A jak pani ocenia reformę emerytalną? Za rządu AWS miała bardzo dobry PR, ale dzisiaj zupełnie inaczej jest oceniana.
Dlatego że działania marketingowe towarzystw emerytalnych są dzisiaj przypisywane twórcom reformy emerytalnej i władzom państwowym. Tymczasem te filmiki o emeryturze spędzanej pod palmami były produkowane przez towarzystwa emerytalne, zwykle działające na bazie kapitału zagranicznego, bo polskiego kapitału nie było. Pojawiła się wtedy presja ze strony Unii Europejskiej, żeby pieniądze emerytów można było transferować za granicę i inwestować na Zachodzie, choć wtedy jeszcze nie byliśmy członkiem UE, tylko dopiero o to zabiegaliśmy. Ten nacisk na swobodę przepływu kapitału był bardzo istotny. Ponadto na terenie Unii Europejskiej inwestowanie było wówczas mniej opłacalne niż w Polsce. Poza tym chcieliśmy chronić własny system ubezpieczeń, żeby nie wywozić pieniędzy za granicę. Z tego m.in. powodu zmieniono przepis stanowiący, że pieniądze zgromadzone w OFE stanowią prywatną własność ubezpieczonego. Zabezpieczeniem przed stosowaniem wobec środków z OFE zasady swobodnego przepływu kapitału było uznanie ich za element powszechnego systemu emerytalnego, zatem muszą być szczególnie chronione.
Czy uważa pani reformę emerytalną za udaną?
Tak. Również z tego powodu, że zwiększała odpowiedzialność społeczeństwa za swoją przyszłą emeryturę. Nie wiem, czy pani pamięta, ale w latach 90. była duża presja np. ze strony pracowników wielkich zakładów pracy – kopalń czy Ursusa – żeby zwolnić ich z opłacania składek na ZUS. Te naciski skończyły się dopiero wtedy, gdy ubezpieczeni dostrzegli związek między opłacanymi składkami a wysokością uzyskiwanego świadczenia. Przed reformą emerytalną takiego związku nie było, bo składka emerytalna była płacona od całego funduszu płac, a nie od poszczególnych osób. Pracownik nie widział związku między swoją drogą zawodową a przyszłą emeryturą i dlatego domagał się zwolnienia z opłacania składek.
Nawet teraz zdarzają się takie pomysły, żeby np. przedsiębiorcy nie płacili składek emerytalnych.
I to nie jest wcale nowość. Pamiętam, jak na posiedzeniu Komisji Trójstronnej pracodawcy wystąpili z takim pomysłem, żeby im wyliczono, ile muszą wpłacić do ZUS, żeby otrzymać gwarantowane świadczenie i żeby nie musieli więcej nic płacić. Moim zdaniem to świadczy o szczególnym braku wyobraźni pomysłodawców, bo nie da się przewidzieć, jak potoczy się kariera zawodowa konkretnej osoby. Dziś może być pracodawcą, a za kilka miesięcy będzie bezrobotna, i to wszystko ma wpływ na przyszłe świadczenia. Czasami ręce opadały, jak się słuchało takich pomysłów.
W 2005 roku związała się pani z PiS i zdobyła mandat senatora.
Dostałam wówczas ponad 281 tys. głosów, trzecie miejsce w Polsce, zatem wyborcy mnie docenili. Praca w Senacie była bardzo ważnym okresem w mojej działalności publicznej.
Oglądała pani z bliska rządy PiS–Samoobrony i LPR.
Przyznaję, że Samoobroną nie byłam zachwycona. Dzisiaj mam lepszą opinię o tej formacji i o jej walce o interesy środowisk rolniczych niż wtedy. Ten okres naszych rządów 2005–2007 był dla nas trudny. Nie doszłoby do tej koalicji, gdyby w PiS było nas trochę więcej.
Wtedy miał rządzić PO–PiS.
No tak, ale sposób, w jaki Platforma Obywatelska potraktowała nasze postulaty programowe, był nie do przyjęcia. Oni po prostu nie chcieli wspólnego rządzenia. Prawdę mówiąc, odkąd ten pomysł się pojawił, obawiałam się, że będziemy mieli takie same kolizje programowe, do jakich dochodziło między AWS a UW. Ale sądziłam, że mimo wszystko uda nam się dogadać, żeby realizować interes państwa. W tym przypadku się nie udało.
Ministrem finansów była wtedy Zyta Gilowska, która wdrażała bardzo liberalną politykę. Nie myślała pani, że coś zgrzyta w polityce PiS, skoro zgodnie z hasłem w wyborach prezydenckich – Polska solidarna czy Polska liberalna – wygrała Polska solidarna, ale polityka rządu była liberalna?
Rzeczywiście miałam inne wyobrażenie na temat finansów publicznych niż Zyta Gilowska. Ale w decyzjach politycznych nie brałam udziału i nikt mnie nie pytał o zdanie. Miałam obawy, że mogą być kłopoty, ale niestety w wyborach, a później w działalności w parlamencie, ma się do dyspozycji te osoby, które zostały wybrane. I z tym trzeba się było mierzyć.
Jak pani postrzega obecnie scenę polityczną? Chyba nawet za czasów AWS nie było takich tarć jak dzisiaj?
Zgoda. A gdy się spojrzy na Sejm kontraktowy, w którym zasiadali ludzie o zupełnie odmiennych poglądach i doświadczeniach życiowych, to tamta sala plenarna czyniła wrażenie znacznie poważniejszego gremium, lepiej predestynowanego do kierowania krajem. Z drugiej strony może te dzisiejsze gwałtowne spory są przejawem wolności, poczucia, że jest się u siebie i samemu decyduje się o swoich sprawach. Stąd może wynikać dużo większa swoboda w wypowiedziach i zachowaniach. Choć przyznaję, że niektóre zachowania są nie do zaakceptowania. Nie można najwyższych władz własnego państwa, odzyskanego z trudem, ośmieszać na arenie międzynarodowej. Niektórzy sobie na to pozwalają, a nie powinni tego czynić.
Ryszard Czarnecki: Lepper chciał więcej i więcej
Andrzej Lepper był bardzo zdolnym politykiem, zwierzęciem politycznym. Zaczynając od pozycji osoby słabo wykształconej, osiągnął status jednego z najważniejszych polityków w Polsce. A potem zakochał się w warszawskim salonie - mówi Ryszard Czarnecki, europoseł PiS, były doradca Andrzeja Leppera ds. europejskich.
Jak pani przewiduje wynik tegorocznych wyborów parlamentarnych? Czy PiS je wygra?
Mam nadzieję, że tak, bo w obliczu wojny w Ukrainie i wrogości władz białoruskich pomysł, że władza przeszłaby w ręce tych, którym zależało na dobrych stosunkach z Rosją, jest wielce niepokojący. Naprawdę bardzo się tego obawiam.
Nie ufa pani PO, jeżeli chodzi o kontynuację obecnego kursu Polski wobec Rosji i Ukrainy?
Za czasów rządów PO–PSL doszło do rozbrajania Polski. Obowiązywała też doktryna, że obrona Polski powinna się odbywać na linii Odry, czyli nasze wojska bardziej broniłyby Niemiec niż polskich terenów. To jest coś bardzo niepokojącego. Za taką filozofię zapłaciliby Polacy i ich rodziny. Pamiętam rodzinne opowieści z czasów II wojny światowej, kiedy po opuszczeniu miasta przez Niemców wchodzili do niego Rosjanie i działy się podobne rzeczy jak dzisiaj na Ukrainie, czyli gwałty i grabieże. Najpierw nas okradał jeden najeźdźca, a potem drugi. Nie jestem w stanie zaaprobować filozofii, że to nie jest ważne. Trzeba mieć świadomość, co oznacza brak niepodległości. Dlatego wolności państwa i niepodległości trzeba nieustannie pilnować.