnięć wprowadził do listy 100 postulatów na pierwsze 100 dni rządów. Polska 2050 i Szymon Hołownia wskazują, że w tej sprawie powinno odbyć się referendum, a jeśli gdzieś przetrwali jeszcze jacyś zwolennicy powrotu do rozstrzygnięć prawnych sprzed wyroku TK, to może w PSL (a do listy tej zapewne można dorzucić Romana Giertycha, choć i on mówi o tym raczej półgębkiem). Wyraźnie spadła też liczba zwolenników tego rozwiązania w badaniach opinii publicznej, drastycznie wzrosła natomiast liczba tych, którzy chcieliby aborcji na życzenie.

Co być może jest jeszcze groźniejsze, aborcja stała się kolejnym elementem starcia politycznego, punktem tożsamościowym, pałką na przeciwników. Politycy i liderzy opinii (w tym część przedstawicieli Kościoła) zaostrzają język i formułują postulaty, nie licząc się z tym, czy da się je zrealizować. Na przykład Donald Tusk obiecuje, że w ciągu 100 dni wprowadzi w istocie aborcję na życzenie, choć ma świadomość, że dla takiego rozwiązania może nie być nawet zwykłej większości w Sejmie (bo wcale nie jest pewne, że wszyscy politycy Trzeciej Drogi by je wsparli). Z pewnością nie byłoby jej, gdyby przyszło do głosowania nad wetem prezydenta Andrzej Duda (a przecież jego weto byłoby pewne). Zmiany, które obiecuje Tusk, zablokować może także Trybunał Konstytucyjny.

Jeśli zaś nawet założyć, że jakimś cudem Donald Tusk zmieni przepisy, to pytanie, jak zmusić lekarzy, którzy już teraz nie chcą w wielu miejscach przeprowadzać aborcji (powołują się na wyrok TK sprzed lat, gdy nikt nawet nie myślał, że jego szefową może być Julia Przyłębska), do tego, by podporządkowali się nowemu prawu. Nasyłać policję na stosujących klauzulę sumienia?

Groźna jest także próba wymuszania dyscypliną klubową stanowiska w sprawie aborcji, a jeszcze groźniejsze to, że dla części twardego elektoratu Koalicji Obywatelskiej najważniejszym wyznacznikiem poglądów staje się stosunek do aborcji. Efekt? Każdy, kto jest przeciw (jak choćby Roman Giertych, ale także Joanna Fabisiak czy Bogusław Sonik), uznany zostaje za wroga kobiet, zwolennika teokracji, średniowiecza itd. Ten model „wykluczania” skutkuje zaś tym, że przestaje się dyskutować nad tym, jakie rozwiązania prawne powinny obowiązywać w Polsce, jak zagwarantować ludziom wolność sumienia, jak spróbować jeśli nie pogodzić, to przynajmniej umożliwić współistnienie ludziom o różnych poglądach.

Brak precyzji, zrozumienia tematu, empatii

Z drugiej strony – by spojrzeć na prolajferów – wcale nie jest zasadniczo lepiej. Choć liczba oficjalnie wykonywanych aborcji spadła niemal dziesięciokrotnie, dwie główne grupy – Mariusza Dzierżawskiego i Kai Godek – prowadzą krucjatę na rzecz dalszych zmian zaostrzających prawo, ignorując jednocześnie potrzeby narodzonych już niepełnosprawnych dzieci i ich rodziców. Próbują także zablokować konieczne rozstrzygnięcia prawne dotyczące stanu zdrowia psychicznego kobiety jako przesłanki do aborcji.

Do sporu o tę ostatnią kwestię postanowił się włączyć Zespół Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. Bioetycznych, który opublikował stanowisko dyscyplinujące, uczciwie rzecz ujmując, głównie polityków PiS i urzędników państwowych. W największym skrócie: nie ma zgody na dopuszczenie przesłanki zdrowia psychicznego do praktyki prawnej. Oświadczenie to, choć z perspektywy zasad obowiązujących w Kościele niewiele można mu zarzucić, grzeszy jednostronnością (nie dostrzega interesów kobiety), brakiem zrozumienia emocji społecznych, a także płytkim rozumieniem wspomnianej przesłanki.

Eksperci Episkopatu, i to jest być może najpoważniejszy zarzut, zdają się nie do końca rozumieć tematykę, jaką się zajmują. Skupieni na ochronie życia poczętego nie dostrzegają ogromu tematyki psychologicznej i psychiatrycznej, co skutkuje tym, że nie rozróżniają zaburzeń psychicznych, choroby psychicznej czy niepełnosprawności intelektualnej. Wszystko wrzucają do jednego worka, a przecież oceny wymaga każda z tych sytuacji osobno. Czym innym są zaburzenia afektywne dwubiegunowe, depresja, a jeszcze czym innym schizofrenia, o niepełnosprawności intelektualnej nie wspominając.

Każdy aspekt trzeba rozpatrzyć, biorąc też pod uwagę ogólny stan zdrowia pacjentki. Także dlatego, że jeśli kobieta popełni samobójstwo, to ani jej, ani dziecka nie da się uratować. Tej refleksji jednak brakuje, jest jedno, proste „nie wolno”.

Ten brak najlepiej widać w rozważaniach na temat przerwania ciąży u „kobiety chorej psychicznie”, czemu oczywiście eksperci się sprzeciwiają. Co oznacza w tym dokumencie „chora psychicznie”, nie wiadomo. Nie jest jasne, czy kategorią tą określają oni także osoby z niepełnosprawnością intelektualną (a one też w ciąże zachodzą), czy tylko te z diagnozą psychiatryczną.

Niektóre sformułowania budzą podejrzenia, że eksperci Episkopatu nie znają polskiego prawa. „Istnieją wszakże sytuacje, kiedy kobieta chora psychicznie zachodzi w ciążę wskutek wykorzystania przez nieodpowiedzialnego mężczyznę. Zazwyczaj nie jest ona zdolna do podjęcia obowiązków rodzicielskich. Jednak nienarodzone dziecko, znajdujące się w jej łonie, nadal zachowuje godność człowieka oraz wszystkie przysługujące mu prawa” – czytamy w dokumencie. Włos się jeży na głowie. Tak się bowiem składa, że jeśli osoba chora psychicznie czy z niepełnosprawnością intelektualną „została wykorzystana” (a jest to kategoria prawna, a nie potoczna), to mężczyzna, który to zrobił, nie jest „nieodpowiedzialny”, ale popełnił przestępstwo. To zaś oznacza, że ciąża, o której mówimy, jest efektem przestępstwa. Aborcja w takim przypadku jest zaś w Polsce legalna.

Obce autorom dokumentu są także dylematy prawne. Znacząca część prawników (nawet po prawej stronie) wskazuje, że w polskim prawie nie istnieje możliwość odróżnienia zdrowia psychicznego i fizycznego, że w obu przypadkach mówimy o tym samym zdrowiu. Ministerstwo Zdrowia, jak się zdaje, przyjmuje dokładnie taką wykładnię, i dlatego rozpoczęło prace nad jasnymi regułami, które wskazywałyby, kiedy mamy do czynienia z sytuacją, która jest wskazaniem do aborcji z przyczyn stanu zdrowia, a kiedy jej nie ma.

Takie podejście może się podobać lub nie, ale gdy wydaje się oświadczenia dotyczące sytuacji prawnej, należy je brać pod uwagę. Ignorując je, osłabia się wiarygodność własnego oświadczenia. Jego wydanie staje się zaś sztuką dla sztuki, a nie ważnym głosem w debacie.

Czytaj więcej

Kapelan Władimira Putina i jego wojna o prawosławie

Szukając przestrzeni do rozmowy

Długofalowym skutkiem wyroku Trybunału Konstytucyjnego jest radykalizacja obu stron debaty. W efekcie nie rozwiązuje się nawet tych kwestii, które rozwiązania wymagają. Najlepszym przykładem jest kwestia budowy całościowego systemu opieki nad osobami z niepełnosprawnością, pomocy wytchnieniowej oraz pomocy finansowej i psychologicznej dla opiekunów takich osób.

Brakuje nam spójnego programu pomocy psychologicznej dla rodziców dzieci z wadami letalnymi. Oni, jeśli gdzieś pomoc mogą uzyskać, to nie od państwa, ale od prywatnych, społecznych lub kościelnych fundacji. Państwo wydało wyrok, a potem umyło ręce. I nie robi nic.

Paradoksalnie zresztą w tej sprawie zgadzać się zdają obie strony debaty. Dla jednej jest czymś oczywistym, że jedynym rozwiązaniem w przypadku wad letalnych jest aborcja, a zatem nie ma co budować systemu pomocy. Druga strona zaś przekonuje, że oferta pomocy jest (to, że nie wszędzie, i nie oferowana przez państwo, nie jest już przedmiotem zainteresowania) i że istotne jest przede wszystkim dobre prawo.

Nie widać także poważnej debaty nad tym, jak rozumieć przesłankę zdrowia psychicznego. A i to jest ważne, bo przecież nie każde pogorszenie samopoczucia psychicznego powinno być wskazaniem do aborcji, tak jak nie jest nim każde pogorszenie się stanu zdrowia fizycznego. Tu nie wystarczy proste „tak” lub „nie”, ale trzeba także rozstrzygnięć prawnych, a być może powołania komisji bioetycznych, które byłyby zdolne oceniać rozmaite sytuacje i wydawać odpowiednie rekomendacje.

Brakuje także poważnej rozmowy o klauzuli sumienia, bo – i tu znowu dostrzec można symetryczność postaw – jedna ze stron chce jej całkowitego zniesienia i wykluczenia z zawodu tych lekarzy, którzy wykonywać aborcji nie chcą, a druga absolutyzacji tego zapisu, który sprawia nie tylko, że można odmówić wykonania przerywania ciąży, ale nawet jakiejkolwiek formy poinformowania kobiety ze wskazaniami do aborcji, gdzie może się zgłosić.

Tymczasem rozwiązaniem nie jest ani anulowanie klauzuli sumienia (wolność sumienia jest bowiem fundamentalnym prawem człowieka), ani nieformalne wprowadzenie całkowitego zakazu aborcji poprzez niemożność jej wykonania. Trzeba wypracować reguły prawne, które będą chronić wolność sumienia i egzekwowanie prawa po obu stronach. Inaczej czeka nas wieczna wojna, a nie pomoc udzielana kobietom i nienarodzonym. Tak, nienarodzonym także, bo jeśli nie istnieje ogólnodostępna publiczna sieć pomocy, to kobiety zamiast się do nich zgłosić, zamiast tam szukać pomocy i wsparcia, wyjeżdżają za granicę i tam dokonują aborcji.

Takie rozwiązania wymagałyby jednak uznania, że istnieją racje i wartości, które mogą wchodzić ze sobą w konflikt, że prawo nie zawsze musi być tożsame z moralnością, i wreszcie zgody na to, że w naszym kraju żyją ludzie o różnych poglądach. Uzasadnieniem dla takiego podejścia mogłoby być dla ludzi wierzących (względnie obrońców życia) stanowisko teologa domu papieskiego o. Wojciecha Giertycha OP, który wskazywał, że „ustawodawcy, gdy podejmują decyzje o penalizacji złych czynów, muszą rozeznać, jakie rygory w danym społeczeństwie mogą być nałożone. Aby to rozeznać, muszą znać nie tylko zasady etyczne, ale także dane społeczeństwo”.

Co z tego wynika w praktyce? Otóż tyle, że czasem trzeba odpuścić, zrezygnować z penalizowania pewnych czynów, by zachować spokój społeczny lub uniknąć „efektu wahadła”. „Nie należy przesadzać z prawnym wymuszaniem cnotliwego zachowania, bo gdy prawo karne postawi zbyt wysokie rygory etyczne, które dla społeczeństwa okażą się za trudne, to państwo nie będzie w stanie ich wyegzekwować, a ludzie w swym wzburzeniu popadną w jeszcze gorszą skrajność” – podkreślał o. Giertych.

Ci, którzy chcą aborcji na życzenie, mogliby zaś przyjąć do wiadomości, że w Polsce żyją także ludzie inaczej myślący i że mają prawa, w tym to do wolności sumienia.

Yes, yes, yes” – doskonale pamiętam, że tymi słowami, bardzo często mi przypominanymi w internecie, powitałem wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej (względnie, jak powiedziałaby druga strona debaty, embriopatologicznej). I nie wycofuję się z tych słów. Aborcja ze względu na wady, także letalne, pozostaje dla mnie jednym z fundamentalnych naruszeń prawa do niedyskryminacji ze względu na stan zdrowia i niepełnosprawność. Zgoda na nią to w istocie uznanie za mniejszą wartości życia niepełnosprawnego, w tym choćby osób z zespołem Downa, co otwiera drogę do rozmaitych form eugenicznego myślenia.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi