Michał Szułdrzyński: Nieświadomie ku katastrofie

Po co słuchać o skutkach zmian klimatu? Po co się martwić konsekwencjami koronawirusa? Po co czytać o wojnie w Ukrainie?

Publikacja: 16.09.2022 17:00

Michał Szułdrzyński: Nieświadomie ku katastrofie

Foto: materiały prasowe

Jedną z bolączek mediów na całym świecie jest rosnąca grupa osób, które świadomie omijają wiadomości. Pojęcie news avoidance weszło przebojem do dyskusji w świecie dziennikarskim na początku lata, gdy Reuters Institute przedstawił raport dotyczący tego zjawiska. Dotąd było wiadomo, że część mieszkańców USA unika medialnych doniesień, ale tłumaczono to przesytem związanym z informacjami na temat Donalda Trumpa. To zresztą ciekawy paradoks – miliarder pomógł wielu mediom w Stanach, ponieważ jego wybór był takim szokiem, że wiele osób stwierdziło, że trzeba zapłacić za wiarygodne informacje dostarczane przez tradycyjne media, a nie gubić się w świecie fake newsów. To zjawisko nazwano nawet bańką Trumpa, bo doprowadziło do gigantycznego wzrostu liczby prenumerat elektronicznych np. „New York Timesa”. A równocześnie tyle tego Trumpa było wszędzie, że ludzie zaczęli omijać radio, telewizję, gazety czy internet, by nie natrafić na wiadomości na jego temat.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Algorytm i moralność

Nowością w raporcie Reutersa było jednak to, że zjawisko zaobserwowano w 46 badanych krajach, nie tylko USA. Coraz większy odsetek osób, które twierdziły, że kiedyś śledziły wiadomości, przyznał, że albo całkiem, albo okresowo ich unika. Spada też odsetek tych, którzy twierdzą, że są bardzo zainteresowani świeżymi wiadomościami. Na przykład w Wielkiej Brytanii z 70 proc. w 2015 r. do 43 proc. dziś.

Dzisiaj, gdy ekran telefonu, lista aktualności Facebooka czy innego serwisu stają się naszym głównym źródłem informacji, mamy niekończące się pasmo złych wiadomości. Wiemy dobrze, że algorytmy rozpoznają newsy, które wywołują w nas gniew i złość, bo to one utrzymują naszą uwagę na dłużej. 

Eksperci analizujący raport Reutersa mieli kilka tez dotyczących źródeł tego zjawiska. Jednym był argument, którym tłumaczyli się badani, że dużo złych wiadomości psuje im samopoczucie. Zastanawiano się, czy media nie przesadzają ze złymi wiadomościami, z przeskakiwaniem z wojny do katastrofy, a z katastrofy do wojny itd. Ktoś zauważył, że gdy wiedzę czerpaliśmy z gazet lub wiadomości telewizyjnych, zawsze na końcu były jakieś lżejsze materiały albo serwis sportowy przynoszący pocieszenie informacjami o sukcesach naszych chłopców lub dziewczyn. Dzisiaj, gdy ekran telefonu, lista aktualności Facebooka czy innego serwisu stają się naszym głównym źródłem informacji, mamy niekończące się pasmo złych wiadomości. Wiemy dobrze, że algorytmy rozpoznają newsy, które wywołują w nas gniew i złość, bo to one utrzymują naszą uwagę na dłużej. Dostarczają nam ich więcej i więcej, w pewnym momencie zatem możemy mieć dość.

Zwrócono też uwagę na to, że np. w Stanach Zjednoczonych brak zaufania do mediów deklaruje dwa razy więcej osób o poglądach prawicowych niż lewicowych. Ale to też nie powinno nas dziwić, skoro Donald Trump za głównego wroga obrał nie Partię Demokratyczną, ale właśnie media, które oskarżał o rozsiewanie fake newsów za każdym razem, gdy były wobec niego krytyczne. Nie dotyczy to jednak rynków innych niż amerykański, nie można więc wszystkiego zrzucić na prawicę.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Rząd uratuje kryptowaluty?

A może wyjaśnienie jest znacznie prostsze? Owszem, tradycyjne media mają swoje grzechy, ale dziś żyjemy w świecie, gdy mają one też coraz mniejszy wpływ na kształtowanie opinii publicznej, tracąc go właśnie na rzecz platform społecznościowych. Po co ich użytkownicy mają słuchać o tym, jakie są katastrofalne skutki zmian klimatycznych? Po co się martwić konsekwencjami koronawirusa? Po co czytać o wojnie w Ukrainie? Niech świat się wali. Jak nie będą o tym czytać, to może ich to ominie?

Jedną z bolączek mediów na całym świecie jest rosnąca grupa osób, które świadomie omijają wiadomości. Pojęcie news avoidance weszło przebojem do dyskusji w świecie dziennikarskim na początku lata, gdy Reuters Institute przedstawił raport dotyczący tego zjawiska. Dotąd było wiadomo, że część mieszkańców USA unika medialnych doniesień, ale tłumaczono to przesytem związanym z informacjami na temat Donalda Trumpa. To zresztą ciekawy paradoks – miliarder pomógł wielu mediom w Stanach, ponieważ jego wybór był takim szokiem, że wiele osób stwierdziło, że trzeba zapłacić za wiarygodne informacje dostarczane przez tradycyjne media, a nie gubić się w świecie fake newsów. To zjawisko nazwano nawet bańką Trumpa, bo doprowadziło do gigantycznego wzrostu liczby prenumerat elektronicznych np. „New York Timesa”. A równocześnie tyle tego Trumpa było wszędzie, że ludzie zaczęli omijać radio, telewizję, gazety czy internet, by nie natrafić na wiadomości na jego temat.

Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi