Przeczytałam ten felieton redaktor naczelnej lubelskiego oddziału „Gazety Wyborczej" i zadumałam się nad kondycją emocjonalną kogoś, kogo w reklamie żywności razi informacja, że pochodzi ona z Polski. Od biedy zrozumiałabym, gdyby taką informację autorka uznała za nieistotną dla jej konsumenckich wyborów, ale że razi? Chyba tylko kogoś, kto ma poważny problem z polskością i wzdraga się na samo słowo.
Czytaj więcej
Zbigniew Ziobro: „Tutaj nie chodzi o sprawiedliwość i prawo, lecz o nękanie i inwigilację. To są metody wzięte rodem z reżimu Łukaszenki. Nie do pomyślenia jest to, że ktoś ma odwagę formułować takie wnioski".
Nie żeby mnie to zresztą dziwiło w gazecie, która swego czasu opublikowała felieton „Patriotyzm jest jak rasizm", w którym autor przekonywał, że patriotyzm to zbędna pozostałość po czasach, gdy „hordy plemienne walczyły o terytorium, żywność i kobiety" i że w obecnej rzeczywistości taka postawa nie ma żadnego uzasadnienia moralnego. Patriotyzm żadnego moralnego uzasadnienia mieć nie musi, ale przypomnę, że to właśnie on daje Ukraińcom siłę na drugi miesiąc walki w wojnie, która miała trwać trzy dni. Żadnego innego dowodu z pożytków zeń płynących nie potrzebuję.
Patriotyzm żadnego moralnego uzasadnienia mieć nie musi, ale przypomnę, że to właśnie on daje Ukraińcom siłę na drugi miesiąc walki w wojnie, która miała trwać trzy dni.
Wracając do nieszczęsnych jabłek, które tak panią redaktor irytują swoją przaśną polskością. Jest w tym wywodzie coś bardzo smutnego, bo alergia na polskość pozbawiła panią redaktor zdolności racjonalnego myślenia w kategoriach własnego interesu – tego indywidualnego i tego wynikającego z bycia częścią wspólnoty. Kupowanie polskich produktów jest przecież racjonalne i ma więcej wspólnego z egoistycznym interesem kupca niż z jego patriotyzmem. Bo jeśli dam zarobić sąsiadowi, to jego podatki sfinansują wspólną autostradę, a moje nie będą musiały iść na zasiłek dla niego. Na tym polega odpowiedzialna wspólnota i w takie emocje ma trafiać, na skutek czego wszyscy wygrywamy.