Falklandy/Malwiny. Wojna w Ukrainie pomoże Argentynie sięgnąć po sporne wyspy?

40 lat po zakończeniu wojny o wyspy na południowym Atlantyku konflikt o nie znów się zaostrza. W cieniu walk w Ukrainie Argentyna postanowiła upomnieć się o archipelag, który uważa za swoje terytorium okupowane przez Brytyjczyków.

Publikacja: 24.03.2023 10:00

Falklandy/Malwiny. Wojna w Ukrainie pomoże Argentynie sięgnąć po sporne wyspy?

Foto: mat.pras

Gdy we wrześniu zeszłego roku pałac Buckingham ogłaszał śmierć 96-letniej królowej Elżbiety II, popularny argentyński dziennikarz Santiago Cueno właśnie prowadził swój autorski program telewizyjny. W pewnym momencie mężczyzna siedzący za białym stołem przyozdobionym w barwy narodowe zaczął klaskać i się śmiać. Podobnie zachowała się dwójka jego gości. „Głośne brawa dla szatana, który wreszcie postanowił ją zabrać!” – krzyknął Cueno. Następnie prezenter z kubełka z lodem stojącego obok niego wyjął butelkę szampana. „Ten stary worek zmarł” – powiedział, zaśmiewając się do rozpuku. Gdy nalewał sobie alkohol do kieliszka, krzyknął jeszcze: „ta stara su... odeszła na dobre!”. Na koniec dziennikarz wzniósł toast i zjadł jedną z kanapek leżących na stole.

Zachowanie Cueno, choć szokujące, jest wyrazem skrajnych antybrytyjskich resentymentów części argentyńskiego społeczeństwa. Od lat niezmiennie są one związane z niedużymi wyspami, które według Argentyńczyków Londyn odebrał im siłą.

Czytaj więcej

Bomby termobaryczne, broń kasetowa, biały fosfor. Rosja łamie wszelkie zasady

Wcześniej niż później

Niewielki, smagany wiatrem skalisty archipelag o łącznej powierzchni 12 tys. km kw. leży na południowym Atlantyku – ok. 480 km od wybrzeży Argentyny. Zamieszkuje go na stałe niecałe 3,5 tys. mieszkańców, z których ponad 2 tys. żyje w stołecznym Port Stanley. Większość to potomkowie brytyjskich osadników, co wpływa na charakter wysp. Panuje tu lewostronny ruch, w pubach organizuje się zawody darta, a na wiernych w anglikańskiej katedrze czeka herbata i ciasto owocowe.

Archipelag nazywany przez Brytyjczyków Falklandami ma obecnie status brytyjskiego terytorium zamorskiego. Mieszkańcy zarządzają swoimi sprawami, ale decydujący głos w kwestiach polityki zagranicznej ma Londyn. Zjednoczone Królestwo swoje prawo do wysp wywodzi z tego, że od XIX w. „stale i efektywnie nimi administruje”. Ponadto w referendum z 2013 r. 98 proc. mieszkańców Falklandów zagłosowało za pozostaniem w związku z Wielką Brytanią.

Mimo to Argentyńczycy nie tracą nadziei na przejęcie kontroli nad wyspami i „włączenie ich do macierzy”. Źródeł swoich żądań szukają już w XV w. W 1493 r. ówczesne potęgi morskie Hiszpania i Portugalia podpisały traktat z Tordesillas, w którym podzieliły świat między siebie. Dzisiejsza Argentyna oraz Falklandy znalazły się w strefie zarządzanej przez Madryt i pozostały w niej do XIX w. Stąd też Buenos Aires twierdzi, że skoro kraj zyskał niepodległość od Hiszpanii, to należą do niego również wyspy nazywane po hiszpańsku Malwinami. Ponadto Argentyna wskazuje na geograficzną bliskość archipelagu oraz konieczność zakończenia neokolonialnej polityki Londynu. Uzbrojeni w takie argumenty argentyńscy dyplomaci kilka miesięcy temu rozpoczęli dyplomatyczną ofensywę, której celem jest debata nad przynależnością wysp.

W sierpniu sekretarz ds. Malwinów Guillermo Carmona ruszył w tournée po krajach Ameryki Południowej. „Chcemy wzmocnić naszą międzynarodową pozycję i przedstawić sprawę wysp jako sprawę anachronicznego kolonializmu w XXI wieku” – powiedział w jednym z wywiadów. Podkreślił też, że Argentyna przekonała już do swoich racji 77 państw w Komitecie Dekolonizacji ONZ. Dzięki staraniom Carmony Buenos Aires poparł również parlament Ameryki Łacińskiej zrzeszający przedstawicieli parlamentów większości państw regionu.

W tym samym mniej więcej czasie minister spraw zagranicznych Argentyny Santiago Cafiero wybrał się do Indii. Rezultatem spotkań z tamtejszymi politykami była zapowiedź powołania Komisji ds. Dialogu w sprawie Malwinów w Indiach”. Jak pisze dziennik „Hindu”, jej celem jest wspieranie negocjacji dotyczących przyszłości wysp. W 40. rocznicę wojny o Falklandy/Malwiny Cafiero napisał również artykuł w brytyjskim „Guardianie”, gdzie próbował przedstawić wszystkie racje swojego kraju. „Zjednoczone Królestwo utrzymuje na wyspach bazę wojskową oraz cyklicznie przeprowadza na spornych wodach manewry. […] Zachowuje się tak, jakby konflikt zakończył się zaledwie wczoraj” – podkreślił i dodał, że Argentyna chce tylko konstruktywnych negocjacji zgodnie z zasadami ONZ.

Poparcia Argentyńczycy szukali również w Chinach. We wspólnym oświadczeniu przewodniczącego Xi Jinpinga i prezydenta Alberto Fernandeza napisano, że Pekin „potwierdza wsparcie dla argentyńskich żądań w sprawie suwerenności nad Malwinami”. W polityce nie ma jednak niczego za darmo. Tego samego dnia Argentyna oficjalnie dołączyła do chińskiej Inicjatywy Pasa i Szlaku.

Temperatura sporu o wyspy w tym roku jeszcze wzrosła. Najpierw w lutym argentyński minister obrony Jorge Taiana podkreślił, że Malwiny „wcześniej niż później powrócą do prawowitych właścicieli”. Te słowa padły w trakcie uroczystości ponownego otwarcia po latach bazy lotniczej w Rio Gellagos, skąd mają operować samoloty monitorujące sytuację na wodach wokół archipelagu. W tym samym czasie Falklandy odwiedziła grupa brytyjskich parlamentarzystów z Komisji ds. Sił Zbrojnych. Spotkali się z żołnierzami i marynarzami z tamtejszej bazy.

Kilka dni później podczas szczytu państw G20 Cafiero w rozmowie ze swoim brytyjskim odpowiednikiem Jamesem Cleverlym zakomunikował, że Argentyna chce, by na forum ONZ odbyły się nowe rozmowy w sprawie przynależności Falklandów/Malwinów. Dodał, że Buenos Aires zrywa tzw. pakt Foradori-Duncan z 2016 r. Układ między oboma państwami regulował kwestie rybołówstwa, żeglugi oraz eksploatacji surowców wokół archipelagu. Znajdował się w nim też zapis dotyczący identyfikacji szczątków argentyńskich żołnierzy poległych podczas wojny w 1982 r. Cleverly stanowczo odparł, że „Falklandy są brytyjskie, a mieszkańcy mają prawo decydować o swojej przyszłości i wybrali już, by pozostać samorządnym terytorium zamorskim”. W podobnym tonie wypowiedziały się władze wysp.

Na reakcje nie trzeba było długo czekać. Argentyński rząd ogłosił, że wycofuje pozwolenie na to, by brazylijskie linie lotnicze LATAM w drodze z São Paulo do lotniska Mount Pleasant na Falklandach mogły lądować w Cordobie. Buenos Aires podkreśliło przy tym, że kluczowe dla kraju jest to, by istniało bezpośrednie połączenie lotnicze z Argentyny na Malwiny.

Ryzykowna zagrywka

Przez niemal 500 lat różne imperia i państwa rościły sobie prawa do skalistego archipelagu u południowych wybrzeży Ameryki Południowej. Wyspy odkrył w 1690 r. angielski kapitan John Strong, który nazwał je Falklandami na cześć rodu szkockiego szlachcica, który współfinansował jego wyprawę. Pierwsi archipelag zamieszkali jednak Francuzi niemal 100 lat później. W 1764 r. na jego wschodzie założyli kolonię, a wyspy nazwali Malouines. Równolegle w zachodniej części swoją osadę utworzyli Brytyjczycy.

Sześć lat później kontrolę nad archipelagiem przejęli Hiszpanie. Ich panowanie trwało do 1811 r., kiedy to z powodu niepodległościowych powstań w Ameryce Południowej wycofali swój garnizon. Dziewięć lat później na wyspy wykorzystywane wówczas wyłącznie przez rybaków przypłynął amerykański najemnik David Jewett pracujący dla władz powstałej niedawno Argentyny. W ich imieniu włączył archipelag do tego kraju i rozpoczął jego zasiedlanie.

Panowanie Buenos Aires nie trwało długo. W 1833 r. Wielka Brytania dokonała inwazji na wyspy, ogłaszając je swoją kolonią. Argentyńskie władze zgłosiły wówczas oficjalny protest, który de facto trwa po dziś dzień. W okresie zarówno pierwszej, jak i drugiej wojny światowej Falklandy odgrywały ważną rolę jako baza marynarki wojennej pozwalająca Londynowi kontrolować wody południowego Atlantyku.

Spór o archipelag nasilił się w latach 60., gdy ONZ przyjęła deklarację w sprawie przyznania niepodległości krajom i narodom kolonialnym. Argentyna uznała, że ten krok i postępująca na świecie dekolonizacja działają na jej korzyść. W 1965 r. Zgromadzenie Ogólne uchwaliło rezolucję nr 2065 wzywającą Buenos Aires i Londyn do natychmiastowego podjęcia dwustronnych negocjacji w celu pokojowego rozwiązania sporu. Przez następne lata oba kraje prowadziły mniej lub bardziej poufne rozmowy. Jak pisze portal The Diplomat, Wielka Brytania była nawet gotowa przekazać Falklandy, ale zdecydowanie sprzeciwili się temu sami wyspiarze popierani przez część parlamentarzystów w Londynie i negocjacje utknęły w martwym punkcie.

W nocy z 1 na 2 kwietnia 1982 r. z położonego na południowych krańcach Argentyny miasta Ushuaia w stronę Falklandów wyruszyła część sił uderzeniowych, które raz na zawsze miały zagwarantować, że nad wyspami będzie powiewał biało-niebieski sztandar. Mimo zaciętego oporu niewielkiego brytyjskiego garnizonu argentyńscy marines przewiezieni na ląd amfibiami szybko zajęli archipelag. Decyzję o przejęciu Malwinów siłą podjął gen. Leopoldo Galtieri, przywódca brutalnej junty rządzącej wówczas Argentyną.

– Generałowie tracili władzę. W kraju zaczynał się kryzys zadłużeniowy. Coraz bardziej rosła inflacja. Stąd też poparcie dla wojskowych było coraz mniejsze. Zajęcie wysp miało zjednoczyć Argentyńczyków oraz pokazać siłę i sprawczość junty – podkreśla w rozmowie z „Plusem Minusem” dr Joanna Gocłowska-Bolek, ekspertka ds. Ameryki Łacińskiej z Uniwersytetu Warszawskiego.

I rzeczywiście, na początku wiadomość o podboju wysp wywołała ogólnonarodową euforię. – Inwazja była bardzo ryzykowną zagrywką opierającą się na założeniu, że premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher nie odpowie militarnie, a Stany Zjednoczone pozostaną neutralne. Było to ryzyko, które ostatecznie się nie opłaciło i miało tragiczne konsekwencje – mówi „Plusowi Minusowi” dr Matthew Benwell, ekspert ds. geografii społeczno-ekonomicznej z Uniwersytetu Newcastle.

Gdy wieści o zajęciu Falklandów dotarły do Londynu, Żelazna Dama, chcąc wzmocnić swoją polityczną pozycję oraz ratować honor upadającego imperium, niemal natychmiast podjęła decyzję o wysłaniu na miejsce grupy uderzeniowej. W jej skład wchodziło 120 okrętów, lotnictwo oraz oddziały piechoty i komandosów. Mimo że Argentyńczycy posiadali na archipelagu ponad 10 tys. żołnierzy, byli to przeważnie kiepsko wyszkoleni i wyposażeni rekruci. Po 74 dniach walk Wielka Brytania odbiła wyspy. Argentyna straciła 649 żołnierzy, z czego połowę stanowili marynarze służący na niszczycielu „Generał Belgrano” zatopionym przez brytyjski okręt podwodny. Po angielskiej stronie zginęło 255 wojskowych. Londyn stracił też pierwszy raz od 37 lat okręt wojenny. Był to HMS „Sheffield” trafiony argentyńską rakietą francuskiej produkcji.

Przegrana wojna w krótkim czasie doprowadziła do upadku rządzącej Argentyną junty i przyczyniła się do powolnej demokratyzacji kraju. Thatcher zapewniła z kolei miażdżące zwycięstwo w wyborach parlamentarnych w 1983 r. – Wynik wojny nie wpłynął na status prawny archipelagu, a Wielka Brytania zbudowała na nim bazę wojskową i od tego czasu nie jest skłonna w ogóle rozmawiać o suwerenności Falklandów – podkreśla w rozmowie z „Plusem Minusem” prof. Marcelo Kohen, argentyński ekspert prawa międzynarodowego przez lata pracujący w renomowanym Instytucie Studiów Międzynarodowych w Genewie. Krwawy konflikt na stałe zapisał się jednak w argentyńskiej pamięci zbiorowej.

Czytaj więcej

Czy TikTok to chiński agent?

Roszczenia przy grillu

Odzyskanie terytoriów oraz pełne sprawowanie nad nimi suwerenności są permanentnym i nieodwołalnym celem Argentyńczyków” – ten zapis dotyczący Falklandów/Malwinów, znajdujący się w poprawce do konstytucji z 1994 r., pokazuje, jak ważną rolę odgrywają one w argentyńskiej polityce i przestrzeni publicznej. – Są częścią tożsamości terytorialnej. To widać w wypowiedziach najważniejszych osób w państwie. Ta sprawa pojawia się często również w codziennych dyskusjach zwykłych ludzi. Jest obecna w szkołach, a nawet w rodzinnych rozmowach przy grillu – zauważa dr Gocłowska-Bolek.

W całym kraju na murach, ścianach domów i znakach widnieje hasło „Las Malvinas son Argentinas”. W miastach znaleźć można murale przedstawiające wyspy w kolorach narodowej flagi i podpisem: „Powrócimy”. Niektórzy Argentyńczycy tatuują sobie nawet ich kontury. Pojawiają się one również w logo firm albo na kartach kredytowych. Żołnierze do dzisiaj śpiewają skomponowany w 1984 r. „Marsz Malwinów”, podkreślający przynależność archipelagu do Argentyny. W szkołach dzieci od małego uczone są o „utraconych ziemiach”. Czytają też książkę pt. „Pingwin Pipino, potwór i Malwiny”, w której to niebieski potwór przypływa na wyspy na statku z brytyjską flagą i je zajmuje. Regularnie placówki edukacyjne odwiedzają także weterani opowiadający o walkach z Brytyjczykami. Co roku w rocznicę wybuchu wojny w szkołach organizowane są akademie upamiętniające to wydarzenie. Jak pisze portal France 24, w sondażu przeprowadzonym w 2021 r. 81 proc. Argentyńczyków opowiedziało się za dalszymi staraniami o suwerenność nad archipelagiem. „To jest w naszym DNA, że Malwiny należą do Argentyny” – podkreśla w rozmowie z BBC Daniel Guzman, weteran z 1982 r.

Potencjał tematu świetnie wyczuło małżeństwo Nestora i Cristiny Kirchnerów, które rządziło krajem w latach 2003–2015. – To temat zastępczy. Gdy pojawiają się pretensje do rządu związane ze złą sytuacją gospodarczą, ta kwestia jest wydobywana, żeby zjednoczyć Argentyńczyków wokół władz – tłumaczy dr Gocłowska-Bolek.

Temperatura wokół sporu o archipelag trochę opadła za prezydentury Mauricio Macriego, ale znowu wzrosła w 2019 r. po zwycięstwie Alberto Fernandeza, którego wiceprezydentką została Cristina Kirchner. – Obecna administracja powołała do życia Narodową Radę ds. Malwinów, by pokazać swoje zaangażowanie w tę sprawę. Zasiadają w niej prezydent, minister spraw zagranicznych, sekretarz Malwinów, senatorowie, kongresmeni oraz naukowcy. Tym samym rząd stara się wynieść sprawę wysp poza wyłącznie partyjną politykę – zauważa dr Benwell.

Na ostatnie zaostrzenie kursu Buenos Aires trzeba patrzeć również w kontekście szalejącej w kraju inflacji. W lutym przekroczyła 100 proc. rok do roku. Najwięcej od 30 lat. Ponadto prokuratura prowadzi szeroko zakrojone śledztwo dotyczące korupcji, w którą zamieszana ma być Kirchner.

I ostatnia rzecz, choć nie mniej ważna: Argentyna postanowiła wykorzystać sytuację międzynarodową związaną z wojną w Ukrainie. Wspomniany już Guillermo Carmona w zeszłym roku skarżył się na to, że Zachód, mówiąc o integralności terytorialnej każdego państwa, stosuje podwójne standardy. Jego zdaniem ma ona zastosowanie w Europie, ale nie odnosi się już do działań Wielkiej Brytanii w Ameryce Południowej. W podobnym tonie wypowiedział się Alberto Fernandez. „W XXI w. Londyn powinien się wstydzić, że posiada kolonie. To ukradziona ziemia” – zaznaczył prezydent w rozmowie z BBC.

Dla Wielkiej Brytanii kontrola nad Falklandami pozostaje ważna z kilku przyczyn. Po pierwsze, dla części Brytyjczyków wraz z innymi terytoriami zamorskimi są one ostatnim wspomnieniem po potężnym niegdyś imperium. Po drugie, wokół wysp odkryto jeszcze nieeksploatowane bogate złoża ropy naftowej. Z tego powodu, jak pisze w swojej książce „Britain and the Dictatorship of Argentina and Chile” Grace Livingstone, Wielka Brytania wytyczyła sięgającą 200 mil morskich (370 km) wyłączną strefę ekonomiczną wokół archipelagu, by móc eksploatować podwodne złoża. Wreszcie posiadanie bazy na Falklandach zdecydowanie ułatwia wysuwanie roszczeń terytorialnych do dużego pasa Antarktydy. Kontynent ten posiada wciąż jeszcze niewydobywane złoża ropy, węgla, żelaza, miedzi i srebra.

Nadzieja w młodych

Eksperci pytani o to, jak dalej może się potoczyć najnowsza odsłona sporu o Falklandy/Malwiny, nie są optymistami i wskazują na dalszą eskalację. – Wielka Brytania obstaje przy prawie do samostanowienia mieszkańców Falklandów, którzy chcą pozostać brytyjskim terytorium zamorskim. Z perspektywy Londynu wszelkie negocjacje muszą obejmować mieszkańców wysp. Argentyna odmawia zaangażowania wyspiarzy, twierdząc, że to spór z Wielką Brytanią, dlatego trwa impas. Sytuacja z pewnością może ulec dyplomatycznej eskalacji, biorąc pod uwagę, że Buenos Aires coraz częściej podnosi tę sprawę na spotkaniach z wpływowymi państwami, jak Chiny, Indie czy Brazylia. Trzeba też pamiętać, że z powodu brexitu Falklandy utraciły część ochrony, jaką miały wcześniej, nawet jeśli poparcie rządu brytyjskiego pozostaje niezachwiane – wyjaśnia dr Benwell.

Argentyna ma jeszcze w zanadrzu środki nacisku, które najpewniej wykorzysta. – Bez pokojowego rozstrzygnięcia sporu wiele kwestii, takich jak eksploatacja zasobów, loty czy rybołówstwo, pozostaje kontrowersyjnych i ma potencjał kryzysowy. Argentyna mogłaby wywierać wpływ na Londyn na poziomie wielostronnym, idąc za przykładem Republiki Mauritius w jej sporze z Wielką Brytanią o Archipelag Czagos. W tej sprawie Zjednoczone Królestwo również odrzuciło negocjacje z Mauritiusem, ale niedawno w związku z opinią Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, uznającego jego kontrolę nad Czagos za nielegalną, zmieniło zdanie – mówi prof. Kohen.

Retoryka Buenos Aires będzie się zaostrzała przed każdymi kolejnymi wyborami. Najbliższe, prezydenckie i parlamentarne, już na jesieni tego roku. Obóz peronistów na czele z Cristiną Kirchner na pewno odwoła się do sprawy Malwinów. Stąd też, jak wskazują eksperci, jedyna nadzieja na ostateczne zakończenie konfliktu o wyspy w najmłodszych pokoleniach. – Dzisiaj wielu młodych Argentyńczyków zdaje sobie sprawę, że była to wojna zastępcza skorumpowanej dyktatury. Stąd też są oni mniej skłoni podążać za wojowniczą retoryką, która wpisuje się w rządy populistów – zauważa dr Gocłowska-Bolek. Młodych ludzi ma denerwować to, ile energii władze poświęcają historycznemu z ich perspektywy zatargowi, zamiast skupiać się na wysokiej inflacji i innych problemach dnia codziennego. W końcu stabilna praca i godne życie są dla nich ważniejsze niż polityczne boje o wyspy, których nawet nie widzieli na własne oczy.

Czytaj więcej

Nie tylko ISS. Kosmiczna szorstka przyjaźń Rosji i USA

Gdy we wrześniu zeszłego roku pałac Buckingham ogłaszał śmierć 96-letniej królowej Elżbiety II, popularny argentyński dziennikarz Santiago Cueno właśnie prowadził swój autorski program telewizyjny. W pewnym momencie mężczyzna siedzący za białym stołem przyozdobionym w barwy narodowe zaczął klaskać i się śmiać. Podobnie zachowała się dwójka jego gości. „Głośne brawa dla szatana, który wreszcie postanowił ją zabrać!” – krzyknął Cueno. Następnie prezenter z kubełka z lodem stojącego obok niego wyjął butelkę szampana. „Ten stary worek zmarł” – powiedział, zaśmiewając się do rozpuku. Gdy nalewał sobie alkohol do kieliszka, krzyknął jeszcze: „ta stara su... odeszła na dobre!”. Na koniec dziennikarz wzniósł toast i zjadł jedną z kanapek leżących na stole.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi