Tomasz P. Terlikowski: Przypadek Romana Giertycha, rzecz o wierności sumieniu

Za każdym razem, kiedy myślę, że już gorzej w polskiej polityce być nie może, ktoś puka od spodu dna. Z przerażeniem więc wyobrażam sobie, co będzie się działo jeszcze w najbliższych kilku tygodniach.

Publikacja: 01.09.2023 17:00

Tomasz P. Terlikowski: Przypadek Romana Giertycha, rzecz o wierności sumieniu

Foto: Fotorzepa / Jerzy Dudek

Programy polityczne, a także wspólnota poglądów od dawna nie są już szczególnie istotne w polskiej polityce. Jednakże w tych wyborach liczą się już tylko i wyłącznie emocje, i to emocje negatywne.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Przedziwna odpowiedź na konkretne zarzuty

Nie chodzi nawet o to, z jakimi emocjami się utożsamiamy, ale o to, kogo nienawidzimy, kim gardzimy i kto jest naszym zdaniem „szkodnikiem”. Jedna ze stron obsadziła w tej roli Donalda Tuska i nieustannie nim „grzeje”, druga za największe zagrożenie uznaje Jarosława Kaczyńskiego. Kolejne kroki polityków są więc oceniane wyłącznie z perspektywy tego, czy udało się przyłożyć przeciwnikowi. Tak swoje działania ocenia Donald Tusk, gdy informuje, że z list Koalicji Obywatelskiej wystartuje Roman Giertych, ale podobnie są również oceniane działania PiS, gdy ten informuje, że komisja zajmująca się oskarżeniem Platformy o rosyjskie wpływy jednak powstanie, a wśród jej członków znajdą się autorzy filmu „Reset”. W odpowiedzi na to (to się jeszcze nie stało), biorąc pod uwagę specyfikę obecnej kampanii, Koalicja Obywatelska mogłaby poinformować o tym, że po zwycięskich wyborach powoła komisję dotyczącą zbrodni PiS, a na jej czele postawi Tomasza Piątka.

Żarty żartami, lecz dzieją się także rzeczy o wiele bardziej poważne. Tak się bowiem składa, że po raz kolejny okazało się, iż plemienność wypiera z polskiej polityki wolność sumienia.

Żarty żartami, lecz dzieją się także rzeczy o wiele bardziej poważne. Tak się bowiem składa, że po raz kolejny okazało się, iż plemienność wypiera z polskiej polityki wolność sumienia. O czym mówię? O zapowiedziach Borysa Budki, że każdy, kto chce startować z list KO, będzie musiał podpisać zobowiązanie do głosowania w Sejmie za aborcją na życzenie do dwunastego tygodnia ciąży. „Z pewnością każdy kandydat będzie musiał złożyć odpowiednią deklarację, jeśli takiej nie złoży, nie będzie na liście” – zapewniał Borys Budka, szef Klubu KO. I choć inni politycy tej formacji są ostrożniejsi i zapewniają, że wymóg ten dotyczy tylko osób z Platformy, to i tak sprawa jest smutna. Z PO nie będą już startować Bogusław Sonik i Joanna Fabisiak, a wielu wierzących katolików będzie się musiało w tej partii zmierzyć z pytaniem, co jest dla nich ważniejsze: start w wyborach i posłuszeństwo liderowi (który, jak pokazuje historia Romana Giertycha, może, jeśli tylko chce „dyspensować” od pewnych wymogów) czy raczej wierność sumieniu i nauczaniu Kościoła? Inni powinni sobie zadać pytanie, właśnie na kanwie historii wprowadzenia na listy Giertycha, na ile poglądy w tej czy innej sprawie są dla lidera ich partii rzeczywiście wartością, a na ile tylko narzędziem, które ze spokojem zostanie odrzucone, gdy lider partii uzna, że tak będzie lepiej.

Ale jest jeszcze jedna kwestia, na którą warto zwrócić uwagę. Otóż aborcja, która jest istotnym pytaniem moralnym, i która choć już wcześniej dzieliła Polaków, nie pokrywając się z sympatiami politycznymi, teraz staje się kwestią czysto partyjną. Dla mnie, jako człowieka, który zawsze był przeciw aborcji, jest to rzecz niedopuszczalna. Szczególnie że robi się z niej przedmiot partyjnej nawalanki. I żeby nie było wątpliwości, nie twierdzę, że to tylko wina PO. PiS ma w tym swoje „zasługi”. Straci na tym wszystkim jak zwykle sprawa i debata publiczna.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Uchodźcy, LGBTQ+, ofiary molestowania. Synod fundamentalnych pytań

Sam nie zamierzam nigdy wchodzić do polityki. Takiego dokumentu jednak nigdy bym nie podpisał. Powody są oczywiste. Po pierwsze dlatego, że jestem przeciwny rozwiązaniu, jakie proponuje Donald Tusk. I to wcale nie z przyczyn religijnych, ale związanych nie tylko z rozumieniem godności osoby ludzkiej, ale także szerokim rozumieniem niedyskryminacji. Po drugie dlatego, że uważam, iż jest to łamanie ludzkich sumień. Po trzecie dlatego, że w ten sposób lider Koalicji Obywatelskiej wzywa członków swojej partii do tego, by wprost, publicznie wypowiedzieli się przeciwko nauczaniu Kościoła. W takiej grze nie chciałbym uczestniczyć.

Programy polityczne, a także wspólnota poglądów od dawna nie są już szczególnie istotne w polskiej polityce. Jednakże w tych wyborach liczą się już tylko i wyłącznie emocje, i to emocje negatywne.

Nie chodzi nawet o to, z jakimi emocjami się utożsamiamy, ale o to, kogo nienawidzimy, kim gardzimy i kto jest naszym zdaniem „szkodnikiem”. Jedna ze stron obsadziła w tej roli Donalda Tuska i nieustannie nim „grzeje”, druga za największe zagrożenie uznaje Jarosława Kaczyńskiego. Kolejne kroki polityków są więc oceniane wyłącznie z perspektywy tego, czy udało się przyłożyć przeciwnikowi. Tak swoje działania ocenia Donald Tusk, gdy informuje, że z list Koalicji Obywatelskiej wystartuje Roman Giertych, ale podobnie są również oceniane działania PiS, gdy ten informuje, że komisja zajmująca się oskarżeniem Platformy o rosyjskie wpływy jednak powstanie, a wśród jej członków znajdą się autorzy filmu „Reset”. W odpowiedzi na to (to się jeszcze nie stało), biorąc pod uwagę specyfikę obecnej kampanii, Koalicja Obywatelska mogłaby poinformować o tym, że po zwycięskich wyborach powoła komisję dotyczącą zbrodni PiS, a na jej czele postawi Tomasza Piątka.

Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi