Gabriel Narutowicz. Polityk niepolityczny

W setną rocznicę śmierci Gabriela Narutowicza znów będzie się go wspominać głównie jako ofiarę zamachu, zapominając o jego niebywałym z dzisiejszego punktu widzenia podejściu do polityki i spraw publicznych.

Publikacja: 09.12.2022 17:00

Gabriel Narutowicz (1865–1922) – inżynier, w wolnej Polsce minister robót publicznych oraz spraw zag

Gabriel Narutowicz (1865–1922) – inżynier, w wolnej Polsce minister robót publicznych oraz spraw zagranicznych. 11 grudnia 1922 r. zaprzysiężony na prezydenta RP, pięć dni później został zabity w zamachu

Foto: nac

Sto lat temu, 16 grudnia 1922 roku, prezydent RP Gabriel Narutowicz wybrał się do Zachęty na wystawę obrazów. Kilkanaście minut po godzinie 12 rozpoczął zwiedzanie. Towarzyszyli mu członkowie ówczesnej elity. Był premier Julian Nowak, byli artyści, w tym Julian Tuwim, Kazimiera Iłłakowiczówna i Wojciech Kossak. Byli politycy i wojskowi. Gdy Narutowicz stanął przed obrazem „Szron” Teodora Ziomka, poczuł silny ból w plecach. Szybko stracił przytomność. Za nim stał Eligiusz Niewiadomski. Trzymał w ręce pistolet, z którego przed chwilą oddał trzy strzały.

Po stu latach wciąż pamięta się w Polsce o tamtym zabójstwie i poprzedzających je wydarzeniach. Mówi i pisze się o nim jednak w sposób uproszczony, posługując myślowymi schematami, często tylko po to, by uzasadnić doraźne polityczne tezy. Potrzebna jest inna refleksja.

Czytaj więcej

Tyrmand, Nałkowska, Hartwig…Sylwester w poszukiwaniu nadziei

Jak obietnica, to obietnica

Pierwszy prezydent Rzeczypospolitej objął urząd 11 grudnia – sprawował go więc raptem kilka dni. Trudno więc rozliczać Narutowicza jako przywódcę kraju. Już wcześniej jednak aktywnie włączał się w działalność polityczną. Był ministrem robót publicznych, następnie spraw zagranicznych.

Nie zostawił politycznych traktatów ani pamiętników. Zostały po nim za to liczne wspomnienia. Jawi się w nich jako po prostu dobry człowiek, wrażliwy na losy podwładnych. Jako ktoś, kto inaczej niż typowi dygnitarze zwraca uwagę na zdrowie i samopoczucie innych ludzi. Tej wrażliwości nie utracił do końca życia.

Są też oczywiście wspomnienia opisujące jego zachowania polityczne. Przywołajmy jedno z nich. Jako minister robót publicznych przyszły prezydent toczył spory z ministrem skarbu Jerzym Michalskim. Dotyczyły środków na odbudowę kraju.

Spór był typowy: Narutowicz chciał dużo, a Michalski, pilnując budżetu, nie chciał zbyt wiele dać. W końcu osiągnęli kompromis, niesatysfakcjonujący z perspektywy potrzeb robót publicznych.

Niemniej ustalenia zapadły i w dodatku to Narutowicz miał przeprowadzić przez Sejm ustawę zawierającą rozwiązania z jego punktu widzenia niekorzystne. Niespodziewanie posłowie PSL „Piast” zaczęli ostro krytykować projekt, akurat właśnie jako nieodpowiadający na rzeczywiste potrzeby ministerstwa Narutowicza.

Co zrobiłby klasyczny polityk? Na pewno wykorzystałby okazję, próbując wyciągnąć więcej środków dla swojego resortu. Co zrobił Narutowicz? Dotrzymał słowa, które złożył Michalskiemu. W odpowiedzi na niekorzystne dla projektu ustawy stanowisko Sejmu zagroził dymisją. Podkreślił, że brak akceptacji stanowiłby wotum nieufności wobec jego (a nie Michalskiego) polityki. W ten sposób uratował projekt i wcześniejsze ustalenia.

Nie wszyscy doceniali ten charakter Narutowicza. Zanurzony w doraźnych politycznych rozgrywkach endek Juliusz Zdanowski w swoich dziennikach określał go jako „nienadstawiającego się”. Dla ścisłości: „nienadstawianie się”, czyli szukanie kompromisu, porozumień, z perspektywy Zdanowskiego było zarzutem... Kiedy indziej, nie wiedzieć czemu autor wspomnianych dzienników zaliczał Narutowicza do grona „znanych dezorganizatorów”.

Nominacja dla rywala

Owe sformułowania jako żywo przypominają etykiety, które również dzisiaj politycy ochoczo przylepiają rywalom np. w mediach społecznościowych. Jakże często partyjni działacze, ale również dziennikarze w analizach politycznych pomijają kategorie moralne, zwracając uwagę tylko na to, kto jest bardziej skuteczny w przyziemnych rozgrywkach i jak najlepiej owe rozgrywki prowadzić. Na tym tle Narutowicz, poświęcający się w imię złożonej komuś obietnicy, jawi się w oczach dawnych i współczesnych Zdanowskich jako ktoś naiwny, słaby, oderwany od realiów…

Zapewne podobnie zawodowi politycy postrzegaliby działania Narutowicza w Belwederze. Z oczywistych względów nie da się ocenić jego prezydentury. Jednak warto zwrócić uwagę na to, jakie miał plany. Otóż zamierzał powierzyć misję sformułowania rządu Leonowi Plucińskiemu. Był to polityk nienależący do pierwszej ligi, niemniej znany z umiaru i konsekwencji w działaniu. Co ważne, był powiązany z wrogim wobec sojuszników Narutowicza obozem endecji. Dał się poznać jako dynamiczny obrońca praw Polaków, jako Komisarz Generalny RP w Wolnym Mieście Gdańsku.

Ministrem spraw zagranicznych miał zostać niedawny konkurent Narutowicza w wyborach prezydenckich Maurycy Zamoyski. Resort skarbu miał objąć endek Władysław Grabski.

Ten sposób myślenia o nominacjach na państwowe urzędy odległy był od typowo partyjnego. Ze wszystkich wspomnień wynika, że za pomysłami Narutowicza nie stała doraźna kalkulacja polityczna, żeby przeciągnąć do siebie polityka X i w ten sposób dokuczyć politykowi Y. Nie myślał również o odwdzięczaniu się stanowiskami swoim poplecznikom (w PSL Wyzwoleniu w związku z tym kiełkowało już uczucie zawodu). Ujmując to górnolotnie – pierwszy prezydent Rzeczypospolitej stanowił naprawdę rzadki przypadek polityka, któremu chodziło przede wszystkim o dobro kraju.

Czytaj więcej

Sprawa brzeska, czyli zdany egzamin inteligencji

Te same wszy na ubraniu

Po wyborze na prezydenta prawica rozpętała bezprzykładną akcję protestów. Miały one również istotny wpływ na nastawienie niestabilnego psychicznie Eligiusza Niewiadomskiego (nawet jeśli sam zamachowiec twierdził, że było inaczej). Na marginesie, zauważmy, że ocena protestów z grudnia 1922 r. powinna być jednoznaczna. To przypadek, kiedy symetryzm zawodzi.

Narutowicz był jednym z pierwszych obiektów zmasowanego hejtu. Po wyborze na prezydenta otrzymywał liczne anonimy. Jego sekretarz Tytus Zbyszewski wspominał: „Były tam więc wezwania do złożenia władzy, były zapowiedzi popełnienia mordu rytualnego na Nim, zapowiedzi marnej śmierci, etc. Prezydent z całym spokojem przejrzał kolejno wszystkie te listy, nie okazując najmniejszego zdenerwowania, nie wypowiadając ani jednego słowa żalu lub skargi. Autor ostatniego anonimu w tonie dość spokojnym radził prezydentowi abdykować. List ten zaczynający się od słów »Szanowny Panie Prezydencie« kończył się wyrazami czci i poważania. Prezydent, przeczytawszy ten list, rzekł z uśmiechem »Ten przynajmniej napisał grzecznie«”.

Tak naprawdę Narutowiczowi nie było do śmiechu, listy te przeżywał i je odchorowywał. O licznych anonimach opowiedział Piłsudskiemu, który gorzko się roześmiał. I odparł, że sam od dawna takowe dostaje, ostatnio nawet telefonicznie. Ostrzegł Narutowicza, że tak samo zostaną potraktowane najbliższe mu osoby: „Będą miały te same wszy na ubraniu”. Narutowicz nie mógł uwierzyć. Krzyczał zbulwersowany: „Po co te brudy? Po co te brudy?”.

Za cicho nad tą trumną

Współcześni wielbiciele politycznego pragmatyzmu i PR-owych sztuczek zapewne stwierdzą, że Narutowicz nie nadawał się do polityki, że wyzwania go przytłaczały. Spójrzmy na ówczesnych zawodowych polityków, tych osiągających największe sukcesy. Każdy z nich miał na sumieniu poważne grzechy. Józef Piłsudski – karygodne zachowanie po roku 1926, i co gorsza, sprawę brzeską. Roman Dmowski – antysemityzm. Nawet Wincenty Witos, mimo pięknych kart historycznych, toczył cyniczne gry. Także na ich tle Narutowicz jawi się jako ktoś wyjątkowy.

Problemy polityczne, z którymi obecnie musimy się borykać, potwierdzają aktualność tezy Jerzego Giedroycia, że polskim życiem politycznym rządzą trumny Piłsudskiego i Dmowskiego. Niestety, chyba największy wpływ mają te najgorsze karty z ich dorobku. Tym bardziej więc żal, że wciąż w tak niewielkim stopniu bohaterem zbiorowej wyobraźni jest Gabriel Narutowicz.

Jeden z najbardziej agresywnie atakujących go publicystów, Stanisław Stroński, tuż po zamachu napisał: „ciszej nad tą trumną”. Chodziło mu o uspokojenie nastrojów w tragicznych dniach. Niemniej w tych słowach wybrzmiało jakieś przekleństwo, bo o Narutowiczu jako człowieku (a nie tylko ofierze zamachu) do dziś jest bardzo cicho. Świetnie, że w Polsce możemy znaleźć liczne ulice, place jego imienia. Ale warto, żebyśmy wiedzieli, kim tak naprawdę był.

Osobowość Narutowicza, jego podejście do polityki i spraw publicznych z dzisiejszej perspektywy jawią się jako niedościgły wzór. I tak powinny być postrzegane. Zaryzykujmy tezę, że zwłaszcza w dzisiejszych czasach to wzór znacznie lepszy i bardziej potrzebny aniżeli Piłsudski, Dmowski czy inni politycy czasów II RP. Tylko czy potrafimy z niego skorzystać?

Dr hab. Maciej J. Nowak jest radcą prawnym, historykiem, autorem książki „Narutowicz – Niewiadomski. Biografie równoległe”. Kieruje Pracownią Ekonomiki Przestrzennej w Zakładzie Prawa i Gospodarki Nieruchomościami na Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym w Szczecinie.

Czytaj więcej

Giewont okrutny. Ofiary tatrzańskiego szczytu

Sto lat temu, 16 grudnia 1922 roku, prezydent RP Gabriel Narutowicz wybrał się do Zachęty na wystawę obrazów. Kilkanaście minut po godzinie 12 rozpoczął zwiedzanie. Towarzyszyli mu członkowie ówczesnej elity. Był premier Julian Nowak, byli artyści, w tym Julian Tuwim, Kazimiera Iłłakowiczówna i Wojciech Kossak. Byli politycy i wojskowi. Gdy Narutowicz stanął przed obrazem „Szron” Teodora Ziomka, poczuł silny ból w plecach. Szybko stracił przytomność. Za nim stał Eligiusz Niewiadomski. Trzymał w ręce pistolet, z którego przed chwilą oddał trzy strzały.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Grób Hubala w Inowłodzu? Hipoteza za hipotezą
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS