Obama dostał nawet Pokojową Nagrodę Nobla za dbałość o pokój, choć nic nie zdążył zrobić.
No właśnie. W ramach tej polityki resetu wszyscy zaczęli rozmawiać z Putinem. PiS czasami pokazuje Tuska rozmawiającego z Putinem na molo w Sopocie, ale nasz premier nie był wyjątkiem. I to Amerykanie przekształcili projekt tarczy antyrakietowej w system antyrakietowy średniego zasięgu, budując w Polsce bazę, która teraz jest na ukończeniu. To jest system lokalny. Zrezygnowano z przechwytywania rakiet międzykontynentalnych na rzecz ochrony potencjalnego teatru działań wojennych.
To dla nas dobrze czy nie?
Tarcza służyć będzie przede wszystkim do obrony Europy Środkowej, zatem z tego punktu widzenia dobrze. O przechwytywaniu rakiet międzykontynentalnych nie ma już mowy. Tamten projekt był znacznie bardziej ambitny, ale dotyczył przede wszystkim bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Projekt tarczy antyrakietowej chroniącej USA przed rakietami balistycznymi ograniczono do baz w Kalifornii i na Alasce.
Marek Jurek: Nastrój epoki zaślepia
Kościół musi przejść bolesny proces oczyszczenia, w którym niewinni będą pokutować za upadki winnych. Przecież ataków na Kościół najbardziej będą doświadczać księża i najbardziej zaangażowani zwykli katolicy. Bo oni zasłaniają sobą Kościół i bronią go bez uników, będą więc najmocniej piętnowani i atakowani. Marek Jurek, wieloletni poseł, marszałek Sejmu w latach 2005–2007
Dlaczego armia praktycznie się nie zbroiła od czasu zakupów rządu SLD?
Był jeden poważny kontrakt na francuskie śmigłowce Caracal, ale nie doszedł do skutku, bo skasował go Antoni Macierewicz.
Jeden kontrakt na osiem lat rządów PO-PSL to chyba niezbyt wiele?
To prawda, ale powtarzam raz jeszcze: to był czas resetu, zatem zbrojenia nie były najważniejszą sprawą. Na usprawiedliwienie ówczesnych rządzących powiem, że inni poszli w tym jeszcze dalej. Niemcy zwijały swoją armię na potęgę, choć nie musiały, bo miały nadwyżkę budżetową. U nas tak dobrze nie było, tym bardziej można zrozumieć chęć oszczędzania na wojsku w sytuacji braku bezpośredniego zagrożenia. Mimo to rząd PO przymierzał się do patriotów, a w końcówce kadencji został podpisany kontrakt na wspomniane caracale.
Była o to spora burza w mediach.
Ten kontrakt był kontrowersyjny. Pamiętam, że na zakup śmigłowców była przeznaczona pewna kwota, a zwycięska oferta przekraczała budżet i obejmowała mniej śmigłowców niż planowano zakupić. Z drugiej strony skasowanie tamtego kontraktu bez rozpisania nowych przetargów było mało rozsądne. To było działanie na szkodę obronności kraju. Zresztą na początku rządów PiS też niewiele się działo w kwestii modernizacji technicznej armii. Dopiero w nowej sytuacji minister Błaszczak zaczął kupować broń na lewo i prawo.
Pamiętam krytykę oszczędzania na wojsku za rządów PO-PSL, która przewinęła się przez media. Gazety pisały, że w wojsku brakuje pieniędzy na wymagane szkolenia, m.in. piloci nie wylatywali obowiązkowych godzin. W tamtych czasach doszło do dwóch katastrof lotniczych – w Mirosławcu rozbiła się wojskowa casa, a w Smoleńsku rozbił się samolot prezydencki. Czy to był m.in. efekt braku szkoleń?
Komisja badająca katastrofę smoleńską ustaliła, że nie wszyscy piloci mieli właściwe uprawnienia. Wszyscy – również ci, którzy twierdzą, że to był zamach – wiedzą, co się wydarzyło w Smoleńsku – piloci byli niedoszkoleni i działali pod presją, bez widoczności i na słabo wyposażonym lotnisku. W przypadku katastrofy casy wiadomo, że też były trudne warunki pogodowe, lało, a panom oficerom spieszyło się do domu. W obu przypadkach nie przestrzegano procedur.
Po katastrofie casy minister Bogdan Klich powołał komisję, która sporządziła raport, co należy zmienić, żeby do takich katastrof nie dochodziło. Po czym mieliśmy katastrofę prezydenckiego samolotu. Czy działania tej komisji to była fikcja?
Nie. To jest przyczynek do kwestii charakteru narodowego. Myślenie „jakoś to będzie” dotyczy również wojska. Zabrakło profesjonalizmu, przestrzegania procedur, szacunku dla prawa i właściwej postawy dowódców. Piloci wojskowi odchodzili, bo płace w cywilnym lotnictwie były wielokrotnie wyższe. Wnioski wynikające z katastrofy w Mirosławcu nie zostały wdrożone i mentalność niewiele się zmieniła po tej pierwszej katastrofie. Dopiero tragedia, która przejęła cały naród, wstrząsnęła mentalnością wojska i sił powietrznych.
A czy jesteśmy przygotowani na wojnę? Kiedyś mówiono, że nasza zdolność do obrony wynosi trzy dni.
To prawda, kiedyś zrobiono takie ćwiczenia sztabowe i z nich wynikło, że jesteśmy w stanie bronić się przez trzy dni, bez wsparcia sojuszników. Ale w tej sprawie wiele już zmieniło się na lepsze. Powoli, jeżeli będzie konsekwencja działania, odbuduje się zdolności obronne. Poza tym linia obrony na Wiśle przesunęła się na wschód. Mamy rotacyjną obecność żołnierzy amerykańskich i innych sojuszników, których część co prawda zabezpiecza tranzyt broni i pomocy dla Ukrainy, ale w razie czego też byłaby wsparciem. Dobrze, że wojskowi i politycy wyciągają wnioski z tego, co się dzieje w Ukrainie, dobrze, że do przywódców światowych dociera, że imperialny charakter państwa rosyjskiego nie zmienił się od wieków.
Dlaczego nie wyciągnęli wniosków w 2014 r., gdy Rosja zagarnęła Krym i część obwodów donieckiego i ługańskiego?
Głównie dlatego, że Zachód chciał za wszelką cenę utrzymać dobre relacje z Rosją. Liczono na rozwiązania pokojowe. W końcu doszło do porozumień mińskich, ale one nie były realizowane. Zresztą w samej Ukrainie musiała się pojawić wola walki, której wcześniej nie było, bo Krym oddano bez jednego wystrzału.
Bogdan Lewandowski: Komisja ds. afery taśmowej nic nie da
Dopiero PiS pokazało, że postawienie na transfery socjalne przekłada się na sukces wyborczy. Wcześniej takiego myślenia w ogóle nie było. I to była przyczyna klęski całej lewicy oraz tej mizerii, której teraz doświadczamy - mówi Bogdan Lewandowski, poseł SLD w latach 1997–2005.
Latami karmiono nas wizją wojny nowoczesnej, w której nie zabija się cywilów, nie niszczy domów mieszkalnych i przemysłu, bo to nie ma sensu. Zaskoczyło pana, że wojna w Ukrainie wygląda jak w XX wieku, miasto za miastem obracane jest w ruinę?
Niespecjalnie. Świat technicznie idzie do przodu, ale w charakterze prowadzenia wojen niewiele się zmieniło, co widzieliśmy w Iraku i dziś widzimy w Ukrainie. Gdyby Zachód nie działał tak ostrożnie i od początku dostarczał Ukrainie tę broń, o którą prosiła – samoloty, nowoczesne czołgi i artylerię, rakiety o większych zasięgach – to przypuszczam, że Ukraińcy byliby w stanie zakończyć wojnę w tym roku. Ale przy kroczącym dozbrajaniu i przesadnej trosce, żeby konflikt nie eskalował w wojnę światową, możliwości Ukrainy są ograniczone. A to państwo nie może latami walczyć, bo ma mniej ludzi niż Rosja i ograniczone możliwości produkcji broni w zniszczonym kraju. Bez odpowiedniego wsparcia Zachodu Ukraina po prostu nie może wygrać.