Rasistowskie marzenie o białej Rodezji

Środowiska skrajnej prawicy chętnie odwołują się do nieistniejącego od dekad afrykańskiego państwa – Rodezji – by promować swoje poglądy. Fałszując przy okazji jego historię.

Publikacja: 12.05.2023 17:00

Fan białej Rodezji Dylann Roof zabił 15 czerwca 2015 r. w kościele w Charleston w Karolinie Południo

Fan białej Rodezji Dylann Roof zabił 15 czerwca 2015 r. w kościele w Charleston w Karolinie Południowej dziewięć osób. Na zdjęciu msza żałobna w intencji zamordowanych

Foto: WIN MCNAMEE/GETTY IMAGES NORTH AMERICA/Getty Images/AFP

Wczerwcowy upalny wieczór 2015 roku młody chłopak, nie zwracając niczyjej uwagi, wszedł do kościoła afrykańskiego metodystów w Charleston w amerykańskim stanie Karolina Południowa. 21-latek przez pewien czas słuchał czytania Biblii. W pewnym momencie wstał z ławy, wyjął pistolet Glock i chodząc po świątyni, strzelał do wiernych. Według zeznań jednego z ocalałych, gdy to robił, powtarzał: „wy czarni gwałcicie nasze kobiety i przejmujecie nasz kraj”. Łącznie Dylann Roof zamordował dziewięć osób.

Cel ataku wybrał nieprzypadkowo. Kościół metodystyczny w Charleston to ważny symbol walki z niewolnictwem oraz dyskryminacją Afroamerykanów w Stanach Zjednoczonych. Jak się później okazało, chwilę przed zamachem Roof opublikował manifest, w którym m.in. narzekał, że w jego mieście jest więcej „czarnych niż białych”. Umieścił go na swojej stronie o nazwie „Ostatni Rodezyjczyk”. Znalazły się na niej także jego zdjęcia. Na jednym z nich stoi w wojskowej kurtce z naszytą biało-zieloną flagą Rodezji.

Choć wówczas dla wielu te odwołania do dawno zapomnianego afrykańskiego kraju były niezrozumiałe, to była to oznaka nowego trendu, jaki pojawił się w środowiskach skrajnej prawicy. Po zamachu w Charleston tylko przybrał na sile.

Czytaj więcej

Posłuchaj, Plus Minus: Dlaczego warto czasem pomyśleć o śmierci

Krzyk rasizmu

Na zielonym materiale nadrukowany jest karabinek FN FAL, główna broń wykorzystywana przez wojska Rodezji. Obok widnieje napis „Slot Floppies”. Dla większości jest on niezrozumiały. By go rozszyfrować, trzeba znać kontekst. W latach 70. w Rodezji słowo „floppy” oznaczało po prostu „czarnucha”, a „slot” to w żołnierskim żargonie „strzał”. Takie koszulki, produkowane przez firmę Commissar Clothing Company, można nabyć w internecie za jedyne 21 dolarów.

W ostatnich latach zainteresowanie podobnymi „gadżetami”, nawiązującymi do rasistowskich rządów białej mniejszości w Rodezji oraz do toczonej przez jej armię wojny z czarnoskórymi partyzantami, zdecydowanie wzrosło. Chętni mogą ubrać się np. w bluzę z hasłem „Uczynić Zimbabwe znów Rodezją” nawiązującym do trumpowskiego „Uczynić Amerykę znowu wielką”. Jeśli ktoś woli, zawołanie dostępne jest również w formie naszywki z rzepem. Liczne sklepy online oferują również podkoszulki z nadrukowanym rodezyjskim żołnierzem oraz napisem „Bądź mężczyzną wśród mężczyzn”. To slogan rekrutacyjny armii tego nieistniejącego państwa.

Polski sklep sprzedający odzież ze skrajnie prawicowymi hasłami i grafikami ma w swojej ofercie koszulki z naszywką karabinka FAL i hasłem „Safari komunistów”. Komunistami władze Rodezji nazywały zwalczanych przez siebie czarnoskórych partyzantów oraz krytyków rządów białej mniejszości. Ponadto w internecie można znaleźć bogaty wybór naklejek na zderzaki samochodowe albo etui na telefon, np. z napisem „Uniwersytet Rodezji”. Istniejąca w latach 60. i 70. uczelnia znajdowała się w stołecznym Salisbury, dzisiaj Harare. Obecnie to Uniwersytet Zimbabwe. W przepastnych zasobach sklepów online znajdą coś dla siebie także numizmatycy. Jeden z nich sprzedaje specjalne srebrne monety z hasłem „Bądź mężczyzną wśród mężczyzn” i dwoma skrzyżowanymi FAL-ami.

Rosnącą fascynację Rodezją widać w mediach społecznościowych. Na Instagramie, Facebooku czy TikToku znaleźć można tysiące zdjęć, grafik i filmów przedstawiających białych rodezyjskich żołnierzy maszerujących przez dżunglę, strzelających czy skaczących z helikopterów. Ponadto fotografie broni, rodezyjskich mundurów, medali i flag oraz memy nawiązujące do tego nieistniejącego kraju. Na Twitterze użytkowniczka Iris Victoria, podpisująca się jako „córka rodezyjskiego ojca”, opublikowała swoje zdjęcie z wyprawy na Antarktydę, na którym pozuje z flagą Rodezji.

Na samym Instagramie opublikowano ponad 40 tys. postów z hasztagiem #rhodesia. Dużą popularnością cieszą się również zdjęcia z hasztagiem #selousscouts. To nazwa zwiadowców z elitarnej rodezyjskiej jednostki specjalnej, która wsławiła się w walce z czarnoskórymi partyzantami w latach 70. Na YouTube dominują z kolei archiwalne filmy z czasów Rodezji. Część z nich przedstawia walczących żołnierzy. Inne to przemówienia premiera Iana Smitha, który stał się symbolem rządów białej mniejszości. Sentyment do nieistniejącego państwa ma również popularny były komandos Delta Force Larry Vickers, którego na YouTube subskrybuje ponad milion osób. Na kilku filmach prezentujących karabinek FAL należący do żołnierza Selous Scouts z żalem wypowiada się o upadku Rodezji. W jednym z nich mówi, że „była to największa tragedia ery powojennej”.

Oddzielną kategorią są nagrania z piosenkami wychwalającymi Rodezję i jej armię. „Rodezja nigdy nie umrze” z 1973 roku czy „It’s a Long Way to Mukumbura” z 1977 roku, nawiązująca do pierwszowojennej brytyjskiej piosenki „It's a Long Way to Tipperary”, to jedne z najpopularniejszych z milionami wyświetleń. W komentarzach pod filmikami anonimowi użytkownicy piszą m.in.: „Zimbabwe okupuje Rodezję”, „Przywróćcie Rodezję”, „Żałuję, że urodziłem się zbyt późno, by walczyć za Rodezję” czy „Heil Rodezja”.

Pojawiają się też jednak dużo gorsze komentarze. Jak zauważa „New York Times”, pod filmem opublikowanym przez 22-latka z Idaho, w którym przedstawia on historię Rodezji, dyskusja przeszła od narzekań na to, że Zachód zdradził biały rząd kraju, wspierając czarnoskórą większość, do rasistowskich wyzwisk pod adresem Afroamerykanów i Żydów oraz wezwań, by skończyli oni w komorach gazowych. Popularnością na YouTube cieszy się również przerabiana na wiele sposobów scena z filmu „Krwawy diament”, w której postać grana przez Jennifer Connelly pyta przemytnika granego przez Leonarda DiCaprio, czy pochodzi z RPA. Ten odpowiada z dumą, że jest Rodezyjczykiem, a gdy ona zauważa, że obecnie to Zimbabwe, on pyta, czy na pewno. Z kolei na TikToku filmiki z hasztagiem #rhodesia mają łącznie niemal 2 mln wyświetleń.

Temat Rodezji jest szeroko komentowany na stronie stormfront.org, czyli jednym z największych i najstarszych na świecie forów dla skrajnej prawicy, neonazistów i białych suprematystów. To właśnie tutaj udzielał się Dylann Roof i to tutaj miał natrafić pierwszy raz na wzmianki o Rodezji. W różnych „pokojach”, gdzie toczą się dyskusje między użytkownikami, wpisy o afrykańskim kraju przeplatają się z teoriami o żydowskim spisku, memami obrażającymi czarnoskórych oraz zawołaniami Hitlerjugend.

Rodezja ma nawet swoje muzeum. W 2018 roku w nowozelandzkim mieście Tauranga powstała placówka o nazwie „Lion and Tusk”, założona przez stowarzyszenie byłych żołnierzy rodezyjskiej armii. W zeszłym roku wybuchł skandal, gdy okazało się, że otrzymała ona finansowe wsparcie od Muzeum Narodowego Nowej Zelandii. W kraju podniosły się głosy, że placówka i stojący za nią weterani powielają narrację białych suprematystów.

Jak zauważa „New York Times”, zdecydowana większość treści dotyczących Rodezji przedstawia jej historię stronniczo, tak by ukryć niewygodne fakty. Świetnym przykładem jest zdjęcie opublikowane na instagramowym profilu @historicalwarfareinc, przedstawiające rodezyjskiego żołnierza stojącego z pałką nad leżącym na ziemi czarnoskórym mężczyzną. Opis głosi, że wojskowy zastanawia się, co zrobić z więźniem. W rzeczywistości fotografia z 1977 roku autorstwa J. Rossa Baughmana, który m.in. za nią otrzymał Pulitzera, pokazuje oficera, który zamordował nauczyciela i politycznego aktywistę.

Nieformalna segregacja

Kolonię Rodezja Południowa założyli w 1923 roku Brytyjczycy. Swoją nazwę zawdzięczała Cecilowi Rhodesowi, czyli piewcy brytyjskiego imperializmu i kolonializmu w Afryce Południowej. Po 1945 roku została włączona jako część składowa do federacji wraz z dzisiejszymi Zambią i Malawi. Na początku lat 60. wraz z falą dekolonizacji, jaka ogarnęła całą Afrykę, związek trzech kolonii się rozpadł. Zambia i Malawi ogłosiły niepodległość, a władzę objęła tam czarnoskóra większość. Tym trendom i naciskom Londynu, by przekazać rządy w ręce Afrykańczyków, sprzeciwiła się biała mniejszość Rodezji.

W 1965 roku kolonia zerwała związki z Londynem i proklamowała niepodległość, nieuznaną przez żadne państwo na świecie. Jej premierem został Ian Smith, lider Frontu Narodowego, partii, która sprzeciwiała się zrównaniu praw białych i czarnoskórych. Zasłynął powiedzeniem, że „biały człowiek jest panem Rodezji. To on ją zbudował i on ją utrzyma”.

Smith, podobnie jak reszta białej elity, wierzył, że rdzenni mieszkańcy nie są zdolni do rządzenia i politycznej organizacji. – Do 1945 roku w Rodezji mieszkało 80 tys. białych. W momencie ogłaszania niepodległości było ich 200 tys., 4 proc. populacji. Część z nich to osadnicy z Kenii, którzy nie zgadzali się z uzyskaniem przez nią niezależności. Wizja Smitha zakładała stworzenie zdominowanego przez białych państwa w Afryce – mówi „Plusowi Minusowi” prof. Michał Leśniewski z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego, badacz dziejów Afryki Południowej.

– Rząd Smitha starał się odwrócić kilka umiarkowanych reform jeszcze z czasów federacji. Gdy poprzednie władze mówiły o „partnerstwie” między obywatelami, nowy rząd nawiązywał do konfliktu między białymi osadnikami a rdzennymi mieszkańcami z początkowego okresu zakładania kolonii – przypomina w rozmowie z „Plusem Minusem” dr Brooks Marmon, ekspert z Uniwersytetu w Ohio, od lat zajmujący się historią kolonizacji i dekolonizacji Afryki.

Rodezyjskie władze kilkukrotnie zakazywały wydawania krytycznych wobec nich gazet oraz delegalizowały afrykańskie partie polityczne. Wielu liderów czarnoskórej większości aresztowano i torturowano. – To bez dwóch zdań był system segregacji rasowej, jednak różnił się od tego, co znamy z RPA. Apartheid zakładał, że powinny istnieć oddzielne społeczeństwa, które rozwijają się oddzielnie od siebie. Wszystko było dokładnie ustalone. W Rodezji segregacja była bardziej nieformalna. Nigdy nie wprowadzono np. zakazu mieszanych małżeństw, choć i tak ich praktycznie nie było. Nie było też formalnie zakazu piastowania urzędów przez czarnoskórych mieszkańców, chociaż system prawny im to utrudniał. W poprawce do konstytucji wyprowadzono zapis, który dzielił wyborców na pulę A, czyli białych, i pulę B, czyli czarnoskórych – tłumaczy prof. Leśniewski. Oczywiście, pula B była zdecydowanie mniejsza. Do tego wszystkiego dochodziły również nierówności ekonomiczne. Rdzenni mieszkańcy nie mogli np. legalnie posiadać ziemi w niemal połowie kraju.

W takich warunkach w Rodezji powstało kilka partyzanckich ugrupowań, które z bronią w ręku zaczęły w latach 70. walczyć z białymi władzami. Dwa największe to Afrykański Narodowy Związek Zimbabwe (ZANU), kierowany przez przyszłego prezydenta Roberta Mugabe, oraz Afrykański Ludowy Związek Zimbabwe (ZAPU). Partyzanci, operując m.in. z sąsiedniego Mozambiku, atakowali białych farmerów i rodezyjską armię, co doprowadziło do wybuchu brutalnej wojny domowej, która do historii przeszła pod nazwą „wojny w buszu”. To w jej trakcie narodził się mit takich jednostek jak Selous Scouts.

ZAPU i ZANU otrzymywały wsparcie militarne od Związku Radzieckiego i Chin, więc rząd Iana Smitha starał się przedstawiać konflikt jako starcie z komunizmem. – Czy partyzanci byli komunistami? Nie ma łatwej odpowiedzi. Z jednej strony to sięganie po pomoc Moskwy i Chin było trudne do uniknięcia, bo kto inny miałby ich wesprzeć? Z drugiej strony dla wielu z nich kapitalizm i kolonializm to były synonimy. O Mugabe możemy raczej powiedzieć, że był marksistą. Joshua Nkomo (ZAPU) raczej korzystał z okazji, że państwa komunistyczne dają broń i środki. Faktem jest, że marksizm był popularny w Afryce jako ideologiczna alternatywa. Wówczas wszystkie konflikty na kontynencie wpisywały się w jakiś sposób w zimnowojenny spór – wyjaśnia prof. Leśniewski. Rząd Rodezji sięgał z kolei po zagranicznych najemników, umieszczając ogłoszenia rekrutacyjne m.in. w popularnym magazynie „Soldier of Fortune”.

– Część ludzi ze środowisk skrajnie prawicowych i faszyzujących w Wielkiej Brytanii widziała w czarnoskórych bolszewików, z którymi trzeba walczyć. Do Rodezji przyjeżdżali również ze Stanów Zjednoczonych weterani wojny w Wietnamie – mówi „Plusowi Minusowi” dr Kacper Rękawek, analityk ds. ekstremizmów z Center for Research on Extremism na Uniwersytecie w Oslo. Ostatecznie w wyniku nacisków państw Zachodu, w tym Wielkiej Brytanii, oraz działań partyzantów rząd Smitha musiał ustąpić. W 1980 roku proklamowano powstanie Zimbabwe, na którego czele po wyborach stanął przywódca ruchu wyzwoleńczego Robert Mugabe. Niestety, choć mógł stać się ikoną tak jak Nelson Mandela, skończył jako brutalny satrapa, który doprowadził kraj na krawędź ruiny.

Czytaj więcej

Jak księgowa Putina stabilizuje rosyjską gospodarkę

Przegrana sprawa

Wskrzeszenie” Rodezji przez środowiska skrajnie prawicowe po latach od jej upadku spowodowane jest przede wszystkim tym, jak świetnie ten nieistniejący już kraj wpisuje się w ich mitologię oraz wizję świata. – Rodezja jako miejsce w Afryce dla białych to jest dla suprematystów swego rodzaju ideał. Ciągle mówią, że to było „nasze”, białe, europejskie, chrześcijańskie i było zagrożone. Tak postrzegają świat. Zawsze się z czymś walczy, czy to z masonami, Żydami, komunistami, czy muzułmanami. Z tego punktu widzenia Rodezja, która była swego rodzaju oblężoną twierdzą, fantastycznie się do tej narracji nadaje – mówi dr Rękawek.

Ponadto Rodezja, podobnie jak amerykańska Konfederacja, funkcjonuje jako tzw. mit przegranej sprawy, który łączy skrajną prawicę i rasistów na całym świecie. Narodził się w Stanach Zjednoczonych chwilę po zakończeniu wojny secesyjnej w 1865 roku. Jego zwolennicy starali się podkreślać rzekomy rycerski etos i poczucie honoru stanów południowych, które ich zdaniem świetnie traktowały niewolników. I choć przegrały pod naporem sił Unii, to są zwycięzcą moralnym. Ta narracja przybrała na sile w latach 50. i 60. wraz z rosnącym poparciem społecznym dla równouprawnienia czarnoskórych obywateli.

W oczach wielu suprematystów Rodezja idealnie pasuje do tego mitu. Grupka białych osadników o „mężnych i czystych sercach” stawia opór „swart gevaar”, jak w RPA określano zagrożenie, jakie czarnoskórzy mieli stwarzać dla białych. Stąd też podkreślane przez skrajną prawicę uwielbienie dla rodezyjskich żołnierzy biorących udział w „wojnie w buszu”. Jak pisze magazyn „Time”, do „mitu przegranej sprawy” odwołują się też np. rosyjscy radykałowie. Dla nich Rosja mierzy się z umierającym i zdegenerowanym Zachodem, który próbuje zniszczyć ich ojczyznę, albo z imigrantami z Azji i Kaukazu. W tym sensie amerykańskiego rasistę, francuskiego suprematystę i rosyjskiego imperialistę łączy, jak pisze magazyn „Wired”, ich „białość”. Dlatego też Rodezja, tak jak Konfederacja, ma dość uniwersalne transgraniczne przesłanie.

Zainteresowanie Rodezją wśród alt-prawicy jest również spowodowane jej zakodowanym znaczeniem. – Gdy nie możesz głośno mówić o „białej sile”, możesz to zasygnalizować właśnie za pomocą odwołań do Rodezji – tłumaczy „Plusowi Minusowi” dr Heidi Beirich, ekspertka ds. prawicowych ekstremizmów z think tanku Global Project Against Hate and Extremism.

Na podobnej zasadzie, gdy w danym kraju odwoływanie się wprost do nazizmu czy faszyzmu jest karalne, to samo przesłanie można bez konsekwencji przekazać z pomocą hasła typu „Slot Floppies” albo biało-zielonej flagi. Zrozumieją tylko ci, którzy mają zrozumieć. Wreszcie Rodezja to po prostu świetny przykład wojny ras między białymi a czarnoskórymi, o której często fantazjują środowiska suprematystów, szczególnie w Stanach Zjednoczonych. – Najbardziej skrajna amerykańska prawica chce, by cały kraj był biały, a jeśli na razie to niemożliwe, to marzą o stworzeniu jakiegoś białego regionu. Niektórzy mówią np. o Oregonie. Jak jakiś radykał natrafi na historię Rodezji w internecie, to może się zafascynować, że kiedyś było państwo białych, więc zróbmy sobie takie samo – mówi dr Rękawek.

Romantyzm ekstremistów

Eksperci zajmujący się badaniem ekstremizmów ostrzegają, by „wskrzeszenia” Rodezji nie bagatelizować. Głównie dlatego, że kryje się za nią silne przesłanie. – Jest ona wykorzystywana jako narzędzie rekrutacji wśród białych suprematystów. W związku z nienawistnymi konotacjami odwołania do niej powinny być zakazane w mediach społecznościowych – podkreśla dr Beirich.

Jak może być to groźne, pokazał przykład wspomnianego już Dylanna Roofa, a takich jak on wraz z postępującą polityczną polaryzacją jest coraz więcej. Jak pisze „Time”, w latach 2009–2018 prawicowi ekstremiści byli odpowiedzialni za 73 proc. ofiar śmiertelnych w Stanach Zjednoczonych. W 2019 roku biali suprematyści zabili 49 osób, czyli więcej niż w jakimkolwiek innym roku od czasów zamachu bombowego w Oklahoma City w 1995 r. Niewątpliwe duża cześć tych ataków ma związek z rosnącą liczbą skrajnie prawicowej propagandy zalewającej internet. Z szacunków think tanku Center for Extremism, monitorującego radykałów od lewa do prawa, wynika, że w 2022 roku w Stanach Zjednoczonych zgłoszono niemal 7 tys. incydentów związanych z propagowaniem rasizmu – zarówno w sieci, jak w „realu”. Rok wcześniej było to niecałe 5 tys. Przed rosnącym zagrożeniem związanym z prawicowym ekstremizmem w Europie ostrzega w swoim raporcie z zeszłego roku również Komisja Europejska.

Czytaj więcej

Moskwa miesza w bałkańskim kotle

Biorąc pod uwagę te dane, eksperci podkreślają, że rządy poszczególnych państw powinny się zastanowić nad tym, czy odwołań do Rodezji nie traktować w taki sam sposób jak wychwalania nazizmu, faszyzmu czy komunizmu, i zakazać ich używania w przestrzeni publicznej. Trudno przecież oddzielić fascynację rodezyjską armią czy rządami Iana Smitha od tego, co reprezentował ten reżim i jak traktował czarnoskórą większość. Tak samo jak nie da się podziwiać żołnierzy Wehrmachtu bez akceptowania tego, jakie zbrodnie popełniali. „Nie gloryfikujemy tego, co robili naziści, i tak samo nie powinniśmy gloryfikować apartheidu w RPA czy tego, co działo się w Rodezji. Skala represji stosowanych przez rząd białej mniejszości nie jest, oczywiście, taka sama jak skala represji stosowanych przez Hitlera, ale romantyzowanie przeszłości Rodezji jest w podobnym tonie jak romantyzowanie nazistowskiej przeszłości” – konkluduje w rozmowie z kanadyjskim portalem Ricochet prof. Andrea L. Arrington-Sirois, historyczka Afryki z Uniwersytetu Indiany.

W armii Rodezji przez lata służyli głównie biali. W trakcie rodezyjskiej wojny domowej (1965–1979) p

W armii Rodezji przez lata służyli głównie biali. W trakcie rodezyjskiej wojny domowej (1965–1979) powstały specjalne białe oddziały Selous Scouts, które walczyły z bojownikami o niepodległość Zimbabwe. Na zdjęciu żołnierze w 1968 r.

Monks/Express/Getty Images

Wczerwcowy upalny wieczór 2015 roku młody chłopak, nie zwracając niczyjej uwagi, wszedł do kościoła afrykańskiego metodystów w Charleston w amerykańskim stanie Karolina Południowa. 21-latek przez pewien czas słuchał czytania Biblii. W pewnym momencie wstał z ławy, wyjął pistolet Glock i chodząc po świątyni, strzelał do wiernych. Według zeznań jednego z ocalałych, gdy to robił, powtarzał: „wy czarni gwałcicie nasze kobiety i przejmujecie nasz kraj”. Łącznie Dylann Roof zamordował dziewięć osób.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi