Dominik Batorski: Spytasz jak zawiązać krawat, poznasz manipulacje algorytmów

To nie my jesteśmy klientami serwisów społecznościowych. Nasza uwaga jest towarem, który sprzedają reklamodawcom, więc finalnie to oni są ich klientami. Dlatego optymalizują swoje algorytmy pod kątem maksymalizacji czasu, jaki spędzamy przed ekranem - mówi Dominik Batorski, socjolog.

Publikacja: 10.03.2023 10:00

Dominik Batorski: Spytasz jak zawiązać krawat, poznasz manipulacje algorytmów

Foto: mat.pras.

Plus Minus: Słysząc „algorytm”, powinniśmy reagować z przerażeniem? Ciarki na plecach i te sprawy?

Nie, bo my tych algorytmów jednak obiektywnie potrzebujemy. Podstawową ich funkcją jest selekcja informacji, które zostaną nam pokazane. Wszystkich treści przecież pokazać nam się nie da, jest ich zbyt dużo. Na takim Facebooku przeciętny użytkownik ma całkiem sporo znajomych, a wszyscy publikują mnóstwo treści. Obserwujemy też liczne strony facebookowe, jesteśmy członkami różnych grup, a to oznacza, że subskrybujemy bardzo wiele źródeł informacji. I nie sposób przez nie przebrnąć, potrzebny jest jakiś system ich porządkowania. Algorytmy służą właśnie temu. Natomiast pytanie, jak one są optymalizowane, jaki cel mają spełniać i jaki wpływ na nie mamy.

Dużo o nich wiemy jako użytkownicy?

Niewiele. W Polsce badania nad tzw. kompetencjami algorytmicznymi prowadzone są w dosyć ograniczonym zakresie, ale badania z innych krajów pokazują, że generalnie te kompetencje są niskie. Użytkownicy często w ogóle nie zdają sobie sprawy z tego, że w mediach społecznościowych działa jakakolwiek selekcja informacji. Czasem się dziwią, dlaczego nie widzą treści od pewnych osób, które mają w znajomych, a wpisy innych pojawiają im się bardzo często. Ale nie rozumieją, dlaczego tak się dzieje.

A jeśli jesteśmy tego świadomi i chcemy się dowiedzieć, jak konkretnie te algorytmy działają, to będziemy w stanie to odkryć?

Tylko do pewnego stopnia, bo bardzo duża część tej wiedzy nie jest dostępna dla użytkowników. Firmy nie mają jeszcze obowiązku ujawniania tego, jak działają ich algorytmy, aczkolwiek niektóre platformy, na przykład Facebook czy Instagram, już przygotowują się do tłumaczenia tego swoim użytkownikom. W ten sposób niejako antycypują czekające je zmiany w prawie, bo niedługo w Unii Europejskiej wejdą w życie regulacje, które wymuszą na platformach większą transparentność.

Tylko czy sami użytkownicy rzeczywiście chcą mieć wpływ na działanie swoich ulubionych serwisów?

Ale my oczywiście jak najbardziej mamy wpływ na działanie otaczających nas algorytmów. To przecież od nas zależy, kogo obserwujemy i kogo mamy w znajomych. To my klikamy w treści, które nas interesują. A to wszystko wpływa na działanie algorytmów. Facebook na przykład analizuje, z czyimi treściami wchodzimy w interakcje. I jeżeli reagujemy na posty danej osoby, to później częściej nam je podsuwa. Za to znajomych, których treści nas irytują, sami możemy ukryć. I w podobny sposób mamy też wpływ na to, jakie reklamy nam się wyświetlają. Bo w końcu to jest w interesie samych platform, żeby pokazywały nam więcej treści, jakie nam się podobają, a mniej takich, które nas nie obchodzą.

Czytaj więcej

Złamane atomowe tabu

W czym więc problem?

W tym, że interes użytkownika nie zawsze jest taki sam, jak interes właściciela serwisu. Choćby YouTube parę lat temu zmienił algorytm, który decyduje o tym, co nam się wyświetla w wynikach wyszukiwania, ponieważ chciał wydłużyć czas spędzany przez użytkownika w serwisie. I teraz, jak chcemy na przykład się dowiedzieć, jak zawiązać krawat danym węzłem, i wpiszemy w wyszukiwarce na tym serwisie bardzo konkretną frazę, YouTube nie zaproponuje nam wcale filmiku, na którym ktoś w minutę pokazuje, jak taki węzeł zawiązać, tylko na najwyższych miejscach w podpowiedziach dostaniemy treści, które mają po 20 minut i gdzie ktoś będzie mówić o masie różnych rzeczy. Jasne, pokaże nam też to, czego szukamy, ale dotarcie do interesujących nas informacji zajmie nam dużo więcej czasu. Platformie jednak nie zależy na tym, byśmy byli lepiej poinformowani, tylko byśmy dłużej z niej korzystali i by mogła wyświetlić nam więcej reklam.

Jeszcze ciekawsze przykłady można podać z Twittera, który po przejęciu przez Elona Muska również zaczął bardzo mocno grzebać w swoim algorytmie. Nagle tzw. retweety zaczęły słabo przekładać się na widoczność treści użytkowników, a liczyć zaczęły się komentarze pod tweetami. Teraz im gorętszą dyskusję wywołują treści, im więcej tych komentarzy będzie, tym zyskają one lepsze zasięgi, czyli większej liczbie użytkowników się pokażą. Mniej widzimy więc treści, które użytkownicy uważają za istotne i które to oni chcą przekazywać dalej, a więcej dostajemy takich, które są kontrowersyjne, wzbudzają emocje.

Algorytmy więc nami manipulują?

Na pewno manipulują obiegiem treści, potrafią mocno na niego wpływać. Czasem wygląda to nawet na ręczne sterowanie. Gdy podczas Super Bowl tweety Joe Bidena okazały się popularniejsze od tweetów Elona Muska, to Twitter zmienił swój algorytm w taki sposób, że przez ileś dni zawsze na górze wyświetlały mi się dwa wpisy Muska.

I nie był pan szczęśliwszy od tego?

No, nie byłem (śmiech). Dawniej podobną rolę, jeśli chodzi o selekcję informacji, ustalanie tego, co jest istotne, a co nie, pełnili redaktorzy mediów. Przepustowość gazet była mocno ograniczona, więc można było opublikować tylko niewielką liczbę artykułów na najważniejsze tematy. I tej selekcji dokonywano przed publikacją – o tym piszemy, a o tym nie. W tej chwili takich ograniczeń nie ma, w związku z czym publikowanych jest bardzo dużo treści, a etap filtrowania ma miejsce już po publikacji. I media społecznościowe odgrywają tak istotną rolę we współczesnym świecie właśnie dlatego, że są przestrzenią takiego społecznego filtrowania, ustalania tego, co jest, a co nie jest istotne. To filtrowanie opiera się z jednej strony na tym, co robią sami użytkownicy, jakie treści udostępniają, podają dalej, na jakie treści reagują, ale z drugiej strony gigantyczny wpływ na nie mają same algorytmy. Zatem jeśli ktoś ma wątpliwości, dlaczego nadzór nad nimi jest dziś potrzebny, to właśnie dlatego, że chyba dobrze by było, by taka selekcja informacji odbywała się w sposób jak najbardziej przejrzysty.

Ale jaki właściwie jest cel wprowadzenia tego nadzoru? Co my tak naprawdę chcemy wymusić na cyfrowych koncernach?

Przede wszystkim właśnie transparentność, bo najpierw musimy wiedzieć, jak te mechanizmy działają. Natomiast potem mogą być kolejne kroki. Możemy wtedy zwiększać wpływ użytkowników na filtrowanie treści, by na przykład do pewnego stopnia mieli możliwości konfigurowania tych algorytmów.

Czytaj więcej

Mateusz „Exen” Wodziński: Dostarczyłem do Ukrainy już 44 terenówki

Tylko czy wtedy to my nie będziemy musieli za tak dostosowane do nas algorytmy płacić? Bo dziś platformy zarabiają na nas, a jak wywrócimy ten proces, to czy media społecznościowe nie staną się najzwyczajniej płatne?

To bardzo szeroki temat, bo rodzi się zasadnicze pytanie o model biznesowy tych firm. Obecnie to nie my jesteśmy klientami serwisów społecznościowych. Z jednej strony jesteśmy trochę ich pracownikami, bo tworzymy na nich treści, a z drugiej strony jesteśmy ich towarem. A właściwie to nasza uwaga jest towarem, który sprzedają reklamodawcom, więc finalnie to one są ich klientami. Dlatego optymalizują one swoje algorytmy pod kątem maksymalizacji czasu, jaki spędzamy przed ekranem. Na pewno gdybyśmy sami stali się ich klientami i płacili im bezpośrednio, miałyby więcej motywacji, by odkrywać nasze potrzeby. Tyle że i dziś przecież muszą to robić. Bo to nie jest tak, że superłatwo jest im ustalić, co nas w danej chwili interesuje, co może być dla nas najciekawsze i za pomocą jakich treści utrzymać naszą uwagę. Z tego powodu danie użytkownikom większej kontroli nad algorytmami może być dla nich opłacalne także w ramach obecnego modelu biznesowego.

Choć to może bardziej dotyczyć Facebooka czy Instagrama niż YouTube’a czy TikToka. Bo te pierwsze dwa serwisy dostają dziś dużo mniej informacji zwrotnych o tym, jakie treści najbardziej podobają się konkretnym użytkownikom.

W przypadku krótkich filmików na TikToku wygląda to inaczej, bo tam algorytm jest dużo lepiej karmiony, dostaje sporo bardzo konkretnych informacji zwrotnych. Algorytm widzi, jakie filmiki użytkownik przerzuca szybciej, a jakie ogląda do końca, a może nawet po dwa razy. Natomiast w przypadku treści na Facebooku czy Instagramie informacji o naszych preferencjach jest znacznie mniej – czas wyświetlenia nie jest miarodajny. Do tego najczęściej w ogóle w żaden sposób nie reagujemy na to, co widzimy, więc siłą rzeczy serwis zbiera o nas dużo mniej danych.

Dużo mniej niż TikTok, tak?

Zdecydowanie. Z TikToka w Polsce korzysta dziś 10 mln osób, a przeciętny czas spędzany w tym serwisie przez użytkownika to 25 godzin miesięcznie. Możemy więc sobie wyobrazić, jak dużo tych filmików każdy z użytkowników przewija i jak dużo sygnałów zwrotnych daje w ten sposób TikTokowi. To prawdziwa kopalnia danych. Facebook ma z tym większe trudności, stąd też jest dziś bardziej skłonny do tego, by dawać użytkownikom większą kontrolę nad swoim algorytmem, na przykład pozwala im, by sami zaznaczali, jakie treści ich interesują, a jakich chcą widzieć mniej. I dlatego też Facebook nie ma już problemu z tym, byśmy sami mu mówili, jakie reklamy chcemy widzieć. Czyli to my sami siebie targetujemy.

Podsumowując, będziemy więc szczęśliwsi w internecie?

Nie wiem, czy wielu z nas będzie korzystać z internetu w sposób bardziej niezależny, natomiast mam nadzieję, że przeciętny użytkownik będzie miał ku temu coraz więcej możliwości. Ważne, byśmy rozwijali swoje kompetencje algorytmiczne i zyskiwali świadomość tego, jak to wszystko działa i jaki możemy mieć na to wpływ, a także poszerzali wiedzę na temat rozwiązań, które dają nam większą możliwość kontroli nad algorytmami.

Czytaj więcej

Ten Typ Mes: Czasami jestem między Bogiem i cesarzem

Jakie to rozwiązania?

Ja przykładowo staram się w większości korzystać z internetu w taki sposób, by to moje własne algorytmy filtrowały mi treści. Korzystam z czytnika RSS – to taka stara technologia, która była popularna w czasach blogów. Żeby nie musieć wchodzić na wszystkie blogi i sprawdzać, czy może na którymś pojawiło coś nowego, można było zasubskrybować blogi, które nas interesują. W tej chwili można tak zasubskrybować bardzo dużą część serwisów informacyjnych, nie tylko blogów, ale też i można tak śledzić ulubione kanały na serwisie Reddit czy tzw. feedy z Twittera. I zbieram to właśnie w czytniku RSS, a mam też szereg algorytmów, które mi to potem filtrują w taki sposób, w jaki ja z tych treści chcę korzystać. To na pewno nie jest rozwiązanie dla każdego, choć mam nadzieję, że podobne rozwiązania będą się upowszechniać i będą one coraz łatwiejsze w użyciu. I że po prostu będziemy mieć więcej nad tym wszystkim kontroli.

Dominik Batorski

Dr hab. socjologii, analityk mediów społecznościowych, specjalista ds. analizy danych w Interdyscyplinarnym Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego, współtwórca firmy badawczej Sotrender.

Plus Minus: Słysząc „algorytm”, powinniśmy reagować z przerażeniem? Ciarki na plecach i te sprawy?

Nie, bo my tych algorytmów jednak obiektywnie potrzebujemy. Podstawową ich funkcją jest selekcja informacji, które zostaną nam pokazane. Wszystkich treści przecież pokazać nam się nie da, jest ich zbyt dużo. Na takim Facebooku przeciętny użytkownik ma całkiem sporo znajomych, a wszyscy publikują mnóstwo treści. Obserwujemy też liczne strony facebookowe, jesteśmy członkami różnych grup, a to oznacza, że subskrybujemy bardzo wiele źródeł informacji. I nie sposób przez nie przebrnąć, potrzebny jest jakiś system ich porządkowania. Algorytmy służą właśnie temu. Natomiast pytanie, jak one są optymalizowane, jaki cel mają spełniać i jaki wpływ na nie mamy.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi