Zacznę od polityków. Od kilku dni w mediach społecznościowych, które stały się obecnie główną przestrzenią komunikacji politycznej, trwa awantura o owady. Ministrowie, poważni politycy wrzucają fotki z wielkimi stekami i zapewniają, że oni kotleta nie oddadzą, i nikt nie zmusi ich do jedzenia robaków. To, że przymusu ich jedzenia nie ma, że Unia Europejska zezwoliła jedynie na oficjalne rozprowadzanie jednego z rodzajów przetworzonego białka z owadów, nikomu nie przeszkadza.
Prawą stronę ogarnął szał walki z robakami. Liderzy partii zapewniają, że oni nie pozwolą na ideologiczne szaleństwa (których – dodajmy – nikt nie chce wprowadzać). Druga strona – żeby zachować symetryzm – w tym samym mniej więcej czasie przekonuje (i to na łamach poczytnego tygodnika), że sfałszować wybory można przy pomocy znaczka nakreślonego długopisem na palcu. I nawet nie sprawdza, że akurat ten pomysł nie jest do zrealizowania.
Czytaj więcej
Chrześcijanie często słyszą pytanie, czy istnienie istot pozaziemskich zagrażałoby jakoś ich wierze.
A wszystko to się dzieje, gdy mamy wojnę za granicami, geopolityczna mapa zmienia się na naszych oczach, a przemoc jako metoda modelowania świata wróciła. Kryzys klimatyczny, globalny system komunikacji i rozpad państw sprawiają, że dziesiątki milionów ludzi już ruszyły w drogę, a dalsze setki milionów ruszą w poszukiwaniu lepszego życia.
Rozumiem, że politykę robi się na emocjach, ale nie ma we mnie zgody, by wypierały one rozum. Jeśli wypierają, to w polskiej historii kończy się to zawsze źle. Jak się nie ma komfortu geopolitycznego, nie można sobie pozwolić na szaleństwo. Za głupotę i czas świetnej zabawy polityków zapłacimy wszyscy. Nie dajmy się kupić taniej propagandzie zwaśnionych stron.