Covid nie da o sobie zapomnieć

Szczepionki, leki, procedury – świat jest dziś znacznie lepiej przygotowany na atak wirusa, niż był w 2020 roku. I przez to go lekceważy. Będzie tego gorzko żałować.

Aktualizacja: 27.06.2022 15:24 Publikacja: 27.05.2022 10:00

W Hongkongu, który zachował resztki autonomii, przez co docierające stamtąd dane są bardziej wiarygo

W Hongkongu, który zachował resztki autonomii, przez co docierające stamtąd dane są bardziej wiarygodne niż te z Chińskiej Republiki Ludowej, 94 proc. zmarłych w ostatnim czasie z powodu pandemii miało ponad 65 lat. Na zdjęciu wymarły kompleks budynków Kwai Chung Estate

Foto: AFP, Louise Delmotte

W cieniu konfliktu w Ukrainie własną wojnę prowadzi również Xi Jinping – z covidem. Z polecenia chińskiego przywódcy w minionym tygodniu ścisłą izolacją było objętych 41 regionów kraju zamieszkanych przez 290 mln osób. Zakazane Miasto w Pekinie stało się jak za cesarstwa rzeczywiście zakazane: aby powstrzymać rozprzestrzenianie się najnowszego wariantu omikron, turystom odebrano możliwość wstępu do największych atrakcji stolicy. W Szanghaju władze zaczęły sięgać do tak drastycznych metod, jak zamykanie przez służby porządkowe w środku nocy całych budynków i odsyłanie pod eskortą wszystkich mieszkańców do szpitala. Jak w latach 2020–2021 – wyjazd z wielu regionów stał się niemożliwy. Liczące nieraz kilkanaście milionów mieszkańców miasta znów zamarły.

Wszystko to dzieje się z woli jednego człowieka: Xi. Świat patrzy z przerażeniem, jak prezydent wdraża swoją strategię zero tolerancji dla pandemii, z każdym dniem coraz bardziej pchając drugą gospodarkę świata w kierunku recesji. Lockdown obejmuje już ośrodki, gdzie powstaje niemal jedna trzecia chińskiego dochodu narodowego. Z tego powodu załamuje się popyt na produkty konsumpcyjne, pikuje rynek nieruchomości. O 48 proc. spadła w kwietniu sprzedaż samochodów w stosunku do tego samego miesiąca poprzedniego roku.

A przecież globalna gospodarka potrzebuje dziś Chin jak mało kiedy. Wojna w Ukrainie i spowodowane nią ograniczenia importu rosyjskich nośników energii doprowadziły do jeszcze większego przyspieszenia cen. Walcząc z inflacją, banki centralne podnoszą stopy procentowe i schładzają wzrost. Chiński motor pozostaje w takim układzie jedną z ostatnich nadziei, że Zachód zdoła uniknąć w tym roku głębokiej recesji. Nadzieja ta jednak zamiera.

Ale i samym Chinom bardzo przydałyby się dziś dobre warunki do prowadzenia biznesu. Pandemia rozerwała globalne powiązania i wymusiła zmianę modelu rozwoju Państwa Środka. Z fabryki świata musi się ono przekształcić w potęgę, której rozwój opiera się na wewnętrznej konsumpcji i rynku nieruchomości. Inaczej niepisany kontrakt, jaki Komunistyczna Partia Chin zawarła po śmierci Mao ze społeczeństwem – zgoda na polityczny zamordyzm za stałą poprawę warunków życia – się załamie.

Czytaj więcej

Słabe euro, rozpędzona inflacja i upiory przeszłości

Ujma dla Xi

Coraz więcej analiz renomowanych, niezależnych zachodnich ekspertów, jak Michaela Worobeya z University of Arizona i Kristiana Andersena z instytutu Scripps Research w San Diego, wskazuje, że koronawirus faktycznie przeskoczył na ludzi w listopadzie 2019 r. ze zwierząt przetrzymywanych na rynku owoców morza w Wuhanie, a nie – jak podejrzewano – został umyślnie wypuszczony ze znajdującego się w tym mieście Instytutu Wirusologii. Mimo to w tamtym kluczowym czasie Xi przez wiele tygodni utrzymywał wszystko w tajemnicy, a później nie chciał wpuścić do stolicy Hubei międzynarodowych ekspertów. W ten sposób ponosi odpowiedzialność za globalne rozprzestrzenianie się zarazy, której ofiarą padły dziesiątki milionów osób na świecie. Co zatem skłania dziś chińskiego przywódcę do tak rygorystycznej walki z covidem?

Części odpowiedzi należy szukać w porażce Chin w starciu z tą chorobą. Międzynarodowa opinia publiczna zachowała w pamięci obraz radykalnych, ale i skutecznych metod, jakimi po pierwszym szoku walczyły z wirusem chińskie władze. Wielu przeciwstawiało to nieprzygotowaniu do pandemii Ameryki – niedawno zarejestrowała milionowy zgon chorego, który złapał wirusa z Wuhanu. Niektórzy posuwali się do uznania wyższości chińskiej dyktatury nad amerykańską demokracją, przynajmniej w niektórych aspektach.

Dziś okazuje się, że prawda jest o wiele bardziej złożona. Podejmując masową akcję szczepionkową, chińskie władze w ostatnich dwóch latach kierowały wakcyny przede wszystkim do osób w wieku produkcyjnym. Liczyły, że w ten sposób zdołają szybko przywrócić normalną działalność gospodarce. Gdy jednak fala pandemii opadła, wielu seniorów pozostało bez osłony. I dziś, gdy w świat uderza kolejny wariant wirusa, śmiertelność w tej grupie wiekowej jest ogromna. W Hongkongu, który zachował resztki autonomii, przez co docierające stamtąd dane są bardziej wiarygodne niż te z Chińskiej Republiki Ludowej, 94 proc. zmarłych w ostatnim czasie z powodu pandemii miało ponad 65 lat.

Ale Chiny płacą też rachunek za nacjonalistyczną histerię, jaką rozpętał Xi. Bardzo skuteczną bronią na omikrona jest szczepionka mRNA. W przeciwieństwie do klasycznych wakcyn, które zawierają gotowe białko zawarte w martwym wirusie, dostarcza ona naszemu organizmowi informację, jak produkować białko wirusa, a następnie wytwarzać przeciw niemu przeciwciała. To właśnie ta metoda okazała się wyjątkowo skuteczna przeciw nowej odmianie wirusa. Tyle że wszystkie szczepionki mRNA pochodzą z zachodnich laboratoriów. Ich zakup byłby wiec ujmą dla Xi, którego celem jest przekształcenie Chin w równą Ameryce potęgę. Jego zdaniem warto poświęcić życie rodaków, byle tego upokorzenia uniknąć.

Geopolityczne konsekwencje

Najważniejsze są jednak osobiste ambicje chińskiego przywódcy. Jesienią tego roku Pekin będzie gościł XX zjazd Komunistycznej Partii Chin. 2,3 tys. delegatów ma na nim podjąć decyzję o zniesieniu limitu dwóch kadencji dla przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej, jakie do tej pory obowiązywały Xi. To część fundamentalnej przebudowy państwa. Limit został wprowadzony przez Deng Xiaopinga po śmierci Mao. Miał być kluczowym elementem ograniczenia władzy przywódcy kraju i zabezpieczeniem przed powrotem takich horrorów, jak rewolucja kulturalna. Delikatna przebudowa ustrojowa kraju to nie jest więc dla Xi dobry moment na przyznanie się do błędu i anulowanie rygorów w walce z pandemią. Nie chodzi przy tym tylko o strach przed podważeniem rzekomej nieomylności wodza, ale także przed utratą niezwykłych instrumentów kontroli społeczeństwa używanych pod pozorem sanitarnego zabezpieczenia kraju. I to tym bardziej, że zjazd partii ma zaakceptować włączenie „myśli Xi" do kanonu doktrynalnego KPCh.

Przebieg kampanii przeciw omikronowi w Chinach będzie miał przełożenie także na globalny układ geopolityczny. Heather Conley, przewodnicząca jednego z najbardziej wpływowych instytutów Ameryki German Marshall Fund, mówiła w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej", że gdy Władimirowi Putinowi w oczy zajrzy groźba upadku z powodu nieudanej kampanii w Ukrainie, Xi przyjdzie mu z pomocą. Miałoby to być jej zdaniem wsparcie gospodarcze i finansowe, nie wojskowe. Jednak w przeciwieństwie do lockdownów wprowadzonych w Chinach w latach 2020 i 2021 obecne restrykcje są bezterminowe, a ich skutki społeczne mogą się wymknąć spod kontroli. Jeśli tak by się stało, realizacja prognozy Conley już nie byłaby taka pewna, co rzecz jasna mogłoby mieć przełomowe znaczenie dla historii Europy.

Omikron nie jest jednak wyzwaniem jedynie dla Chin. Korea Południowa była w minionych dwóch latach wymieniana w wąskim gronie krajów, które najlepiej poradziły sobie z pandemią. Stało się tak dzięki błyskawicznemu zamknięciu kraju na świat, masowym testom i ścisłemu egzekwowaniu zasad społecznego dystansu. Jednak władze w Seulu do pewnego stopnia wpadły we własną pułapkę. Przypadków zakażeń i zgonów było wśród Koreańczyków z południa tak mało, że w pewnym momencie zaczęli lekceważyć chorobę. I gdy w tym roku uderzył omikron, wielu obywateli nie było na to przygotowanych.

Rzecz jeszcze niedawno trudna do wyobrażenia: 28 marca Korea Południowa przegoniła Stany Zjednoczone pod względem liczby zakażonych covidem w przeliczeniu na 10 tys. mieszkańców. I nadal w tej statystyce szybko pnie się do góry mimo całego arsenału środków przeciwdziałania chorobie, jakim dysponuje ten jeden z najbardziej rozwiniętych krajów świata. – Przegrywają to starcie walkowerem – uważa Eric Topol, znany epidemiolog z instytutu Scripps w San Diego.

Czytaj więcej

Macron nie odpuści reformy UE

4 gramy wiciokrzewu

Kilkadziesiąt kilometrów na północ od Seulu, w Korei Północnej, władze nie tracą natomiast pewności siebie. Przynajmniej oficjalnie. „Weź cztery, no może pięć gramów wiciokrzewu lub wierzby i wrzuć do wrzątku. To pomoże" – radzi organ partii komunistycznej „Rodong Sinmun". 10 maja kraj Kim Dzong Una po raz pierwszy przyznał, że pojawił się w nim koronawirus – wcześniej miał odbijać się o szczelne zabezpieczenia na granicy. To może być sygnał, że nawet w jednej z najbardziej brutalnych dyktatur świata nie da się już ukrywać rzeczywistości, gdy ludzie masowo umierają. W kończącym się tygodniu władza mówiła o 2 mln zakażonych (niezwykłe tempo, jeśli trzymać się fikcji, że zaraza pojawiła się dopiero dwa tygodnie wcześniej), ale tylko o 63 zmarłych. Prawda musi być o wiele bardziej dramatyczna.

„Drogi wódz" od przeszło dwóch lat uparcie odmawiał przyjęcia oferowanych przez Chiny, Rosję, a także Stany Zjednoczone szczepionek. Choć z jego inicjatywy zaczęto budować w miarę nowoczesne szpitale, to jest ich wciąż tak niewiele, że pozostają domeną uprzywilejowanej nomenklatury. W Korei Północnej rzecz jasna nie uświadczy się takich preparatów, jak Paxlovid, pierwszy doustny lek do ambulatoryjnego leczenia Covid-19. Ale i znacznie prostszych środków do zwalczania pandemii, jak maseczki N-95. W kraju, gdzie znaczna część ludności od lat nie dojada i nie ma możliwości leczenia wielu schorzeń, wirus musi więc zbierać niezwykłe żniwo. Mówi się nawet o możliwości społecznego buntu i obaleniu reżimu, co nie byłoby złą wiadomością, gdyby nie chodziło o kraj z arsenałem jądrowym i niespokojne czasy naznaczone wojną w Ukrainie.

Przypadek Korei Północnej jest z pewnością skrajny, ale nie odosobniony. Do tej pory szczepienia na covid otrzymało nieco ponad 60 proc. ogólnej populacji świata. W historii taki wynik dwa i pół roku po pojawieniu się zupełnie nowego wirusa jest osiągnięciem niezwykłym. Do tej pory samo opracowanie szczepionki zajmowało minimum dekadę, a w przypadku części chorób, jak AIDS, nie doczekano się jej nigdy. Wielka w tym zasługa laboratoriów medycznych, ale i władz publicznych, w tym Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, które zdołały sprawnie zorganizować warunki dla masowej produkcji i dystrybucji.

Jednak 70 proc. zaszczepionych osób żyje w krajach bogatych. Miliard tych, którzy do tej pory nie mają żadnych zabezpieczeń, to mieszkańcy najbiedniejszych części Ziemi, w znacznym stopniu Afryki. Tam wirus nie tylko sieje spustoszenie, ale i ma warunki do rozwinięcia nowych odmian, które mogą okazać się odporne na dotychczasowe szczepionki, a więc i groźne dla samego Zachodu.

– Pandemia się nie skończyła. Dopóki do końca jej nie pokonaliśmy, nie możemy ogłaszać zwycięstwa. Rezygnując z zabezpieczeń, na własne życzenie wystawiamy się na poważne ryzyko – ostrzega Tedros Adhanom Ghebreyesus, który mimo tuszowania niedociągnięć chińskich władz w walce z pandemią właśnie został wybrany na drugą kadencję na czele Światowej Organizacji Zdrowia (WHO).

Długotrwały wirus

Jednym z krajów, do których można odnieść jego słowa, jest Ameryka. Gdy opłakiwano niedawno milionowy zgon, pojawiły się głosy, by ofiarom covidu poświęcić memoriał w Waszyngtonie. W Stanach każdego dnia na wirus z Wuhanu umiera oficjalnie około 300 osób, choć z uwagi na coraz mniejszą liczbę testów prawdziwa liczba może być zdecydowanie wyższa. Władze ostrzegają też, że już 80 proc. Amerykanów żyje w regionach, gdzie istnieje bardzo wysokie ryzyko zakażenia się omikronem.

A mimo to strach opadł. Już tylko 43 proc. seniorów powyżej 65. roku życia w ostatnich sześciu miesiącach przyjęło wzmacniającą dawkę szczepionki. U młodszych ten wskaźnik jest o wiele niższy. Gdy ceny paliw i żywności podbijają inflację do poziomu, jakiego w USA nie widziano od 40 lat, ludzie najwyraźniej mają inne zmartwienia. Do wprowadzenia radykalnych kroków nie jest też skłonny Joe Biden. Prezydent odważnie wystartował w kampanii wyborczej dwa lata temu z hasłem bezwzględnej walki z pandemią. Nie dał się zastraszyć antyszczepionkowcom. A gdy już wprowadził się do Białego Domu, z godną podziwu konsekwencją realizował swój plan. W ten sposób Stany szybciej od Europy zdołały opanować zarazę.

Jednak z poparciem ledwie 39 proc. Biden ma ograniczony kapitał polityczny. Jego priorytetem jest utrzymanie poparcia Amerykanów dla szerokiego programu pomocy Ukrainie, a w dalszej kolejności ograniczenie strat demokratów w wyborach uzupełniających do Kongresu w listopadzie. Wprowadzenie obowiązku szczepień czy tym bardziej zamrożenie życia społecznego nie wchodzą więc w grę.

Jak sytuacja wygląda w Europie? Pech chciał, że podczas wizyty w Berlinie 18 maja amerykański sekretarz zdrowia Xavier Becerra odebrał pozytywny wynik testu na covid. Ale w ocenie Instytutu Roberta Kocha to raczej wyjątkowy przypadek. Prestiżowa instytucja jeszcze w grudniu podwyższyła stan alarmowy w Niemczech na widok szybko rozprzestrzeniającego się wariantu omikron. Ale teraz ponownie go obniżyła, bo jej zdaniem nie ma zbyt wielu ciężkich przypadków zachorowań czy zgonów.

Podobny nastrój panuje we Francji. 16 maja władze zniosły już jedną z ostatnich restrykcji sanitarnych: obowiązek noszenia maseczek w metrze, pociągach, samolotach. Minister zdrowia Olivier Véran co prawda nadal „zaleca" trzymanie się dawnych zasad, ale Francuzi, którzy poczuli znowu powiew wolności, nie zamierzają go słuchać.

W Wielkiej Brytanii, owszem, mówi się o zamrożeniu życia społecznego. Ale nie dziś, tylko o tym sprzed dwóch lat. Oto bowiem na jaw wyszły nowe zdjęcia pokazujące, jak Boris Johnson bawił się ze współpracownikami w siedzibie premiera, podczas gdy Brytyjczycy umierali w szpitalach w samotności, bo ich rodziny miały zakaz ich odwiedzania. Z tego może być wielki kryzys polityczny, ale nie mobilizacja do walki z pandemią.

A jednak nawet i w Europie, relatywnie dobrze zabezpieczonej przed zarazą, covid nie da o sobie zapomnieć. Oto okazuje się, że od 10 do 30 proc. pacjentów, którzy przeszli przez tę chorobę, po wielu miesiącach odczuwa wiele niepokojących symptomów. Boli ich głowa, czują się permanentnie zmęczeni, mają objawy depresji. U części stwierdzono zmiany w mózgu, niemożność koncentracji, nierówny rytm serca. Wszystko to na razie zebrano pod nowym terminem medycznym „długotrwałego covidu". Zaraza z Wuhanu dopiero zaczęła odkrywać przed nami wszystkie swoje sekrety.

Czytaj więcej

Rudiger von Fritsch: To, co dzieje się w Polsce, łamie moje serce

W cieniu konfliktu w Ukrainie własną wojnę prowadzi również Xi Jinping – z covidem. Z polecenia chińskiego przywódcy w minionym tygodniu ścisłą izolacją było objętych 41 regionów kraju zamieszkanych przez 290 mln osób. Zakazane Miasto w Pekinie stało się jak za cesarstwa rzeczywiście zakazane: aby powstrzymać rozprzestrzenianie się najnowszego wariantu omikron, turystom odebrano możliwość wstępu do największych atrakcji stolicy. W Szanghaju władze zaczęły sięgać do tak drastycznych metod, jak zamykanie przez służby porządkowe w środku nocy całych budynków i odsyłanie pod eskortą wszystkich mieszkańców do szpitala. Jak w latach 2020–2021 – wyjazd z wielu regionów stał się niemożliwy. Liczące nieraz kilkanaście milionów mieszkańców miasta znów zamarły.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi