Prof. Mirosława Grabowska: W kampanii na razie mamy remis bez wskazania zwycięzcy

Szansą PiS jest to, że Unia Europejska się nie powściągnie, że przed wyborami komuś znowu coś się wymsknie. W tym sensie Manfred Weber przysłużył się PiS-owi. A to jest bardzo drażliwa sprawa - mówi prof. Mirosława Grabowska, socjolożka, dyrektorka CBOS w latach 2008–2023.

Publikacja: 25.08.2023 17:00

Prof. Mirosława Grabowska: W kampanii na razie mamy remis bez wskazania zwycięzcy

Foto: Piotr Molecki/East News

Plus Minus: Czy referendum, które PiS zamierza przeprowadzić razem z wyborami, to był dobry pomysł z punktu widzenia kampanii? Przez tydzień o niczym innym nie mówiono, a jeszcze czeka nas kampania referendalna.

Czy to będzie strzał w dziesiątkę, to się dopiero okaże. Na razie widzimy głównie niedociągnięcia. Pytania referendalne sformułowano w taki sposób, że gdybyśmy to my jako socjologowie zadali je w badaniach, to zostalibyśmy odsądzeni od czci i wiary (śmiech). Poza tym jeżeli referendum nie osiągnie 50-procentowej frekwencji, to zostanie uznane za porażkę PiS. A wydaje się, że łatwo jest opozycji apelować o nieuczestniczenie w referendum, czyli o to, by odmówić pobrania kart z pytaniami referendalnymi. I to jest, moim zdaniem, główne niebezpieczeństwo tego przedsięwzięcia, a nie to, że np. wszyscy opowiedzą się za podwyższeniem wieku emerytalnego.

Ewentualna klęska frekwencyjna referendum zostanie ogłoszona po wyborach. Jakie to będzie miało znaczenie z wyborczego punktu widzenia?

Dla frekwencji wyborczej to nie będzie miało większego znaczenia. Nie przypuszczam, że ktoś pójdzie do wyborów tylko ze względu na odbywające się jednocześnie referendum. Natomiast jeśli chodzi o wykorzystanie treści pytań referendalnych w kampanii, to obecnie po ich ogłoszeniu ma to znaczenie, ale przejściowe. W trakcie kampanii tematy referendalne zostaną przesłonięte przez inne kwestie i wydarzenia. Jeśli jednak referendum nie będzie wiążące, to opozycja, jeżeli przejmie władzę, może to uznać za przyzwolenie do przeprowadzenia zmian.

Czytaj więcej

Jan Ołdakowski: Czego Wałęsa mógłby się nauczyć od powstańców warszawskich

W jaki sposób? Czy PO może powiedzieć – drodzy Polacy nie zagłosowaliście dość licznie w sprawie wieku emerytalnego, zatem możemy go podwyższyć?

Chociażby. Myślę, że osoby dobijające wieku emerytalnego i zamierzające skorzystać bez zwłoki ze swojego prawa do emerytury mogą poczuć się zaniepokojone i głosować w referendum przeciwko podwyższeniu wieku emerytalnego. Natomiast realne jest nieosiągnięcie odpowiedniej frekwencji, która uczyniłaby referendum ważnym. Powtórzę, że nie spodziewam się, by referendum znacząco podniosło frekwencję wyborczą i poparcie dla PiS. Wyborcza rola referendum będzie ograniczona.

A jaki wpływ na wybory będzie miało inne wydarzenie ostatnich dni, czyli wyborcze porozumienie Michała Kołodziejczaka z Donaldem Tuskiem i start lidera Agrounii z listy KO?

Też niewielki. Czy to się komuś podoba, czy nie, wierni wyborcy Platformy Obywatelskiej zagłosują na nią niezależnie od tego, co zrobi lub powie Donald Tusk.

Choćby wziął na listy diabła rogatego?

Tak jest. Zatem wbrew pobożnym życzeniom prawicy Koalicja Obywatelska nie poniesie z tego tytułu żadnych strat. A czy zyska? Agrounia w lipcowym sondażu CBOS miała ok. 1 proc. poparcia, na wsi 2 proc. I te 1–2 proc. może się przydać. Zatem to jest ruch, na którym Platforma nie straci, a może minimalnie zyskać.

Lider Agrounii grzmi, że sytuacja na wsiach jest zła, że ludzie są rozgoryczeni i dlatego on odbierze wyborców PiS-owi i przyprowadzi ich do KO. Czy to jest możliwe?

To nie jest takie proste. Po pierwsze, nie ma czegoś takiego jak jednolita wieś. Środowisko wiejskie jest bardzo zróżnicowane, sami rolnicy też, a poza tym to nie jest wielka grupa – z rolnictwa utrzymuje się ok. 6 proc. pracujących. Po drugie, z lipcowych badań CBOS wynika, że mieszkańcy wsi są nieco mniej zmobilizowani do udziału w wyborach parlamentarnych niż mieszkańcy miast, zwłaszcza dużych, zapewne dlatego, że bardziej interesują się wyborami lokalnymi. Ale w wyborach parlamentarnych w ponadprzeciętnej liczbie popierają PiS. Poparcie dla tej partii jest dużo wyższe niż dla jakiejkolwiek innej formacji. Przykładowo: 27 proc. wiejskich wyborców chce głosować na PiS, na KO 17 proc., na Agrounię 2 proc. Mniejsza o procenty – ważne są proporcje korzystne dla PiS. Jeśli pan Kołodziejczak coś ugra w tych wyborach, to nie będzie to dużo. Ale wszystko wskazuje na to, że w tych wyborach ważne będą także małe liczby. Z drugiej strony próba podwyższenia wieku emerytalnego przez koalicję PO–PSL jest pamiętana wśród mieszkańców wsi i sądzę, że PiS zrobi wiele, by do wyborów o tym nie zapomniano.

Ale skoro poparcie dla PiS jest tak znaczące, to skąd się biorą protesty rolnicze, na których wypłynął lider Agrounii?

Myślę, że w dużej mierze to jest zasługa samego Kołodziejczaka. Na wsi jest zawsze potencjał niezadowolenia, bo rolnicy, którzy produkują na rynek, podejmują znacznie większe ryzyko niż przedsiębiorcy w innych obszarach. Muszą się liczyć nie tylko z tym, co się dzieje na rynku, ale także z klęskami naturalnymi, powodziami, suszami etc. Rząd nie jest w stanie kontrolować warunków rolniczej produkcji towarowej, może tylko na nie reagować, a to jest za każdym razem spóźnione. Zatem zawsze jest grupa producentów, która dostaje po kieszeni i jest gotowa demonstrować swój gniew. Kołodziejczakowi wielokrotnie udało się ten gniew skanalizować i nagłośnić.

Niektórzy komentatorzy uważają, że Kołodziejczak na listach KO pomoże tej formacji wyprzedzić PiS i w dniu wyborów znaleźć się na pierwszym miejscu, z nadzieją na to, że ewentualna premia wyborcza przypadnie właśnie Koalicji Obywatelskiej. Czy tak się może zdarzyć?

Może. Trzeba jednak pamiętać, że mandaty wyborcze rozdzielane są w 41 okręgach, a nie w skali kraju, jak to się robi w oparciu o badania sondażowe. Jeżeli dwie pierwsze siły polityczne będą bardzo blisko siebie, to ten pierwszy, który nieznacznie pokona rywala, nie uzyska – zgodnie z metodą D’Hondta przeliczania głosów na mandaty – tak wiele. Natomiast jeżeli druga partia będzie daleko za pierwszą i w dodatku któraś partia nie wejdzie do Sejmu, to wtedy premia za zwycięstwo będzie dużo większa.

Wydaje się dzisiaj, że gdyby Koalicja Obywatelska pokonała PiS, to najwyżej o włos. Warto się o to bić?

Warto. Pierwsze miejsce zawsze dostaje jakąś premię. Tym bardziej że nie wiemy, jak będzie z Trzecią Drogą.

Tusk może ją skanibalizować?

Wydaje mi się, że stąpa po cienkiej linii: usiłuje to zrobić, ale tak nie do końca. Chciałby, żeby Trzecia Droga weszła do Sejmu, ale żeby była na tyle słaba, by to Platforma rozdawała karty po wyborach. To jest dość ryzykowna gra.

W 2015 roku mówiono, że PO tak pomagała Bronisławowi Komorowskiemu w wyborach prezydenckich, żeby nie wygrał za wysoko, bo po co silny ośrodek władzy poza rządem. W rezultacie prezydent przegrał.

Nie wiem, czy to było zamierzone działanie, czy raczej zaniedbanie. Ale kampania wyborcza ma niesłychaną dynamikę. Skoro przywołała pani 2015 rok, to przypomnę, że wszystkie badania niemal do ostatniego dnia kampanii wskazywały Bronisława Komorowskiego jako zwycięzcę pierwszej tury wyborów prezydenckich. Tymczasem przegrał w pierwszej turze. Jeżeli PO wtedy odpuściła kampanię – a dało się zauważyć, że cały ciężar spadł na prezydenta i jego sztab – to być może dlatego, że zaufała owym sondażom. Podobną sytuację mieliśmy 25 lat wcześniej, podczas kampanii prezydenckiej 1990 roku, gdy o prezydenturę walczyli: premier Tadeusz Mazowiecki i Lech Wałęsa, wówczas lider NSZZ Solidarność. Mazowiecki startował, mając poparcie niemal dwóch trzecich społeczeństwa, a nie przeszedł nawet do drugiej tury wyborów. Warto o tym pamiętać, bo w tym roku dużo będzie zależało od mobilizacji wyborców.

Dlaczego projekt Trzecia Droga tak opornie się rozwija?

Trochę jest to połączenie wody z ogniem. PSL i Polska 2050 mają niepodobne do siebie elektoraty. Polska 2050 to jest partia miejska, jej wyborcy są dobrze wykształceni i bardziej lewicowi niż prawicowi pod względem światopoglądowym. Za to struktury terenowe partia Hołowni ma słabe. PSL to niemal lustrzane odbicie Polski 2050 – elektorat z mniejszych miast i ze wsi, gorzej wykształcony, bardziej prawicowy, a sama partia mocno osadzona w terenie. Wiele razy widzieliśmy, że połączenie różnych politycznych podmiotów nie daje efektu sumowania elektoratów, a wręcz traci się trochę wyborców z obu formacji. No i jest drugi powód – badając przepływy między partiami widać było przepływ od PO do Polski 2050. Być może partia Hołowni z powodu mariażu z PSL odwróciła tę tendencję i teraz mamy falę odwrotną. To jest też po trosze wynik słabości dyskursu publicznego. Trzecia Droga słabo się przebija, niedostatecznie odróżnia się od innych partii opozycyjnych. Przykładowo: Lewica postawiła na świeckie państwo i gdy się patrzy na jej elektorat, to widać, że skupia ona wyborców niereligijnych. Dlatego Lewica słusznie eksponuje ten postulat. A przewodniego hasła Trzeciej Drogi jeszcze nie ma. Partia musi mieć jakiś, mówiąc po dziennikarsku, lead, a Trzecia Droga go nie ma.

Czy możliwe jest zepchnięcie Trzeciej Drogi pod próg wyborczy?

Niestety, możliwe. Jeżeli Trzecia Droga przekroczy próg 8 proc., co będzie sukcesem, to jej reprezentacja nie będzie bardzo liczna.

Czytaj więcej

Jolanta Banach: Mamy problem kulturowego przyzwolenia na stosowanie przemocy

Przy poparciu rzędu 8 proc. to może być raptem ok. 25 mandatów.

To prawda, zatem ten sukces może mieć skromny wymiar.

A dlaczego lewica, która marzy, żeby przebić 10 proc., nie jest w stanie tego osiągnąć? Udało się to w 2019 roku, a teraz znowu poparcie spadło.

Lewicę kanibalizuje PO. Widać, że od kilku już lat elektoraty obu partii stają się do siebie podobne. Na dodatek Platforma zawłaszczyła rozmaite hasła lewicy np. legalną aborcję na życzenie do 12 tygodnia trwania ciąży. Co więcej można zaoferować w tej kwestii? Poza tematami ekonomiczno-socjalnymi nie ma w tej chwili różnic między Lewicą a KO – ani w pomyśle na politykę wobec Unii Europejskiej, ani w sprawach światopoglądowych. Myślę, że te ponad 12 proc. Lewicy w 2019 roku (wtedy jeszcze SLD) to był wynik ówczesnej słabości PO. Teraz w trendach PO zyskuje, poparcie Lewicy natomiast ustabilizowało się na niewysokim poziomie, bo zjada ją Platforma.

Czy to znaczy że gdyby lewica w ogóle znikła ze sceny politycznej, to cały jej elektorat bez żalu przerzuciłby się na PO?

Czy cały i czy bez żalu, tego nie wiem. Ale ta formacja jest rozdarta między, mówiąc w dwóch słowach, Włodzimierzem Czarzastym z SLD a Magdą Biejat z partii Razem. Wydaje się, że socjaldemokratyczny w treści i spokojny sposób uprawiania polityki przez Partię Razem to jest coś, co mogłoby w dłuższym okresie przynieść większy efekt. Obecnie ten mariaż lewicy postkomunistycznej i nowej daje poparcie poniżej 10 proc., a to z kolei pozwala Platformie argumentować, że po co głosować na „mniejszego” i także w ten sposób przejmować wyborców Lewicy.

Najbardziej dynamiczną partią na scenie politycznej jest Konfederacja. Całe wakacje straszyła swoich przeciwników kilkunastoprocentowym poparciem. Ale ostatni sondaż to zjazd do poziomu niespełna 8 proc. Czyżby te poprzednie zwyżki to było takie wakacyjne poparcie, które trwa tyle co wypicie piwa z Mentzenem?

Moim zdaniem Konfederacja nie urośnie do 15 proc. poparcia, ale to nie znaczy, że można tę partię lekceważyć. Oni są bardzo efektywni w mediach społecznościowych, szczególnie na TikToku. A przysłuchując się debacie publicznej, byłam pozytywnie zaskoczona faktem, że Krzysztof Bosak wypowiada się o ustawach, które przeczytał, w odróżnieniu od wielu innych polityków, którzy znają ustawy ze słyszenia. Problemem Konfederacji jest jej wewnętrzne zróżnicowanie. Jest tam nurt i narodowy, i liberalny pod względem gospodarczym, byli też antyszczepionkowcy itd. Czy to się składa w całość? Trudno powiedzieć. Drugim problemem jest wiek ich zwolenników. Młodzi ludzie, stanowiący trzon sympatyków Konfederacji, głosują rzadziej niż starsi. Możliwe więc, że Konfederacja mimo wysokiego poparcia w sondażach uzyska w wyborach niższy wynik, ponieważ jej wyborcy nie pofatygują się do urn. Miejsce w parlamencie mają, nie wiadomo tylko, czy na miarę ich ambicji, bo słyszałam i takie spekulacje, że będą mieli nawet 30 proc. poparcia.

Ja z kolei od jednego z konfederatów usłyszałam, że po wyborach, gdy nie uda się zbudować rządu, Konfederacja minie się z PiS-em w sondażach i to PiS stanie się dodatkiem do Konfederacji, a nie na odwrót.

To są marzenia. Elektorat PiS jest starszy, jest tam duża grupa emerytów, którzy na pewno na Sławomira Mentzena nie zagłosują. Polskie społeczeństwo docenia prosocjalną politykę PiS i rolę państwa w gospodarce. Szkoda, że nie doceniamy wydatków na badania naukowe, które są na żenująco niskim poziomie, poniżej 2 proc. PKB. Nie jest to zarzut tylko pod adresem rządów PiS, ale także rządów PO–PSL. Może dlatego to my kupujemy od Korei czołgi, samoloty i elektrownie atomowe, a nie odwrotnie, bo Korea na badania naukowe wydaje ponad 5 proc. PKB.

A jaka jest wiarygodność obietnic PO i Donalda Tuska?

Pod tym względem różnica między PiS a PO jest duża. Analiza lipcowych danych CBOS pokazuje, że PiS nie tylko w swoim elektoracie jest uważany za partię wiarygodną, a ocena wiarygodności PO jest znacznie niższa. To jest jej słaby punkt, podobnie jak brak programu. Oceną wiarygodności PiS przewyższa wszystkie inne ugrupowania.

Jakie to będzie miało konsekwencje wyborcze?

Odwołam się do teoretycznej koncepcji Stefano Bartoliniego i Petera Maira, którzy założyli, że istnieją dwa idealne typy rynku wyborczego: całkowicie zamknięty i całkowicie otwarty. Z rynkiem całkowicie otwartym mamy do czynienia wtedy, gdy wyborca wie, jakie ma interesy oraz co oferują partie i na podstawie porównania swoich preferencji z ofertą rynku oddaje głos. Z rynkiem zamkniętym mamy do czynienia wtedy, gdy liczy się przywiązanie do partii i niezależnie od tego, co partia zrobi czy powie, to jej wyborca i tak na nią zagłosuje. W rzeczywistości mamy sytuację zróżnicowaną – wyborcy zarówno reagują na to, co partie proponują, jak i mają swoje trwałe sympatie. Pytanie w gruncie rzeczy dotyczy tego, jakie będą proporcje między elektoratem żelaznym a potencjalnym. Jeżeli chodzi o PiS, to partia ta ma wierny elektorat, ale elektoratu potencjalnego prawie nie ma. Natomiast jeśli chodzi o PO, to elektorat potencjalny, budowany na emocjach, które przynoszą wydarzeniach – istnieje. A przed nami są rozmaite wydarzenia, np. już zapowiedziany marsz miliona serc.

To ma by ostatni akord kampanii PO.

I może jakąś część niezdecydowanych wyborców przekonać do Platformy. W lipcowych badaniach CBOS tych niezdecydowanych było całkiem sporo, bo ok. 18 proc., a 4 proc. odmówiło odpowiedzi na pytanie, na kogo będzie głosować. Zatem jest się o co bić. Część tych ludzi nie pójdzie do wyborów, ale na tych, którzy pójdą, wydarzenia – te zaplanowane i te niezaplanowane – mogą oddziaływać. Ronald Reagan w trakcie debaty telewizyjnej przed wyborami 1980 r., które wygrał, zwrócił się bezpośrednio do telewidzów z pytaniem: „Are you better off than you were four years ago?” (Czy powodzi Ci się lepiej niż cztery lata temu? – red.). I to bezpośrednie zwrócenie się do ludzi z prostym pytaniem, podkreślającym niedostatki polityki ekonomicznej poprzednika, podobno przeważyło szalę na rzecz Reagana. Dyskurs publiczny też oddziałuje na ludzi. Oddziałuje, czy ktoś mówi o zdrajcach, czy ktoś inny o pełnych gaciach. A padnie jeszcze wiele takich słów.

W Polsce takim wydarzeniem brzemiennym w skutki była chyba nieobecność Rafała Trzaskowskiego na debacie telewizyjnej w Końskich? Podobno przegrał m.in. z tego powodu.

To jest bardzo dobry przykład. Demonstracja odwagi, zdolność do zmierzenia się z adwersarzem nawet w niesprzyjających warunkach – to mogłyby przeważyć szalę na rzecz Trzaskowskiego.

Czy dojdzie do debaty między Jarosławem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem? I o co chodzi z tym Manfredem Weberem, z którym chcą debatować politycy PiS?

Debaty Tusk – Kaczyński nie będzie. A Manfred Weber służy do przypominania, że mamy do czynienia ze „złą Unią Europejską”. Nieostrożne wypowiedzi niektórych polityków unijnych pod adresem Polski mogą być co najmniej irytujące dla naszego społeczeństwa. Jeśli się mówi, że Polskę trzeba zagłodzić, to nie robi to dobrego wrażenia, nawet jeżeli są to puste słowa.

Czytaj więcej

Zbyszek Zaborowski: Rakieta pod Bydgoszczą? Wiele hałasu o nic

Odbieramy je jako obraźliwe.

No właśnie. Szansą PiS jest to, że Unia Europejska się nie powściągnie, że przed wyborami komuś znowu coś się wymsknie, a może się wymsknąć to, co niektórzy unijni politycy myślą o polskim społeczeństwie. Jeżeli tego typu wypowiedzi się zdarzą, to na pewno zostaną nagłośnione przez PiS. W tym sensie Manfred Weber przysłużył się PiS-owi, bo pomógł zwrócić uwagę na stosunek elity unijnej do PiS-u, a więc pośrednio do wyborców PiS-u. I to jest bardzo drażliwa sprawa.

Kiedyś socjologowie mówili o niedoszacowaniu PiS w sondażach. Czy w tym roku mamy do czynienia z takim zjawiskiem?

Takie niedoszacowania nie są wykluczone. W dużych miastach nie wypada się przyznać do głosowania na PiS. Z kolei badani z małych miejscowości i ze wsi mogą nie przyznawać się do sympatyzowania z formacjami opozycyjnymi. Mój znajomy profesor, który pochodzi ze wsi, mówi, że gdyby tam się przyznał, iż głosował na PO, toby uznano go za kosmitę. Tam taki ktoś w naturze nie występuje. A na niektórych wydziałach Uniwersytetu Warszawskiego trudno jest się przyznać do głosowania na PiS. Przypuszczam, że w skali społecznej te niedoszacowania się znoszą.

A jak się rozwinie sytuacja jesienią?

Socjologowie nie lubią przewidywać, zatem najchętniej na takie pytanie odpowiadają, że to zależy. W tej chwili preferencje wyborcze są w miarę wyrównane. Trendy są takie, że PiS-owi na razie trudno jest zyskiwać, natomiast Koalicja Obywatelska powiększa poparcie, częściowo kosztem Polski 2050 i Lewicy. Zatem gdyby liczyć siły opozycyjne, te prodemokratyczne, jak sami o sobie mówią, to bilans nie wypada jakoś imponująco. Do wyborów mamy jeszcze kilka tygodni, można próbować pozyskać tych niezdecydowanych, którzy deklarują, że pójdą do urn. Na dzisiaj jednak mamy remis bez wskazania zwycięzcy.

Plus Minus: Czy referendum, które PiS zamierza przeprowadzić razem z wyborami, to był dobry pomysł z punktu widzenia kampanii? Przez tydzień o niczym innym nie mówiono, a jeszcze czeka nas kampania referendalna.

Czy to będzie strzał w dziesiątkę, to się dopiero okaże. Na razie widzimy głównie niedociągnięcia. Pytania referendalne sformułowano w taki sposób, że gdybyśmy to my jako socjologowie zadali je w badaniach, to zostalibyśmy odsądzeni od czci i wiary (śmiech). Poza tym jeżeli referendum nie osiągnie 50-procentowej frekwencji, to zostanie uznane za porażkę PiS. A wydaje się, że łatwo jest opozycji apelować o nieuczestniczenie w referendum, czyli o to, by odmówić pobrania kart z pytaniami referendalnymi. I to jest, moim zdaniem, główne niebezpieczeństwo tego przedsięwzięcia, a nie to, że np. wszyscy opowiedzą się za podwyższeniem wieku emerytalnego.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi