Céline Sciamma. Reżyserka w ogniu

Pamięć jest czymś niezwykle płynnym. Co zachowuje? Co sama kreuje? Jak działa nasza wyobraźnia? Zwłaszcza w chwili stresu, traumy? Ludzki mózg jest tajemnicą. Podobnie jak serce – uważa Céline Sciamma, jedna z najbardziej interesujących europejskich reżyserek.

Aktualizacja: 20.05.2022 11:20 Publikacja: 20.05.2022 10:00

W nagrodzonej za scenariusz w Cannes „Małej mamie” Sciamma opowiada o miłości matki i córki

W nagrodzonej za scenariusz w Cannes „Małej mamie” Sciamma opowiada o miłości matki i córki

Foto: materiały prasowe

Nie możemy spotkać naszych matek jako dzieci, ale czasem warto sobie wyobrazić, jakie wtedy były – mówi mi reżyserka.

Jej film „Mała mama", który wchodzi właśnie na polskie ekrany, jest pełen delikatności uczuć. W pierwszych ujęciach ośmioletnia Nelly razem z matką porządkuje pokój w domu opieki, gdzie właśnie umarła jej babcia. Potem z rodzicami jedzie do domu babci w lesie. Tam właśnie rosła jej matka. I zachowała w pamięci wspomnienie brunatno-rudej jesieni, piękna, szałasu z gałęzi drzew, który budowała w lesie. Gdy rodzicielka nagle wyjeżdża, Nelly nieopodal domu spotyka dziewczynkę, która też robi dla siebie schronienie z gałęzi. I też – jak matka Nelly – ma na imię Miriam.

Sciamma bardzo subtelnie prowadzi tę grę wyobraźni. Dziewczynki są do siebie podobne, zaprzyjaźniają się, rodzi się między nimi silna więź.

– Pomysł był prosty. Chciałam opowiedzieć o spotkaniu małej dziewczynki i jej matki z czasów, gdy ona też była dzieckiem – mówi reżyserka i dodaje, że w czasach pandemii i zawirowań społeczno-politycznych rozmowa z dziećmi jest szczególnie ważna.

W „Małej mamie" stworzyła nowy sposób podróży w czasie. Co tu jest prawdą, a co fikcją?

– Nasze wspomnienia z dzieciństwa zwykle łączą się z wyobraźnią. Ja sama różne wydarzenia z tamtego najwcześniejszego okresu życia pamiętam bardzo wyraźnie. Ale zdaję sobie sprawę , że część tych „wspomnień" zbudowałam też dzięki zdjęciom, które zostały w rodzinnych zbiorach. Pamięć jest czymś niezwykle płynnym. Co zachowuje? Co sama kreuje? Jak działa nasza wyobraźnia? Zwłaszcza w chwili stresu, traumy? Ludzki mózg jest tajemnicą. Podobnie jak serce. Nie to serce, które się leczy i przeszczepia, tylko to symboliczne, odpowiadające za nasze uczucia.

Poczucie straty i żałoba po śmierci babci w umyśle małej Nelly ze strachem o najbliższą osobę – matkę. Rodzą chęć innego na nią spojrzenia. Jaka była w dzieciństwie? O czym marzyła, czego się bała? Przyjaźń z „małą mamą" pozwoli dziecku zrozumieć tę starszą. Gdzieś w środku są przecież podobne... I bardzo sobie nawzajem potrzebne.

Sciamma nie ukrywa, że „Mała mama" jest dla niej filmem bardzo osobistym. Mówi mi:

– Dużo jest tu odniesień do mojego własnego dzieciństwa. Kręciliśmy w miejscowości, w której się wychowałam. Próbowałam złapać klimat świata, w jakim żyli moi dziadkowie. Jedni mieli dom, drudzy mieszkanie, ale starałam się oddać coś z atmosfery obu tamtych miejsc.

W jednej ze scen dorosła Marianne znajduje swoje zeszyty ze szkoły, przechowywane przez matkę. W tej scenie „zagrały" prawdziwe notatniki Sciammy z szóstej klasy.

Opowiada, że kiedyś, czekając na przygotowanie planu, usłyszała za sobą odgłos kroków swojej babci ze strony matki, Marie-Paule Chiron. Bardzo specyficzny, bo babcia kulała. Chodząc, opierała się na lasce ze srebrną główką. Ale wtedy Marie-Paule nie żyła już od sześciu lat. W rzeczywistości Sciamma usłyszała kroki aktorki Margot Abascal, która grała postać wzorowaną na babci i na planie nosiła ten sam rodzaj butów korekcyjnych. Jednak na Céline zrobiło to duże wrażenie.

– Doświadczyłam czegoś w rodzaju międzypokoleniowego zawrotu głowy, rozmycia przeszłości i teraźniejszości, fikcji i rzeczywistości – mówi.

Czytaj więcej

Dénes Nagy: Węgrzy Równali z ziemią ukraińskie wsie

Odkrywanie seksualności

Jest Francuzką, urodziła się 12 listopada 1978 r. w Pontoise, miasteczku, które zaczęło rosnąć pod Paryżem w latach powojennych, nie miało więc w pamięci traum, za to szczyciło się pomnikiem Don Kichota stojącym przed budynkiem prefektury. Rodziny matki i ojca przyszłej reżyserki pochodziły z dwóch różnych światów. Babcia Marie-Paule miała pięć lat, gdy jej ojciec zginął pod Verdun. 28, gdy wybuchła druga wojna światowa, a jej wioska została zajęta przez Niemców. Przodkowie ze strony ojca byli włoskimi Żydami – stąd nazwisko Sciamma. Mieszkali na przedmieściu Kairu Heliopolis, a babcia Carla miała szczęśliwe, pogodne dzieciństwo. Rodzina przeniosła się do Francji w latach 50. XX wieku. Carla kochała kino, była dumna z wnuczki-reżyserki. Bardzo długo żyła, jeszcze w ubiegłym roku zdążyła podczas Berlinale obejrzeć online „Małą mamę". Zmarła niespełna trzy miesiące później, tuż przed wejściem filmu na ekrany.

Céline była najstarszym z trójki dzieci Sciammów. Ma o trzy lata młodszą siostrę Isabelle i siedem lat młodszego brata Laurenta. Kiedy Céline miała dziesięć lat, jej ojciec, specjalista od sztucznej inteligencji, dostał pracę w Singapurze. Spędzili tam dwa lata, po powrocie do Francji znów zamieszkali w Cergy-Pontoise.

Jako 15-latka Sciamma nakręciła swój pierwszy „prawdziwy" horror, w którym jej siostra Isabelle, doprowadzona do ostateczności, skakała z balkonu. Sciamma studiowała literaturę, a potem trafiła do paryskiej szkoły filmowej La Femis. Zadebiutowała w 2007 r. „Liliami wodnymi" – historią relacji trzech 15-latek odkrywających własną seksualność.

Młoda reżyserka sama przez taki proces przeszła. Mając 14 lat, przeżyła szok, gdy poszła na pokaz pływania synchronicznego. Najpierw pomyślała, że rozminęła się z powołaniem. Ten sport ją zachwycił, pomyślała, że mogłaby mu poświęcić całą młodość. Ale było za późno, bo treningi w tej dyscyplinie trzeba zaczynać we wczesnym dzieciństwie. Druga konstatacja była znacznie poważniejsza. Céline zdała sobie sprawę, że dreszcz przechodzi ją na widok pięknych, wysportowanych ciał dziewczyn.

– To wtedy pomyślałam po raz pierwszy, że podobają mi się kobiety – wyznaje Sciamma.

Jej orientacja seksualna ma wpływ na jej widzenie świata i na jej twórczość. Już podczas studiów w Nanterre weszła w skład grupy LGBT, która walczyła o prawa dla związków jednopłciowych. Często też można ją było spotkać w słynnym wówczas lesbijskim klubie „Le pulp".

I po „Liliach wodnych" temat poszukiwania tożsamości i uczuć wyłamujących się z ogólnie przyjętych norm powracał u tej reżyserki stale. Laurie, dziesięcioletnia bohaterka „Chłopczycy", też borykała się z własną płcią. Po przeprowadzce do innej dzielnicy w zabawach z dziećmi prezentowała się jako chłopiec Michael. Dzieci z jej otoczenia nie wiedziały, że jest dziewczynką. Rodzice nie wiedzieli, że czuje się chłopcem. Sciamma w 2011 r. opowiedziała o tym, o czym wtedy jeszcze bardzo głośno się nie mówiło.

Trzy lata później w „Dziewczynach z bandy" Sciamma obserwowała dojrzewanie czarnoskórej nastolatki z biednego, paryskiego przedmieścia. Niektórzy krytycy zaczęli ją klasyfikować jako twórczynię filmów o dorastaniu. Tyle że nie były to opowieści „młodzieżowe". Niepokoje młodych ludzi usiłujących dowiedzieć się, kim są, zostały tu rzucone na społeczne tło – nieprzyjazne i represyjne. I znów warto podkreślić, że Sciamma pokonała w tej produkcji jeszcze jedno tabu: zrobiła film, w którym występują niemal wyłącznie aktorzy czarnoskórzy. Nawet we Francji, gdzie jest wysoki procent czarnoskórej populacji, było to wówczas posunięcie nowatorskie.

Jej trzy pierwsze fabuły krytycy łączą czasem w tryptyk.

– Dlaczego tak często wykorzystuje pani w swoim kinie perspektywę dziecka lub nastolatki? – pytam Sciammę.

– Bo jest ciekawa – odpowiada. – Oczywiście można ją potraktować w różny sposób. Inaczej robi się to na przykład w Hollywood i u nas, we Francji. W amerykańskich filmach o dojrzewaniu nastolatkowie często żyją w swoim świecie jak w bańce, w Europie jest inaczej. We Francji od czasów filmu „Czterystu batów", który wyreżyserował François Truffaut, dzieci zmagają się ze światem dorosłych, próbując z niego uciec lub się do niego dopasować. W moich pierwszych trzech filmach próbowałem połączyć dwa rodzaje tradycji – mówi.

W swoim kolejnym filmie uciekła od spojrzenia dziecka, od Francji i od współczesności. „Portret kobiety w ogniu" to wycyzelowana artystycznie, przepiękna wizualnie kostiumowa opowieść o dwóch młodych kobietach żyjących w społeczeństwie niegotowym na to, by zaakceptować ich prawo do wolnego wyboru drogi życiowej. Tym razem Sciamma przeniosła się do Bretanii i schowała w drugiej połowie XVIII wieku. A jednak duch jej twórczości także w tym filmie pozostał.

Bohaterka, Marianne, jest artystką, która zostaje zaangażowana do namalowania portretu Heloise – panny z arystokratycznego domu mającej wkrótce wyjść za mąż za Włocha, którego nawet nie zna. Młode kobiety zbliżają się do siebie, rodzi się między nimi uczucie, najpierw kruche i zawstydzone, potem coraz bardziej gwałtowne, pełne namiętności. Ale przecież z góry skazane na klęskę, mogące stać się tylko wspomnieniem, które obie będą przez lata pielęgnować.

Sciamma potrafi tworzyć na ekranie magię. W jej niespiesznym, pełnym długich ujęć filmie ważne są drobne gesty, spojrzenia, ukryte w oczach przeświadczenie, że bunt nie ma sensu. Bo nic nie jest w stanie zmienić dusznego systemu opartego na dyskryminacji i wykluczaniu ludzi, na sztywnych zasadach, braku tolerancji i szacunku dla inności. Ale jednak coś zostanie głęboko w sercu. I wiemy, że kiedyś wybuchnie. Jak nie w tym, to w następnych pokoleniach. Sama Sciamma dziś mówi otwarcie: „Jestem lesbijką". I nie ukrywa, że przez wiele lat związana była z bohaterką jej „Lilii wodnych" Adèle Haenel. Ale też przyznaje, że musiała przejść niełatwą drogę, która doprowadziła ją do coming outu i do innego spojrzenia na mniejszości.

Liczy się widz

Dziś Sciamma osiągnęła już ten stopień poczucia bezpieczeństwa i samoakceptacji, że w „Małej mamie" o nic zażarcie nie walczy. Opowiada o relacji matki i dziecka, o tęsknotach, konfliktach, miłości, o tym wszystkim, co najbardziej uniwersalne. Odbywa podróż w czasie i przestrzeni. W wyobraźni bohaterów i widzów. Opowiada częściowo o swojej rodzinie, ale nie sytuuje wszystkich i wszystkiego dokładnie. Ważne są tylko uczucia.

– Zawsze liczę na współpracę z widzem – mówi reżyserka. – Mam nadzieję, że stanie się on niemal współtwórcą filmu. W „Małej mamie" specjalnie nie chciałam dawać zbyt wielu wskazówek, kim są ludzie, o których opowiadam. Bo to jest o nas wszystkich.

Piękny hołd dla dzieciństwa, kiedy matka jest najważniejsza. Sciamma najdelikatniej jak można przypomina, że każdy z nas, gdzieś głęboko, nosi w sobie to dziecko, które było czyste i piękne.

Bardzo ciekawe, w którą stronę Céline Sciamma teraz pójdzie. Kiedy o to pytam, mówi:

– Nie wiem jeszcze, jaka będzie następna historia, którą opowiem. Moje filmy nie rodzą się na kamieniu. Bardzo długo szukam inspiracji, potem jeszcze dłużej piszę. „Portret kobiety w ogniu" przygotowywałam pięć lat. „Moją mamę" jeszcze dłużej. Myślę, obserwuje, żyję. I przyznaję, że mam już kilka pomysłów.

Dziennikarzowi „New Yorkera" Sciamma pokazała kiedyś swoje szkolne zeszyty przechomikowane przez babcię. W jednym z nich była historia o zagubionym białym psie, który marzy o ciepłym domu, w którym ktoś by go pokochał. Pies spotyka wiele postaci z sąsiedztwa i pyta, czy chcą dobrego białego psa na Boże Narodzenie. Wszyscy odmawiają. Nauczycielka kazała dzieciom napisać zakończenie tej historii. Siedmioletnia Céline napisała tylko jedno zdanie: „Kurczak oferuje mu swoje gniazdo, a on mówi: »tak«". „To jest zakończenie, którego pragnę w każdej historii" – powiedziała Sciamma zaprzyjaźnionemu krytykowi – „Chcę swojego kurczaka".

Na razie jednak akceptuje to, co niesie jej życie. Czeka na kurczaka spokojnie. I koncentruje się na pracy.

– Robię filmy, bo lubię je robić – przyznaje. – Bo kocham życie, które prowadzę, robiąc filmy. To nie jest coś w stylu: „Och, robię filmy, więc nie mam żony". Robię filmy po to, żeby podróżować, poznawać ludzi, spotkać miłość, opowiadać historie, jakie są dla mnie ważne. To moje życie.

Czytaj więcej

Życie nie jest bajką

Kino kobiece

Kariera Céline Sciammy idealnie wpisuje się w trendy dzisiejszego kina, gdzie trwa czas budzenia się kobiet-reżyserek. W ostatnim roku to one zgarnęły wszystkie główne nagrody na wielkich festiwalach filmowych. Trzy miesiące temu Złoty Niedźwiedź zaryczał dla Carly Simon, która w Berlinie pokazała film „Alcarràs". Julia Ducournau odebrała canneńską Złotą Palmę za „Titane", zaledwie jako druga kobieta w historii tej imprezy. Audrey Diwan wyjechała z Wenecji ze Złotym Lwem za „Zdarzenie". Także Oscary dla najlepszego filmu w ostatnich dwóch latach zgarnęły dzieła reżyserek – „Nomadland" Chloé Zhao w 2021 r. oraz „CODA" Sian Heder w tym roku. Ostatnią Europejską Nagrodę Filmową też zdobyła kobieta – Jasmila Žbanić za „Aidę". Nie mówiąc już o tym, że prezydentką Europejskiej Akademii Filmowej została Agnieszka Holland.

Kino kobiece? Nawet wiele lat temu na takie określenia oburzała się jedna z nielicznych w tamtym czasie reżyserek Barbara Sass-Zdort, wszelkie dywagacje ucinając: „Kino nie jest kobiece czy męskie, jest dobre albo złe". Fakt jednak pozostaje faktem, że dzisiaj, także dzięki ruchom #metoo, coraz więcej kobiet staje za kamerą i coraz bardziej ich praca jest dostrzegana. Nawet tam, gdzie wydaje się to niemal niemożliwe. Jak choćby w żydowskim ortodoksyjnym środowisku, gdzie Rama Burshtein po podchowaniu dzieci stanęła za kamerą, by mówić o próbie znalezienia ukojenia we współczesnym świecie i wyznaczenia drogi, na której można zdobyć wolność, zachowując podstawowe wartości.

Artystki krytycznie przyglądają się światu. Robią mocne filmy. Szukają nowego spojrzenia na historyczne traumy, jakie przeżyły społeczeństwa pod różnymi szerokościami geograficznymi w XX wieku i jakie przeżywają do dziś. Często patrzą na dzieje z perspektywy jednostek, zdarza się, że opowiadają o losach własnych rodzin i znajomych. Mężczyźni pokazują na ekranie wojnę, kobiety częściej opowiadają o cenie, jaką płacą za nią zwyczajni ludzie, jak choćby 12 lat temu Kathryn Bigelow w fenomenalnym „Hurt Locker. W pułapce wojny", która dostrzegła, jak wojna wbija się w DNA i każe wciąż szukać adrenaliny w niebezpiecznym życiu. Jak Jasmila Žbanić w poruszającej „Grbavicy" o matce wychowującej dziecko z wojennego gwałtu czy w „Aidzie" o ludobójstwie w Srebrenicy. Jak Aida Begić w „Dzieciach Sarajewa".

Ale też umieją przyglądać się społeczeństwom i z ogromną wrażliwością opowiadać o uczuciach. Jak ostatnio wiele artystek, coraz bardziej zauważanych dzięki ruchom #metoo, a wśród nich Jane Campion, która zachwyciła widzów „Psimi pazurami" – skomplikowanym portretem świata tonącego w maczyźmie. W jej kinie pojawia się na ekranie magia. Magiczne kino pokazuje też Céline Sciamma. Dziś już reżyserka z europejskiego topu. Warto czekać na każdy jej kolejny film.

Czytaj więcej

Jane Campion w drodze po Oscary

Celine Sciamma (1978 roku)

Laureatka La Femis, prestiżowej francuskiej szkoły filmowej. Jej debiut „Lilie wodne" otrzymał aż trzy nominacje do Cezara. Film „Tomboy" miał premierę podczas 61. Festiwalu Filmowego w Berlinie. "Girlhood" pokazywano w Cannes, Toronto i Sundance. Za „Portret kobiety w ogniu" otrzymała Złotą Palmę za najlepszy scenariusz w 2019 r. „Mała mama" otrzymała Nagrodę Publiczności w San Sebastian i Stowarzyszenie Krytyków Filmowych z Chicago (CFCA) za najlepszy film zagraniczny

Nie możemy spotkać naszych matek jako dzieci, ale czasem warto sobie wyobrazić, jakie wtedy były – mówi mi reżyserka.

Jej film „Mała mama", który wchodzi właśnie na polskie ekrany, jest pełen delikatności uczuć. W pierwszych ujęciach ośmioletnia Nelly razem z matką porządkuje pokój w domu opieki, gdzie właśnie umarła jej babcia. Potem z rodzicami jedzie do domu babci w lesie. Tam właśnie rosła jej matka. I zachowała w pamięci wspomnienie brunatno-rudej jesieni, piękna, szałasu z gałęzi drzew, który budowała w lesie. Gdy rodzicielka nagle wyjeżdża, Nelly nieopodal domu spotyka dziewczynkę, która też robi dla siebie schronienie z gałęzi. I też – jak matka Nelly – ma na imię Miriam.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS