Dobry kryminał nie powtarza błędów

Pierwszy sezon serialu „Młody Wallander" nie oczarował widzów. Najczęściej zarzucano twórcom, że produkcja ma niewiele wspólnego z literackim oryginałem. Showrunnerzy, czyli twórcy serialu odpowiedzialni za jego produkcję i efekt końcowy, przenieśli akcję w czasy współczesne, a do tego odmłodzili głównego bohatera i zmienili wiele cech jego charakteru. Gdyby nazywał się inaczej, nikt nawet nie podejrzewałby, że ma cokolwiek wspólnego ze słynnym detektywem z powieści Henninga Mankella.

Publikacja: 22.04.2022 17:00

Dobry kryminał nie powtarza błędów

Foto: materiały prasowe

Sezon drugi niewiele w tej kwestii zmienił. Kurt Wallander wciąż jest człowiekiem ćwierć wieku młodszym niż w książkach. Siłą rzeczy stawia dopiero pierwsze kroki w zawodzie, poznaje jego tajniki, uczy się „czytać" ludzi. Ma już pewne doświadczenie, posiada też swoich informatorów, ale wciąż trudno go nazywać policyjnym wygą. Pewnie dlatego nadrabia dociekliwością, poświęceniem i zaangażowaniem. Pracuje właściwie bez przerwy, do domu wraca tylko po to, by się przespać z dziewczyną. No i, podobnie jak wszyscy w szwedzkim Malmö, mówi wyłącznie po angielsku. Do takiej wizji twórców trzeba się po prostu przyzwyczaić.

Czytaj więcej

Nie oceniać mumii po pozorach

Jednocześnie drugi sezon jest o wiele lepszy od pierwszego. Wallander próbuje w nim rozwiązać zagadkę śmierci młodego mężczyzny, który przed laty wraz z bratem zabił swojego szkolnego trenera. Trafił wtedy do poprawczaka, a teraz – po wielu latach – zginął w ciasnym zaułku, potrącony przez rozpędzony samochód. To nie był przypadek. Ktoś chciał go zabić i dopiął swego. Tylko kto i dlaczego? Na szczęście na odpowiedź trzeba będzie poczekać.

Twórcy sprawnie manipulują widzem i, jak to w kryminałach bywa, podsuwają wiele tropów. Brat ofiary wyszedł z więzienia, zmienił tożsamość, przebywa w nieznanym policji miejscu. Jedyny świadek tragedii – młoda dziewczyna – w ogóle nie chce zeznawać, a jednocześnie ukrywa się przed Wallanderem. Mozolne śledztwo pozwoli odkryć tajemnice z przeszłości braci, do których wtedy nie udało się śledczym dotrzeć. Doprowadzi też do wzrostu napięcia pomiędzy Wallanderem a jego najlepszym przyjacielem, policjantem Rezą.

Czytaj więcej

Pomruki wirtualnego silnika

Do autorów serialu najwyraźniej dotarła krytyka, z jaką spotkał się pierwszy sezon. Tym razem historia bliższa jest powieściom. Nieco mroczniejsza, skupiona na śledztwie, a przy okazji bardziej dopracowana. Więcej uwagi poświęcono postaciom, ich wzajemnym relacjom, a mniej sprawom prywatnym, które są tu jedynie zasygnalizowane. To nietypowe rozwiązanie, gdyż większość współczesnych skandynawskich kryminałów stara się również zaglądać bohaterom do kuchni, choćby pobieżnie opowiadać o ich problemach rodzinnych. Tu właściwie tego nie ma.

Takich drobnych odstępstw od utartych schematów można się doszukać więcej. Partnerem Wallandera jest policjantka Frida Rask, która w przeszłości uczestniczyła w śledztwie dotyczącym morderstwa popełnionego przez ofiarę. Najwyraźniej popełniła błędy, czegoś wtedy nie dopatrzyła. Tym samym nie przypomina typowego dla kryminałów guru, który mógłby wesprzeć młodego policjanta swoją wiedzą. Frida jest zagubiona, może nawet winna, a już na pewno nie sposób wierzyć w jej czyste intencje. To ciekawa postać, która przypomina, że w śledztwie należy skupić się na dowodach, a nie przeczuciach wynikających z doświadczenia.

Czytaj więcej

Dwa uderzenia mieczem nie starczą

„Młody Wallander: Cierń zabójcy" daje nadzieję, że Netflix przemyśli strategię skupowania znanych marek i wykorzystywania ich w bardzo swobodny sposób. Pierwszy sezon rozczarował, bo nie był tym, czego się widzowie spodziewali. Podobnie ubiegłoroczna „Ratched" niewiele miała wspólnego z „Lotem nad kukułczym gniazdem", do którego się odwoływała. I też była za to krytykowana. Ostatnio jednak twórcy zaplanowanych na ten rok serialowych adaptacji – choćby „Sandmana", „Anatomii skandalu" czy „Prawnika z Lincolna" – często mówią o wierności oryginalnym historiom. To chyba właściwy kierunek.

„Młody Wallander: Cierń zabójcy", sezon 2, reż. Jens Jonsson, Mani Maserrat-Agah, dystr. Netflix

Sezon drugi niewiele w tej kwestii zmienił. Kurt Wallander wciąż jest człowiekiem ćwierć wieku młodszym niż w książkach. Siłą rzeczy stawia dopiero pierwsze kroki w zawodzie, poznaje jego tajniki, uczy się „czytać" ludzi. Ma już pewne doświadczenie, posiada też swoich informatorów, ale wciąż trudno go nazywać policyjnym wygą. Pewnie dlatego nadrabia dociekliwością, poświęceniem i zaangażowaniem. Pracuje właściwie bez przerwy, do domu wraca tylko po to, by się przespać z dziewczyną. No i, podobnie jak wszyscy w szwedzkim Malmö, mówi wyłącznie po angielsku. Do takiej wizji twórców trzeba się po prostu przyzwyczaić.

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Mistrzowie, którzy przyciągają tłumy. Najsłynniejsze bokserskie walki w historii
Plus Minus
„Król Warmii i Saturna” i „Przysłona”. Prześwietlona klisza pamięci
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Ryszard Ćwirlej: Odmłodziły mnie starocie
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Polityczna bezdomność katolików
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
teatr
Mięśniacy, cheerleaderki i wszyscy pozostali. Recenzja „Heathers” w Teatrze Syrena