Jeśli jedyne wnioski, jakie ziobryści wyciągnęli z dramatu zakatowanego dziecka, to takie, że trzeba koniecznie odgrzać jałową debatę o karze śmierci, to znaczy, że dla kolejnych krzywdzonych dzieci niewiele się zmieni. Tak jak nie zmieniłoby się dla Kamila, gdyby jego oprawcy groziła kara śmierci. Nie sądzę, żeby bestia katująca bezbronne dziecko powstrzymała się przed podniesieniem na nie ręki tylko dlatego, że zamiast dożywocia na samym dnie więziennej hierarchii groziłaby jej szybka, ale bezbolesna śmierć. Ale nie wątpię, że temat kary śmierci znowu stał się nośny i można będzie nim przykryć wszystko, czego nie zrobiono i czego się nie zrobi, żeby dzieci z rąk katów w porę wyrywać.

Czytaj więcej

Kataryna: Tuskomisja

„Codziennie walczę ze sobą, żeby nie popełnić rozszerzonego samobójstwa, to nie takie proste zmusić się do życia” – napisała dwa miesiące temu w internetowej dyskusji o samobójczej śmierci matka pięcioletniego autystycznego dziecka. Jeden wpis wystarczył, żeby matka trafiła na obserwację psychiatryczną, a jej dziecko do domu dziecka, gdzie skierował je sąd rodzinny na wniosek policji. W momencie podejmowania decyzji o czasowym odizolowaniu autystycznego pięciolatka od matki policja i sąd miały już opinię psychiatry, który uznał, że jej stan „kategorycznie przeczy zamiarom samobójczym”, bo choć matka od lat miewa myśli samobójcze, nie nastąpiło ich nasilenie i ani matce, ani dziecku nic – oprócz traumy rozstania – nie zagraża. No, ale to była dobra matka chcąca dla swojego dziecka jak najlepiej, której prawdopodobnie największą winą było zaangażowanie polityczne po niemiłej władzy stronie.

Jeśli ze śmierci skatowanego Kamila ma wyniknąć jakieś dobro, nie weźmie się ono z dyskusji o karze śmierci, nie weźmie się nawet z zapowiedzianej już kampanii społecznej, zachęcającej do reagowania na krzywdę dzieci, tylko z rzeczowej debaty o niezbędnych zmianach systemowych. 

Nie jest więc tak, że państwo jest całkiem bezradne, bo jeśli tylko chce, znajduje mnóstwo prawnych instrumentów do egzekwowania dobra dziecka, nawet jeśli nie zawsze robi to mądrze i odpowiedzialnie. Jeśli ze śmierci skatowanego Kamila ma wyniknąć jakieś dobro, nie weźmie się ono z dyskusji o karze śmierci, nie weźmie się nawet z zapowiedzianej już kampanii społecznej, zachęcającej do reagowania na krzywdę dzieci, tylko z rzeczowej debaty o niezbędnych zmianach systemowych. Ale do tego trzeba wreszcie przyznać, że rodzina bywa piekłem i nie zawsze zasługuje na ochronę. Czeka nas więc bicie piany o karze śmierci, której i tak nie da się wprowadzić, ale sama dyskusja to w kampanii wyborczej „polityczne złoto”. I tak tu żyjemy, od dramatu do tragedii.