Zwyciężamy. Serbia i Rosja” czy „Tam, gdzie my, tam Rosja” – to hasła, jakie pojawiły się na marcowej demonstracji w Banja Luce, w której udział wzięła ponad setka bośniackich Serbów wyrażających poparcie dla inwazji na Ukrainę. Uczestnicy manifestacji powiewali rosyjskimi flagami i krzyczeli, że Moskwa „toczy bitwę o uwolnienie ujarzmionego narodu”. – Rosja nie jest na wojnie z Kijowem, tylko z mrocznymi euroatlantyckimi siłami – przekonywał reportera agencji AP jeden z mężczyzn.
W wiecu gościnnie udział wzięli członkowie gangu motocyklowego Nocne Wilki nazywani „aniołami Putina” i uważani za rosyjskich agentów wpływu. Pojawiło się także dwóch ministrów rządu Republiki Serbskiej wchodzącej w skład Bośni. – Serbowie nigdy nie dołączą do NATO i Unii Europejskiej, ponieważ przynoszą one odrodzenie nazizmu, przestępczości i bezrobocia zamiast rozwoju – przekonywał dziennikarzy portalu Sarajevo Times lider Serbsko-Rosyjskiego Stowarzyszenia Współpracy, które organizowało demonstrację w Banja Luce.
Podobne spotkania odbyły się także w innych miastach. To tylko jeden ze sposobów, w jaki Kreml osłabia więzi łączące Bośnię z Zachodem i liberalną demokracją. Skomplikowana sytuacja w kraju tylko mu w tym pomaga.
Czytaj więcej
Recep Erdogan, Andrzej Duda, Emmanuel Macron, a ostatnio Rafał Trzaskowski – to tylko kilka nazwisk na długiej liście osób nabranych przez duet rosyjskich dowcipnisiów. Wiele wskazuje, że są powiązani ze służbami, a ich żarty to narzędzie Kremla w walce z Zachodem.
Systemowy paraliż
Bośnia i Hercegowina (BiH) jako państwo w obecnym kształcie wyłoniła się z najkrwawszej wojny, jaka towarzyszyła rozpadowi Jugosławii. W latach 1992–1995 z powodu działań zbrojnych i czystek etnicznych, w tym masakry w Srebrenicy, życie straciło ponad 100 tys. osób. Konflikt zakończyło porozumienie pokojowe z Dayton zawarte w 1995 r. Na jego mocy utworzono republikę federacyjną składającą się z Republiki Serbskiej oraz Federacji Bośni i Hercegowiny.