Robert Mazurek: Jak przetrwać święta i nie zabić teściowej?

Mówi się, że ma go każdy. Ha, powiedzcie to koleżance, która nie znając się na prawie, natarła w wywiadzie na polityka – doktora prawa. Szczątki żurnalistki przez długie miesiące budziły wesołość gawiedzi. Cóż, zawiódł ją instynkt samozachowawczy.

Publikacja: 23.12.2022 17:00

Robert Mazurek: Jak przetrwać święta i nie zabić teściowej?

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Hania nie jedzie do Małkini na święta, woli Egipt z partnerem. Kamil też nie pojedzie do domu, bo matka nie akceptuje jego chłopaka Ygora. Ani Hania, ani Kamil nie istnieją, ale artykuły o nich już się piszą, do poczytania pod choinką” – przewidywałem dwa miesiące temu i proszę, już pierwsze z owych dramatycznych tekstów się pojawiają. Ale poczekajmy na weekend, wtedy będzie ich wysyp. Tytuł tego felietonu do nich nawiązuje, choć ja nie o tym, ja o instynkcie.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Dariusz niezastąpiony

Kilka lat temu poszedłem do kina na ekranizację jednego z tych budzących ekscytację kryminałów skandynawskich. Film szczególny, ponoć wierny książce, akcja wartka, pełna zwrotów, ale nie dało się go oglądać. Jego schematyzm wyzierający z każdego zakątka był porażający. Główna bohaterka, okrutnie skrzywdzona przez własną rodzinę, trafia w orbitę innej, jeszcze bardziej patologicznej, niszczącej rodziny bogaczy. Spotyka na swej drodze różnych ludzi, w większości podłych, których łączy jedno – mają porozbijane, dysfunkcyjne rodziny, w których sami zła doświadczają i zło wyrządzają. Morał – rodzina to kwintesencja zła na świecie, źródło przeróżnych opresji, jedyna nadzieja w instytucjach państwa, bo to one w końcu naszej bohaterce pomagają.

To wizja tożsama z historiami o Hani, Kamilu, i ucieczce z Małkini. Dla mniej doświadczonej reszty ludzkości Boże Narodzenie to czas spotkania z rodziną, tą dalszą, jeśli uczestniczymy w wigilii na 30 osób, lub tą najbliższą, z którą niby pod jednym dachem, ale przecież nigdy czasu nie ma. I nagle jest. I jest rodzina. I, co tu kryć, nie jest łatwo. To oczywiście ich wina, bo my jesteśmy bez zarzutu, powiedzmy to sobie od razu, ale to nie zmienia sytuacji. Jakoś na ich przyjście trzeba się przygotować.

Morał – rodzina to kwintesencja zła na świecie, źródło przeróżnych opresji, jedyna nadzieja w instytucjach państwa, bo to one w końcu naszej bohaterce pomagają.

Co roku z nieudawanym zdumieniem słucham, że ludzie pokłócili się podczas wigilii o politykę. Nie dziwi mnie, że ludzie się o nią kłócą, to w Polsce oczywiste, ale trzeba nie mieć za grosz instynktu samozachowawczego, by takie spory rozniecać przy stole, chyba że ktoś naprawdę chce sobie święta popsuć. Powiem więcej, nie chodzi tylko o kłótnie, nie wyobrażam sobie w ogóle jakichkolwiek rozmów o polityce podczas świąt. Bo niby jak to miałoby wyglądać? Siadamy razem i zaczynamy opowiadać, jaki to Kaczyński jest straszny, albo przekrzykujemy się, że Tusk jest zdrajcą narodu? Toż to gorzej niż zbrodnia, to błąd! Jak można o takich nudach rozprawiać?

Nie rozmawiamy też o pieniądzach, których prawie każdy ma za mało. Piszę prawie, bo ja akurat mam dużo, przynajmniej zawsze tak mówiłem. No, ale skoro nie gościcie mnie Państwo na wigilii, to znaczy, że wszyscy macie pieniędzy za mało, choć nie w tym samym stopniu. I stąd ten niesmak, bo jednemu na czynsz, drugiemu na maybacha brakuje. I po co się denerwować, po co kłótnie wszczynać? Skoro ani o polityce, ani o kasie, ani o pracy, ani o zdrowiu (wszyscy chorzy, co jeden to bardziej), to o czym mamy rozmawiać? O dzieciach, szanowni państwo, o dzieciach! Im mniejszych, tym lepiej, bo wszystkie śliczne jak malowanie, zdolne niesłychanie i w ogóle udane. To, niestety, przechodzi im z wiekiem. Tematów wam brakuje?

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Maca po staropolsku

Przyjaciel, anglikański ksiądz, jest proboszczem katedry w Edynburgu. Niedzielna msza to wydarzenie nie tylko duchowe, piękna liturgia, zawodowy chór, wspaniała muzyka, naprawdę robi wrażenie. Gdybym był niewierzący, też bym tam chodził. A po mszy wszyscy wierni – a towarzystwo było raczej starsze, na oko zamożniejsze, zdecydowanie dystyngowane, takie raczej ą, ę i bułkę przez bibułkę – poszli na herbatę. Zrozumiałem, czym jest angielska szkoła small talku, gdy kolejne panie z niekłamanym entuzjazmem rozprawiały ze mną o pogodzie, dopytując, ale bardzo delikatnie, by broń Boże nie urazić, czy w Polsce też mamy jakąkolwiek. Ja stałem, a one się zmieniały i pytały. Matko, co ta grzeczność i dobre wychowanie robi z człowieka!

Hania nie jedzie do Małkini na święta, woli Egipt z partnerem. Kamil też nie pojedzie do domu, bo matka nie akceptuje jego chłopaka Ygora. Ani Hania, ani Kamil nie istnieją, ale artykuły o nich już się piszą, do poczytania pod choinką” – przewidywałem dwa miesiące temu i proszę, już pierwsze z owych dramatycznych tekstów się pojawiają. Ale poczekajmy na weekend, wtedy będzie ich wysyp. Tytuł tego felietonu do nich nawiązuje, choć ja nie o tym, ja o instynkcie.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Mistrzowie, którzy przyciągają tłumy. Najsłynniejsze bokserskie walki w historii
Plus Minus
„Król Warmii i Saturna” i „Przysłona”. Prześwietlona klisza pamięci
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Ryszard Ćwirlej: Odmłodziły mnie starocie
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Polityczna bezdomność katolików
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
teatr
Mięśniacy, cheerleaderki i wszyscy pozostali. Recenzja „Heathers” w Teatrze Syrena