Bogusław Chrabota: Świat widziany z królestwa mchu i wilgoci

Niedaleko od Kuchingu jest sanktuarium orangutanów. Żadne muzeum czy miejsce kultu. Kawałek dżungli.

Publikacja: 03.02.2023 17:00

Bogusław Chrabota: Świat widziany z królestwa mchu i wilgoci

Foto: AdobeStock

Kuching. Ktoś wie, jaka to część świata? Na Borneo nie mówi się, że jesteś na wyspie. Liczy się, czy wylądowałeś na Sarawaku czy w Kalimantanie. Niby jedna wyspa, ale dwie realności. Sarawak to Malezja, generalnie islam, jednak daleki od ortodoksji, bo ponad 40 proc. mieszkańców wyspy to chrześcijanie. W sklepach można kupić piwo, a katolickie świątynie przecinają horyzont od wschodu po zachód. No i Dajakowie, do dziś zakochani w swoich pierwotnych wierzeniach. Kiedyś łowcy głów, z tego są najbardziej znani, acz, to ważne, nie tylko oni. Większość ludów austronezyjskich z przyjemnością łowiła ludzkie czerepy.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Ryzyka dla biologicznego bytu narodu

Tradycje łowców głów mamy nie tylko na Borneo czy Nowej Gwinei, ale również na Filipinach czy nawet na Tajwanie. Tajwańscy aborygeni przechowywali ludzkie głowy na drewnianych półkach koło domu, jedna obok drugiej. Do dziś można odwiedzić, znaleźć, powąchać. Ale czy zrozumieć? Tego nigdy nie pojmę. Odcięte głowy miały chronić przed duchami, ale niektórzy z łowców byli na dodatek kanibalami. Ponoć konsumpcja wiązała się z przejęciem ducha przeciwnika, jego siły, mocy, odwagi. Tyle że nie każdy zjedzony był lepszym wojownikiem od jedzącego, skąd więc przekonanie, że ten, co je, zyskuje, a nie traci? Nie do pojęcia.

Lokalny przewodnik Paul pytany o orangutany mówi, ze na całym Borneo może ich być ze 3 tysiące. „W książkach przeczytacie, że więcej, może nawet dziesięć razy tyle, ale to nieprawda, jest ich mało, coraz mniej. Zabija je wycinka lasu, cywilizacja, hałas, ogień, ludzka pazerność. Wszędzie tu powstają plantacje. W ciągu ostatnich dwóch dekad las deszczowy skurczył się o 50 proc. Jak mają przeżyć zwierzęta?”. A orangutan jest stworzeniem delikatnym, nieinwazyjnym. Żyje w lasach, stąd zresztą jego tradycyjna nazwa, „człowiek lasu”. Niemal całe życie na drzewach.

Homo sapiens przypominał sobie o nich ostatnio. Dopiero niedawno uznał, że warto je ocalić. Na czas czy za późno? Trudno powiedzieć. Dowiemy się za dwie dekady. Wiele o sobie dowiemy się zresztą za dwie dekady. Możliwe, że będzie to ostateczna wiedza o świecie, jaki znamy.

Jak długo żyje? W naturze czterdzieści kilka lat. W niewoli nawet 60. Jako szczenię jest rudy, nawet pomarańczowy. Potem ciemnieje, dorodny samiec ma rozpiętość ramion ponad dwa metry. Nawet więcej. Waży do 100 kilogramów. Samica nieco mniej. To niebywałe, jak poruszają się po drzewach. Słychać je z daleka. Można mieć wrażenie, ze nadchodzi burza. Czubki drzew kurczą się od ciężaru zwierząt. Uginają jak od wichury. Sypią się liście. Słychać szum. Tak podąża człowiek lasu. Tak zbliża się do ludzi. Rudy odmieniec. Włochaty, diabelnie inteligentny i coraz rzadszy. Mimo że robimy wiele, by go ocalić, przetrwa może jeszcze dwie, trzy dekady. A potem zniknie. Jak mamuty i ptak dodo. Nie wygra w konfrontacji z człowiekiem.

Niedaleko od Kuchingu jest sanktuarium orangutanów. Żadne muzeum czy miejsce kultu. Semenggoh to kawałek dżungli. Niewiele tu wykarczowano, przyroda wciąż nie znajduje konkurencji, wysokie drzewa, liany, paprocie, pachnące pnącza, orchidee. Królestwo mchu i wilgoci. Orangutany żyją tu na wolności. Przychodzą z lasu w porach, gdy ludzie rozkładają dla nich na specjalnych platformach żywność. Owoce, jajka i mleko. Czy można mówić o stadzie? Nie. Orangutany to zwierzęta samotne. Matka wychowuje dziecko do siódmego, ósmego roku życia. Potem małe musi radzić sobie samo. W sanktuarium na skraju dżungli pod Kuchingiem żyje ich dwadzieścia kilka. Przychodzą z lasu, by skorzystać z ludzkiej dobroci. Choć to dobroć gorzka, bo w konfrontacji gatunków to one przegrywają, rude olbrzymy. Leśni ludzie.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Samotność Andrzeja Dudy

Homo sapiens przypominał sobie o nich ostatnio. Dopiero niedawno uznał, że warto je ocalić. Na czas czy za późno? Trudno powiedzieć. Dowiemy się za dwie dekady. Wiele o sobie dowiemy się zresztą za dwie dekady. Możliwe, że będzie to ostateczna wiedza o świecie, jaki znamy. I nie będzie żadnej innej. Przykra to perspektywa, choć trudno o inną, kiedy podróżuje się po Borneo. Po Sarawaku.

Kuching. Ktoś wie, jaka to część świata? Na Borneo nie mówi się, że jesteś na wyspie. Liczy się, czy wylądowałeś na Sarawaku czy w Kalimantanie. Niby jedna wyspa, ale dwie realności. Sarawak to Malezja, generalnie islam, jednak daleki od ortodoksji, bo ponad 40 proc. mieszkańców wyspy to chrześcijanie. W sklepach można kupić piwo, a katolickie świątynie przecinają horyzont od wschodu po zachód. No i Dajakowie, do dziś zakochani w swoich pierwotnych wierzeniach. Kiedyś łowcy głów, z tego są najbardziej znani, acz, to ważne, nie tylko oni. Większość ludów austronezyjskich z przyjemnością łowiła ludzkie czerepy.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi