Zawieszenie broni na prawym skrzydle

Rząd musiał się cofnąć o pół kroku w sprawie Izby Dyscyplinarnej, a jednak opozycja jest z powodu tego finału nieszczęśliwa. A Zbigniew Ziobro?

Publikacja: 03.06.2022 17:00

Jarosław Kaczyński, jak się zdaje, oswaja się ze Zbigniewem Ziobrą, traktuje go coraz bardziej jako

Jarosław Kaczyński, jak się zdaje, oswaja się ze Zbigniewem Ziobrą, traktuje go coraz bardziej jako trwały element swojego obozu. Na zdjęciu w Sejmie, w towarzystwie wicemarszałka Ryszarda Terleckiego, 26 maja 2022 r.

Foto: Piotr MolEcki/East News

Prof. Wojciech Sadurski kończy dramatycznie na drugiej stronie „Gazety Wyborczej” swoją wizję oszukania Komisji Europejskiej przez PiS. „Jeśli tak się stanie, może się okazać, że nie warto aż tak walczyć o miejsce Polski w Unii. W takiej Unii” – napisał. Choć pojawia się w tym komentarzu formułka podejścia Brukseli przez chytre polskie władze, Sadurski dopuszcza domniemanie, że Unia chce być oszukana. Że „w Komisji Europejskiej przeważa desperacka chęć, by uzyskać jakikolwiek pretekst do uznania, że Polska jest wreszcie praworządna i pieniądze mogą zostać wreszcie odblokowane”. Taki ton zwątpienia w lojalność i życzliwość Brukseli pojawiał się po opozycyjnej stronie nie za często. Zawsze wtedy, kiedy rysował się scenariusz jakiegoś trwalszego kompromisu między unijnym aparatem i pisowskim rządem.

Czytaj więcej

Wymuszanie jednej listy

Co jest strawne dla Unii?

Przypomnijmy: Sejm przyjął, głosami Zjednoczonej Prawicy, prezydencki projekt likwidujący Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego, której skasowania domagał się w swoim wyroku Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Nowe prawo wprowadza test bezstronności sędziego, choć tylko w stosunku do przyszłych wyroków. Ale też daje możliwość odwołania się od dawniejszych dyscyplinarnych decyzji Izby. Sadurski chce jednak więcej: uderzenia w „upolitycznioną” Krajową Radę Sądownictwa. To samo powtarzają od kilku dni politycy opozycji.

Wygląda na to, że opozycja próbuje gry wizerunkowej. Senat zdominowany przez opozycję chciał jeszcze przed wizytą szefowej KE Ursuli von der Leyen (zaplanowaną na 2 czerwca, po oddaniu tego numeru „Plusa Minusa” do druku) przegłosować poprawki do ustawy co najmniej usuwające sędziów mianowanych przez „upolitycznioną” KRS z Sądu Najwyższego. Jeśli von der Leyen ogłosi uznanie odblokowania pieniędzy na Krajowy Plan Odbudowy, ma to wyglądać na uznanie, że dopiero senatorowie stworzyli stan prawny, który UE akceptuje. Ale ten pomysł może być też merytoryczny. Może się okazać, że europejska polityczka ogłasza wersję senacką za najbardziej strawną dla Unii.

Tylko że to może nie wystarczyć. Będzie to jedynie chwilowe wrażenie. Można podejrzewać, że Sejm poprawki Senatu odrzuci, a jednak Unia tych pieniędzy nie cofnie. Stąd zarazem kampania, aby jednak polskiemu rządowi nie ufać. Prezydent stolicy i wiceprzewodniczący PO Rafał Trzaskowski oznajmia, że rozmawiał z szefową Komisji i że ona oszukać się nie da. A co jeśli jednak da?

Chyba jeszcze nigdy opozycja nie przyznawała się tak otwarcie do animowania kampanii presji na polskie władze przy użyciu unijnych funduszy. Przy czym w tej argumentacji polityka przeważa nad prawem. Komisja występowała jako rzeczniczka konkretnego wyroku TSUE. W „upolitycznienie” KRS uderzał werdykt innego trybunału – Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który nie dysponuje unijnymi pieniędzmi jako środkami nacisku. Opozycja zachowuje się tak, jakby przyznawała Unii prawo oktrojowania w Polsce całego systemu sądownictwa.

Takie prawo nie istnieje, można to próbować robić jedynie „po kawałku”. Pewnie opozycja ma rację, twierdząc, że wraz z przegłosowaniem likwidacji Izby Dyscyplinarnej nie zdemontowano, a jedynie lekko skorygowano system stworzony przez ustawy z roku 2017. Powstał swoisty stan równowagi, chwiejne zawieszenie broni przed kolejnymi bitwami. Tylko czy toczenie tej bitwy jest zadaniem organów unijnych?

Polityczna cena presji

Aktualne pozostają pytania, czy TSUE nawet w tym wyroku nie wyszedł poza unijne traktaty. I czy Komisja mogła uzależniać od jego wykonania przyznanie nam pieniędzy na KPO. Bo przecież mechanizm tak zwanej warunkowości tej sytuacji nie dotyczy.

Z pewnością nie jest zadaniem Komisji Europejskiej ocenianie sporów o to, czy polskie ustawy są zgodne z polską konstytucją. Niezależnie od racji prawnych politycy opozycji i tacy bliscy im komentatorzy jak prof. Sadurski, wpisując się w mechanizm presji, biorą na siebie polityczne ryzyko.

Czy Polakom podoba się takie modelowanie polskiego systemu prawnego? Z sondaży wynikało, że większość (ale nieznaczna) gotowa jest się w tej sprawie ugiąć. Nie chce rezygnować z wielkich pieniędzy, a nawet ponosić koszty gigantycznych kar, z powodu dość abstrakcyjnej dla nich, a mocno kontrowersyjnej „reformy” sądów.

Mamy jednak nową sytuację wytyczaną przez wojnę rosyjsko-ukraińską. Europoseł PO Janusz Lewandowski przypuszcza na Twitterze, że Komisja kieruje się podziwem dla Polaków za pomoc ukraińskim uchodźcom. Ale tę uwagę można z łatwością odwrócić. Czy unijny mainstream dobrze wypada, skąpiąc Polsce funduszów potrzebnych do wsparcia 2 milionów wojennych uciekinierów? A czy europejskie elity, w szczególności francuskie i niemieckie, prezentują się jako wiarygodne w grach z Putinem, kiedy odmawiają większej pomocy także samemu Zełenskiemu?

Wrażenie gry z tymi elitami przeciw własnemu państwu może w ostateczności nie pomóc opozycji w nadciągającej już kampanii wyborczej. Niezależnie od takich czy innych racji w sporze o sam system sądowniczy w Polsce, w którym Jarosław Kaczyński ze Zbigniewem Ziobrą pokazali, że nie uważają sędziowskiej niezawisłości za wartość nadrzędną.

Możliwe, że von der Leyen, z pewnością niesympatyzująca z Kaczyńskim i z PiS, rozumie ten mechanizm, i chce ewentualnym kompromisem nie tylko podreperować reputację unijnych elit w Polsce, ale także pomóc opozycyjnym partiom. Cóż z tego, skoro one pomóc sobie nie bardzo dają. Poza wszystkim boją się, że europejskie pieniądze będą dla Kaczyńskiego wyborczym paliwem. Tylko czy można robić wszystko, żeby zatrzymać ich wypłatę? Czy powinno się zabiegać o to tak ostentacyjnie? To także stanie się argumentem w kampanii – dla prawicowej władzy.

Równocześnie trwać będzie nadal napięcie dotyczące samego sądownictwa. Piszę o chwiejnym stanie równowagi. Można przecież wątpić, czy wymęczywszy kompromis z KE, obóz rządzący pójdzie za rekomendacją Zbigniewa Ziobry i spróbuje pod pretekstem reorganizacji (spłaszczania struktury sądów) dokonać czystki wśród sędziów. Minister sprawiedliwości proponował między innymi redukcję składu Sądu Najwyższego. Chyba nie ma na to klimatu.

Zarazem nowa, druga już „polityczna”, czyli wyłoniona przez Sejm, KRS zachowa kontrolę nad sędziowskimi awansami. Jest ważnym pytaniem do opozycji, czy ma na to pomysł, jeśli wygra wybory jesienią 2023 r. Spróbuje zapewne odwołania KRS (choć przeszkodą byłoby tu prawdopodobnie weto Andrzeja Dudy) i przywrócenia systemu kooptacyjnego, w którym to sami sędziowie wyłaniają Radę.

