Robert Mazurek: Kwestia przecinka

Gardzę pisowską propagandą uprawianą za kasę podatników nie po to, by wkrótce media pożal się Boże publiczne robiły taką samą klakę obecnej opozycji. Jedna zaraza nie chroni przed drugą.

Publikacja: 06.01.2023 08:00

Robert Mazurek: Kwestia przecinka

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

A po kolei to było tak, że kilka dni temu Polskie Radio zerwało ze mną umowę i wyrzuciło z radiowej Dwójki, gdzie robiłem Bogu ducha winne rozmówki z artystami, bez cienia polityki. Ale to ona właśnie, polityka, zdecydowała, bo gdzie indziej ośmieliłem się skrytykować dotacje dla mediów publicznych. I już, to wystarczyło. Tak oto otworzyła się przede mną osobliwa szansa.

No bo skoro wyrzuca mnie pisowska nominatka, zainstalowana tam osobiście przez Czabańskiego, to wystawia mnie to fantastyczne świadectwo. Wreszcie mogę dołączyć do grona ofiar reżimu! Mogę się przecież legitymować długim stażem, wszak o nowej ekipie w mediach publicznych mam zdanie ugruntowane od dawna. Nie zapomnieli mi choćby opublikowanego na tych łamach dwa i pół roku temu „Listu otwartego do Danuty Holeckiej”. Pisałem w nim: „W tępej propagandzie sukcesu jesteście gierkowscy, w nagonkach na opozycję gomułkowscy, a w estetyce jaruzelscy. Tyle że za Jaruzela było klarowniej, bo oni przynajmniej występowali w mundurach, a wam ich nie sprawiono”.

Bycie ofiarą pisowskich czystek daje splendor. Mógłbym więc iść na jogę z Beatą Tadlą, na akupunkturę z całą ekipą „Wiadomości” z poprzedniego reżimu, do pedikiurzysty wpadałbym z Tomaszem Lisem, a na spotkania z szamanem popędziłbym w objęciach Magdy Jethon. Tak to widzę. Zapisałbym się do ich ZBoWiD-u, walczył o wolne media i koncesje dla TVN-u, co zresztą jest tożsame. Splendorem nie zapłaciłbym co prawda rachunków, ale przecież już wkrótce, już po wyborach, to my wrócimy, odbijemy, zaprowadzimy nowe porządki. Będzie wolność i taki pluralizm, że pisowcom w pięty pójdzie. A jako zaprowadzający i ja bym się pożywił.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Jak przetrwać święta i nie zabić teściowej?

To co mnie powstrzymuje? Pamięć o tym, że za pierwszym razem to poprzedni reżim miał mnie w Dwójce serdecznie dosyć i mnie z niej wypchnął? Nie? To może pamięć o tym, co ci bojownicy o wolność robili, gdy to ich było na wierzchu? Ależ to takie oczywiste, wiadomo, co robili, wiadomo jak żarliwie służyli swym panom. Nie, to nawet nie jest pamięć, to coś bardziej pierwotnego. Przecież akces do grona dzisiejszych samozwańczych obrońców wolności mediów to zapisywanie się do jednego z dwóch obozów, które prowadzą bezwzględną wojnę na każdym polu i o wszystko. Tak, o wszystko, bo tu nic nie może pozostać wspólne, czyli niczyje.

Tylko czekać aż z filharmoniami zrobią to, co zrobili z teatrami, które od dawna obsadzają swoimi. Tu akurat opozycja ma tych teatrów znacznie więcej, toteż się nie krępuje, ale gdyby tylko wybory w dużych miastach poszły inaczej, to i w teatrach zaszłaby zmiana, naturalnie dobra zmiana. A media publiczne? Przed 2015 rokiem TVP Info też nie dało się oglądać, bo zasłużyło na swą nazwę Komorowski Info. Bardziej byłego prezydenta kochała tylko radiowa Trójka, która ufundowała mu wielkiego ptaka z czekolady. Żeby go jeszcze zjadł, ale nie, on – w sensie ptak, nie prezydent – jeszcze niedawno straszył w Centrum Zdrowia Dziecka. Zresztą nie wiem, może do dziś tam straszy. I nie ma ani jednego powodu, by wierzyć, że tym razem nowi w mediach publicznych postąpią inaczej. No, może ptaka nie będzie.

Właśnie, najgorsze jest to, że nie widać, by ktokolwiek naprawdę uwierzył, że historia magistra vitae est. Jeśli czegoś się nauczyli, to tego, że zwycięzca bierze wszystko, czyści do cna i wolno mu więcej. Tak bardzo przyzwyczaili się do swoich medialnych pupili, którzy na ich widok dostają ślinotoku, że na każdego innego reagują sądem. Ot, przykłady z ostatnich dni – Antoniemu Macierewiczowi tak bardzo nie spodobały się materiały TVN 24, że poskarżył się na nich do Krajowej Rady Tego i Owego, która posłusznie postanowiła ukarać dziennikarzy. Jakoś tego samego dnia dotarła wiadomość, że Donald Tusk pozwał połowę TVP za film o relacjach polsko-rosyjskich za jego rządów. I pytanie: Czy jest w Polsce choć jedno medium, które oburzyłyby oba te przypadki? Oba, podkreślam, nie tylko jeden z nich.

Wszyscy, idąc do wyborów, zapewniają, że czeka nas dobra zmiana. I cóż, okazuje się, że zawsze z tego wychodzi „dobra, zmiana”. Zaiste, interpunkcja ma kolosalne znaczenie w życiu.

A po kolei to było tak, że kilka dni temu Polskie Radio zerwało ze mną umowę i wyrzuciło z radiowej Dwójki, gdzie robiłem Bogu ducha winne rozmówki z artystami, bez cienia polityki. Ale to ona właśnie, polityka, zdecydowała, bo gdzie indziej ośmieliłem się skrytykować dotacje dla mediów publicznych. I już, to wystarczyło. Tak oto otworzyła się przede mną osobliwa szansa.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Mistrzowie, którzy przyciągają tłumy. Najsłynniejsze bokserskie walki w historii
Plus Minus
„Król Warmii i Saturna” i „Przysłona”. Prześwietlona klisza pamięci
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Polityczna bezdomność katolików
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Ryszard Ćwirlej: Odmłodziły mnie starocie
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
teatr
Mięśniacy, cheerleaderki i wszyscy pozostali. Recenzja „Heathers” w Teatrze Syrena