Z jednej strony wykluczył jakąkolwiek akceptację dla partii współpracujących z postkomunistami. Głosowaliśmy przeciw premierostwu Waldemara Pawlaka i próby utworzenia przez niego rządu po miesiącu skończyły się fiaskiem. Jednocześnie marszałek Chrzanowski przekazał Unii Demokratycznej, że możemy rozmawiać o wspólnym rządzie, jeśli uzgodnimy akceptowalnego dla prawicy kandydata na premiera. Jan Rokita i Aleksander Hall zaproponowali Hannę Suchocką. I wokół niej powstała koalicja kompromisu narodowego. Chcieliśmy, żeby brało w nim udział również Porozumienie Centrum, ale oni się ostatecznie nie zdecydowali. Ta zmiana stanowiła jedyny przypadek, gdy parlament sam przełamał kryzys polityczny i powołał nowy rząd bez konieczności wyborów.
Wcześniej doszło do ataku na Wiesława Chrzanowskiego, którego zlustrował Antoni Macierewicz, wiceprezes ZChN i członek rządu Jana Olszewskiego.
Po uchwale Janusza Korwin-Mikkego minister Macierewicz miał przekazać Sejmowi listę osób rejestrowanych jako współpracownicy przez Służbę Bezpieczeństwa. I oczywiście miał obowiązek to zrobić. Ale powinien był zająć osobiste stanowisko. Był najbliższym współpracownikiem Wiesława Chrzanowskiego, wiedział o jego bohaterskiej przeszłości i o tym, że rejestracja SB była po prostu efektem inwigilacji z czasów, gdy jeszcze jawnej opozycji nie było. Było to efektem czynnej postawy opozycyjnej Chrzanowskiego i współpracy z prymasem Wyszyńskim. Wiesław Chrzanowski pracował dla Polski, nie zrobił czegokolwiek przeciw niej. Tymczasem Antoni zachowywał się jak sfinks, zarzutów nie stawiał, spotwarzeniu się nie sprzeciwiał. Miałem i mam do niego o to ogromny żal.
W tle historii lustracyjnej była walka o władzę w ZChN.
Walka o władzę, ale i o profil ideowy ZChN. Była to próba zastąpienia naszego zaangażowania w cywilizację życia i prawa rodziny agendą czysto „rozliczeniowej”. Byłem zdecydowanym zwolennikiem dekomunizacji, również jako platformy porozumienia prawicy. Ale byłem zdecydowanie przeciwny zastąpieniu naszego zaangażowania katolickiego jedynie odświętnymi frazesami o „wartościach”.
Dlaczego ZChN przegrało wybory w 1993 roku?
Przegraliśmy z całą prawicą, choć spośród ugrupowań prawicowych zdobyliśmy najlepszy wynik, lepszy od Porozumienia Centrum Jarosława Kaczyńskiego, Ruchu dla Rzeczypospolitej premiera Jana Olszewskiego i od Solidarności. Poszliśmy w koalicji Ojczyzna, reprezentującej prawą stronę koalicji rządowej. Ja sam (byłem wówczas przewodniczącym Rady Politycznej ZChN) rekomendowałem koalicję z ugrupowaniami prawicy antywałęsowskiej albo samodzielny start (więc bez koalicyjnego progu 8 proc. głosów). Marszałek Chrzanowski zdecydował inaczej. Historia o tyle przyznała mi rację, że po 1993 roku powołaliśmy w postulowanej przeze mnie formule Porozumienie dla Polski, które wyprzedziło powstanie AWS, a było oparte na współpracy ZChN i PC. No i oczywiście nasza przegrana była efektem nieadekwatnych do rzeczywistości zmian w prawie wyborczym, bardzo korzystnych dla postkomunistów.
Przecież to wyście je uchwalili, w Sejmie I kadencji.
Byłem im zdecydowanie przeciwny, należałem do niewielkiej mniejszości, która głosowała przeciw ustaleniu ogólnokrajowych progów wyborczych w ogóle. Uważałem, że wzmacnia to władzę partyjnych central, osłabiając – na dłuższą metę – autentyzm partii politycznych. Potem jeszcze zjawisko to wzmocniło budżetowe finansowanie partii (bo przecież choć formalnie odbiorcami są partie, dysponentami są ich centrale). Marszałek Chrzanowski też miał zasadnicze zastrzeżenia. Zgłosił – bardzo przewidująco – w naszymi imieniu poprawkę zakładającą automatyczne obniżenie progów, jeśli 15 proc. głosujących wyborców nie uzyska reprezentacji w parlamencie. Niestety, nasza propozycja została odrzucona, a w wyniku tych nieodpowiedzialnych zmian 30 proc. głosujących Polaków nie miało reprezentacji w Sejmie w momencie uchwalania konstytucji.
Dlaczego uważał pan, że wasza partia nie powinna się nadmiernie utożsamiać z rządem? Przecież rząd Hanny Suchockiej już po odwołaniu podpisał konkordat, co zresztą było krytykowane przez część opinii publicznej.
Tę decyzję Wiesława Chrzanowskiego, premier Hanny Suchockiej, Janka Rokity i ministra Krzysztofa Skubiszewskiego przyjąłem z najwyższym uznaniem. Natomiast uważałem, że tamta koalicja była rozwiązaniem konkretnego kryzysu politycznego, praktycznym kompromisem, a nie wyrazem naszych poglądów.
To wasz człowiek, polityk ZChN, minister sprawiedliwości Zbigniew Dyka nie pojawił się na głosowaniu, w wyniku czego rząd Suchockiej upadł.
Było jeszcze kilka innych osób z naszego grona, które się do tego przyczyniły – pani Boba, poseł Krutul. Ale decydujące znaczenie miało to, że wspólnie z komunistami zagłosowały przeciw rządowi ugrupowania prawicy antyprezydenckiej. A tak w ogóle, to przez te 30 lat tylko Marian Piłka i ja jesteśmy politykami prawicy, którzy nigdy z komunistami nie odsuwali od władzy rządu. Broniliśmy rządu Jana Olszewskiego (obalanego z postkomunistami przez KPN), rządu Hanny Suchockiej (obalanego z postkomunistami przez PC i RdR) i głosowaliśmy przeciw zakończeniu misji Jarosława Kaczyńskiego w 2007 roku, gdy PiS, PO i SLD głosowały za samorozwiązaniem Sejmu. A wracając do 1993 roku – skutki obalenia rządu Suchockiej okazały się fatalne.
Dlaczego?
Prezydent Wałęsa rozwiązał Sejm. Marszałek Chrzanowski napisał do niego formalny list, przestrzegając, że otwiera drogę do władzy postkomunistom. I tak się stało. Gdy ich władzę skonsolidowała dwa lata później prezydentura Aleksandra Kwaśniewskiego – uchylili ochronę życia (na szczęście po roku skutecznie przeciw temu interweniował Trybunał Konstytucyjny), zatrzymali zmiany dokonujące się w telewizji publicznej i przeprowadzili tam brutalną czystkę dziennikarską. Liberalizacja prawa karnego spowodowała wzrost przestępczości i wreszcie prawica nie miała żadnego bezpośredniego wpływu na uchwalanie konstytucji. Takie były skutki drugiej wojny na górze.
Barbara Nowacka: Miller i Palikot nie umieli się pohamować
Z kraju, w którym było biednie, ale w miarę równo, staliśmy się krajem rosnących nierówności społecznych. W takiej sytuacji od partii lewicowej wymagamy, że będzie po stronie pracowników, praw pracowniczych, ludzi najbiedniejszych, polityki prorodzinnej - mówi Barbara Nowacka, liderka Inicjatywy Polskiej, posłanka KO.
Druga wojna na górze? Kto z kim w niej walczył?
Promotorzy prezydentury Lecha Wałęsy ze środowiskiem prezydenta, którego wypromowali.
Wspomniał pan o samorozwiązaniu Sejmu w 2007 roku. To również był fatalny błąd?
Oczywiście. Było rzeczą zupełnie nieodpowiedzialną oddawanie władzy w połowie kadencji, w momencie negocjacji zasadniczych zmian w Unii Europejskiej. Wcześniej konflikt z Lepperem był niepotrzebnie eskalowany, a pomysł na wyciąganie jego posłów – wręcz fatalny. Z faktu, że rząd ma problemy, nie wynika, że trzeba natychmiast robić wybory i dzielić społeczeństwo. Większość parlamentarną można odtworzyć, przynajmniej należy próbować, a wtedy najważniejsza była ochrona suwerennych kompetencji państwa w trakcie negocjacji traktatu lizbońskiego.