Czytaj więcej

Unia polsko-ukraińska? Wysyp przedwczesnych pomysłów

Kooptowanie ministra

Co jednak z ponad tysiącem sędziów powołanych lub awansowanych w czasie rządów obecnego prawa? Czy dojdzie do próby cofnięcia ich statusu? A co z ich wyrokami? Czy perspektywą jest chaos prawny, skoro obecna KRS ma być nielegalna? Te pytania są ważne także dzisiaj, kiedy opozycja otwarcie oczekuje od organów Unii: Komisji Europejskiej i TSUE, zburzenia obecnej organizacji wymiaru sprawiedliwości. Co miałoby się stać, gdyby do tego doszło?

Piszę, że zapewne zostaną zahamowane inicjatywy resortu sprawiedliwości i Solidarnej Polski. Bo ta obecna rozgrywka ustawiła też na nowo układ sił wewnątrz Zjednoczonej Prawicy. Rząd musiał się cofnąć o pół kroku w sprawie Izby Dyscyplinarnej, a jednak opozycja jest z powodu tego finału nieszczęśliwa. A Ziobro?

Zacznijmy od tego, że Kaczyński z Morawieckim mieli inną drogę, mogli próbować przeforsować projekt prezydenta Dudy bez Solidarnej Polski, głosami przynajmniej części opozycji. Najbardziej prawdopodobne, że Koalicji Polskiej, czyli PSL. Ceną byłyby jednak poprawki mocniej podważające system stworzony w 2017 r. Koalicja żądała usunięcia z Sądu Najwyższego wprowadzonych przez „polityczną” KRS członków Izby Dyscyplinarnej.

Tego lider PiS chciał uniknąć, bo to byłby początek procesu demontażu tego systemu, a w każdym razie tak by to odebrali sędziowie związani z obiema zwaśnionymi stronami. „Starzy” i „nowi”. Naciśnięto więc Ziobrę, strasząc go, że to na niego aparat propagandowy prawicy (TVP Jacka Kurskiego) zwali całą winę za brak pieniędzy na KPO. Ziobro początkowo traktował samą ustawę, a w szczególności test bezstronności sędziego, jako niedopuszczalny targ z Unią. A jednak przystał na korekty czysto techniczne w prezydenckim projekcie.

Można uznawać to, co wyszło z Sejmu, za połowiczne i niedotykające istoty patologii „upolitycznionego” sądownictwa. Niemniej w sensie symbolicznym Solidarna Polska musiała się pogodzić z modus operandi, który wcześniej kwestionowała. To znamienne, że podczas debaty nad projektem prezydenckim premier Morawiecki ganił opozycję za to, że podważa rozwiązania „akceptowane przez Komisję Europejską”. Dla Ziobry same takie negocjacje były bezprawne i sprzeczne z polską suwerennością. A jednak tego samego dnia przyjął obronę ze strony tegoż Morawieckiego, kiedy ważyły się losy wniosku o wotum nieufności wobec ministra sprawiedliwości.

Po stronie opozycyjnej to musiało, oczywiście, zostać uznane za ustawkę. W istocie napięcie między Ziobrą i Morawieckim, także między Ziobrą i Pałacem Prezydenckim, było jednak autentyczne. I to Ziobro musiał się cofnąć. W Zjednoczonej Prawicy zapanowało zawieszenie broni. Może trwalsze niż wcześniejsze kompromisy, bo po czymś takim trudniej będzie ministrowi sprawiedliwości wymachiwać sztandarem bezwzględnej suwerenności. A w szczególności pouczać kolegów z rządu i ze Zjednoczonej Prawicy, że o tę suwerenność dbają gorzej niż on.

Granice obrony domniemanego polskiego interesu wobec Unii ma od tej pory wyznaczać Jarosław Kaczyński. Podobno najbardziej irytowało go to, że Ziobro występuje wobec niego jako strażnik prawicowego świętego ognia, jedyny sprawiedliwy.

Podczas ucierania tego kompromisu szef Solidarnej Polski skarżył się, że dla niego jest on szczególnie trudny. Ustąpił nie tylko z powodu wizji wymierzonych w niego materiałów telewizji Kurskiego. Zapewne także dlatego, że niezależnie od pustych gróźb rozpisania wcześniejszych wyborów Ziobro widzi, że zbliża się ich konstytucyjny termin. Trzeba więc szukać miejsc na listach. Słabnąca w sondażach i chronicznie wewnętrznie skłócona Konfederacja jawi się jako bardzo niepewne alternatywne rozwiązanie.

Solidarna Polska częścią obozu

Zarazem Kaczyński, jak się zdaje, oswaja się z Ziobrą, traktuje go coraz bardziej jako trwały element swojego obozu. Gromkie zapowiedzi ministra z początku tego sporu wydają się mu niespecjalnie przeszkadzać. Sam uważa spór ustrojowy z Unią, o granice suwerennych decyzji Polski, za istotny. Chyba przeżywa ten spór mocniej niż Morawiecki czy Duda, i uważa, że on będzie wracał. Ewentualne kompromisy z Unią traktuje bardziej w kategoriach taktyki niż strategii, nawet swoistej gry na czas. Gry skądinąd bardzo kosztownej, zważywszy na kary zasądzane przez TSUE. Ale prezes PiS gotów jest taką cenę płacić.

Wyraziste skrzydło obozu wrzucające od czasu do czasu temat krzywd, jakich Polska doznaje od Unii, może mu się nawet przydać. O ile oczywiście nadambitny minister sprawiedliwości nie wróci do nadmiernego podgrzewania nastrojów. Ale, powtórzmy, od teraz będzie mu trudniej. W pewnym wywiadzie Kaczyński tłumaczył, że Jarosław Gowin przestał myśleć kategoriami prawicy, za to Ziobro to wprawdzie dokuczliwość, zgodna jednak z ogólną logiką obozu. Wydaje się, że oddał tym jakąś prawdę o ich wzajemnych relacjach.

Dla opozycji to naturalnie potwierdzenie tezy, że Kaczyński zmierza do polexitu, a w każdym razie gotów jest polexit ryzykować. Prawda jest bardziej złożona – pamiętajmy: w roku 2003, kiedy ważyła się sprawa akcesu Polski do Unii, prezes PiS zalecał taktykę blefu. Groził sprzeciwem wobec tej decyzji, jeśli rząd Millera nie wytarguje korzystniejszych warunków. I w dużej mierze wytargował.

Taki blef nie jest oczywiście czymś pozbawionym elementu ryzyka. Tyle że, powtórzmy, mamy nowe realia. Na pokusy federalistyczne Francji czy Niemiec nakłada się coraz większa kompromitacja zachodnich elit w zderzeniu z Rosją. Kaczyński widzi, jak nagle większej wagi nabierają relacje z USA i z Wielką Brytanią przeciwstawiane solidarności unijnej. Może sądzić (choć to bardziej iluzoryczne), że otwarta pozostaje kwestia porozumień regionalnych w tej części Europy, a nawet jest na nie więcej widoków niż wcześniej. To są wszystko kierunki co najmniej dyskusyjne. Ale cielęcy euroentuzjazm opozycji pod tytułem „roztopmy się w Unii” wydaje się konkurencją jeszcze mniej ciekawą.

Oczywiście, sam spór o reformę sądownictwa jest czymś innym niż dyskusja o stosunkach z Unią Europejską. To smutne, że zwolennicy europejskiej postawy Zjednoczonej Prawicy są dziś zaganiani do poparcia rozmaitych manipulacji w tej sprawie. W dniu, w którym poprawiono ustawę o Sądzie Najwyższym, odwieszono sędziego Pawła Juszczyszyna, ale jednak nie całkiem, za to sędzia Waldemar Żurek został na podstawie jeszcze starych przepisów postawiony w stan dyscyplinarnego oskarżenia. Zarazem kwestia omnipotencji ustrojowej Unii wobec Polski zostaje otwarta. Podejrzewam, że pozostanie taka przez najbliższe lata…

Czytaj więcej

Pustka Tuska

Prof. Wojciech Sadurski kończy dramatycznie na drugiej stronie „Gazety Wyborczej” swoją wizję oszukania Komisji Europejskiej przez PiS. „Jeśli tak się stanie, może się okazać, że nie warto aż tak walczyć o miejsce Polski w Unii. W takiej Unii” – napisał. Choć pojawia się w tym komentarzu formułka podejścia Brukseli przez chytre polskie władze, Sadurski dopuszcza domniemanie, że Unia chce być oszukana. Że „w Komisji Europejskiej przeważa desperacka chęć, by uzyskać jakikolwiek pretekst do uznania, że Polska jest wreszcie praworządna i pieniądze mogą zostać wreszcie odblokowane”. Taki ton zwątpienia w lojalność i życzliwość Brukseli pojawiał się po opozycyjnej stronie nie za często. Zawsze wtedy, kiedy rysował się scenariusz jakiegoś trwalszego kompromisu między unijnym aparatem i pisowskim rządem.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi