Lena Dunham, sportretowawszy pokolenie milenialsów w głośnym serialu „Dziewczyny” (2012–2017), powraca po latach, by zrealizować pełnometrażowy film – pierwszy od czasu „Mebelków” z 2010 r. Przygląda się w nim generacji dzisiejszych nastolatków, choć przyodzianych w średniowieczny kostium. „Catherine zwana Birdy” to bowiem ekranizacja popularnej w Stanach Zjednoczonych powieści autorstwa Karen Cushman z 1994 r. Kino zgrabnie napisane i wyreżyserowane, tworzące figlarny i eskapistyczny klimat, a jednak do tematu dojrzewania podchodzące bardzo poważnie. Na poziomie wizualnym nie ma tu miejsca na charakterystyczne dla epoki brudy i zgniliznę (może z wyjątkiem otwierającej całość sekwencji, w której główna bohaterka tarza się wraz z przyjaciółmi w błocie, choć i ten moment uchwycony jest za dnia, w świetle słońca) – te kryją się raczej w moralności co niektórych postaci oraz rzecz jasna w samym procesie zamykania drzwi prowadzących do krainy dzieciństwa.
Czytaj więcej
Serial stworzony przez Dennisa Lehane’a z niezwykłą intensywnością prezentuje samobójczą i wyniszczającą misję, jakiej podejmuje się bohater stający oko w oko z ludzkim potworem.
Tytułowa lady Catherine (znakomita Bella Ramsey), rezolutna i uparta 14-latka, która nie chce, by nazywano ją damą (już wolałaby zostać rzucona na pożarcie smokom). Dorasta w XIII-wiecznej Anglii, jak sama mówi, „unikając obowiązków, robiąc zamieszanie w wiosce oraz podsłuchując to, czego nie powinna słyszeć”. Birdy – bo woli, by tak się do niej zwracano – jest przerażona, gdy zaczyna miesiączkować. Pal licho, że nie tak łatwo o środki higieny (za podpaskę musi wystarczyć kawałek materiału). Problem w tym, że jej tonący w długach ojciec (Andrew Scott), chcąc wykaraskać rodzinę z finansowych tarapatów, postanawia bogato wydać ją za mąż. „To nasza jedyna waluta” – stawia sprawę jasno żonie (Billie Piper), która od kilku lat nie jest w stanie donosić żadnej ciąży. Dziewczyna, jak można się spodziewać, nie jest zainteresowana małżeństwem, dlatego każdego kolejnego (i coraz starszego) konkurenta zniechęca swym nagannym zachowaniem, za co niezadowolony tatko bije ją rózgą.
Feudalna Anglia nie jest krajem dla młodych białogłów. „Czego nie mogą robić dziewczęta? Ruszać na krucjaty, ścinać włosów, trenować koni, śmiać się głośno, poślubić, kogo chcą, być mnichami, pić w pubach oraz chadzać na egzekucje” – wylicza pół żartem, pół serio Birdy. Brzmi to może banalnie, ale w słowach tych kryje się istota feministycznego, uniwersalnego i przede wszystkim szczerego oraz zabawnego filmu Dunham. Bohaterka, której mężczyźni – handlujący swymi córkami zupełnie tak, jakby te były częścią dworskiego asortymentu – każą dorosnąć szybciej, byle tylko zaczęła spełniać się jako żona i matka, humorem i przebiegłością walczy z patriarchatem, nie godząc się na to, by decydowano za nią. Birdy jest niczym mieszkająca na Zielonym Wzgórzu dziewczyna z adaptacji książek Lucy Maud Montgomery – pełna energii buntowniczka kontestująca sposób, w jaki funkcjonuje świat.
Czytaj więcej
Brodaty mężczyzna, w napisach końcowych figurujący jako Nikt (Jason Segel), w bogatej posiadłości sąsiadującej z sadem pomarańczy czuje się tak, jakby był u siebie. Sęk w tym, że nie jest. To włamywacz. Ale bynajmniej żaden z niego mistrz rabunku. Nie ma nawet planu. Nieźle się obłowiwszy, postanawia w końcu wynieść się z domu. Tylko że podczas ucieczki wpada na właścicieli, których przyjazdu się nie spodziewał. Chcąc nie chcąc, bierze za zakładników prezesa korporacji (Jesse Plemons), krwiożerczego kapitalistę, twórcę algorytmu optymalizującego zatrudnienie w firmach, oraz jego żonę (Lily Collins). Przynajmniej do chwili, aż ci skombinują torbę pieniędzy, dzięki którym on będzie mógł się ulotnić.