Taśma numer jeden: Mahsa Amini
Wystarczy rzut oka na kilka dostępnych w sieci zdjęć: 22-latka z położonego w irańskim Kurdystanie Saghghezu nosiła się tak, jak olbrzymia większość dziewcząt w bogatszych dzielnicach irańskiej klasy średniej i biznesowego establishmentu. Nonszalancko zsunięta niemal na czubek głowy chusta, swobodnie narzucona bluza, odsłonięta szyja, mocny makijaż, starannie ułożona fryzura. Iranki od lat testują granice swobody obyczajowej, jakie są w danej chwili akceptowalne dla reżimu.
W ostatnich miesiącach granice te przesunęły się na niekorzyść kobiet. Gasht-e Ershad – czyli Patrole Przewodnictwa, wiadomo: islamskiego, pod rządami stosunkowo nowego jeszcze prezydenta Ebrahima Raisiego mają swoje pięć minut. Poprzednik Raisiego, jak spekulowano, chciał tę obyczajową policję rozwiązać. Raisi zafundował Patrolom renesans: podniósł budżet formacji i płace, zatrudnił nowych funkcjonariuszy i funkcjonariuszki. Na ulicach największych miast miało się ich pojawić w tym roku około 7 tysięcy.
Mahsa Amini, stając 13 września naprzeciw Patrolu, być może zlekceważyła poczucie misji oraz własnej wagi, jakie mieli funkcjonariusze. Może uznała, że może wdać się z nimi w kłótnię, a może zakpiła z powagi, z jaką traktowali swoje zadanie sprawdzania, ile tam pod chustą widać. Dość, że z nagrania zrobionego przez jedną z przyjaciółek wynika, że członkowie Patrolu zaczynają szarpać i popychać zatrzymaną, padają razy pałkami, ktoś uderza jej głową o karoserię furgonu. W aucie prawdopodobnie bicie kontynuowano, może też w areszcie. Zresztą wkrótce po przewiezieniu Mahsa zasłabła: „nagłe zaburzenie pracy serca”. Przewieziono ją do szpitala, gdzie trzy dni później zmarła.
Czytaj więcej
Zabicie przez Amerykanów kolejnego przywódcy Al-Kaidy nie oznacza jej końca ani tym bardziej końca radykalnych ruchów islamskich. Ale organizacja założona przez bin Ladena i tak jest już cieniem dawnej potęgi.
Kobiety
Nawet jeśli rewolucja zwycięża, nie zawsze oznacza to osiągnięcie wszystkich celów, jakie postawili sobie jej ekstremistyczni zwolennicy” – pisze wieloletnia bliskowschodnia korespondentka „The Wall Street Journal”, Geraldine Brooks, w swoim książkowym reportażu o kobietach z tego regionu „Nine Parts of Desire. The Hidden World of Islamic Women”. „Tacy ekstremiści nie zdawali sobie sprawy, że gdy chodzi o całkowitą segregację płci, Chomeini nie był całkowicie po ich stronie. Chomeini czytał Koran dosłownie. Jeśli przeczytał, że żony Proroka mają pozostać w domu, to uznawał, że w domu mają pozostać żony Proroka – i tylko żony Proroka” – dodaje.