Jan Maciejewski: Lewis i Tolkien - świadkowie stworzenia

Podobno zgodne zeznania dwóch świadków są przeważającym dowodem dla każdego sądu. Przyjmijmy tę metodę, tyleż staroświecką, co wiarygodną, i przyznajmy to wreszcie otwarcie: na początku była pieśń. Zeznania obu potwierdzających tę wersję naocznych świadków zdarzenia zgadzają się w tym jednym miejscu, choć różnią co do detali. Ale zgodnie z regułami sztuki kryminalistycznej – tym bardziej powinniśmy im wierzyć. To oznacza, że nie doszło po drodze do żadnego mataczenia, wezwani przed sąd nie próbowali przed rozprawą uzgadniać między sobą wspólnej wersji. Opowiedzieli tylko o tym, co zobaczyli i usłyszeli. Jeśli sedno jest to samo, to każda poboczna różnica, odbiegająca od siebie okoliczność, tylko je potwierdza.

Publikacja: 08.04.2022 17:00

Jan Maciejewski: Lewis i Tolkien - świadkowie stworzenia

Foto: Fotorzepa, Robert Gardzinski

C. S. Lewis i J. R. R. Tolkien byli świadkami nie byle czego, bo stworzenia świata. I to dwóch najlepszych spośród wszystkich światów – Narnii i Śródziemia. Słucham, panie prokuratorze, jaki sprzeciw? Tylko takie historie, opowieści dla mniejszych i większych dzieci, bez żadnej wartości dowodowej? Bzdura, sprzeciw oddalony. Każda opowieść jest podróżą do nowego lądu, a pisarz to tylko pionier. Wytycza szlak, rysuje mapy, przedziera się przez nieznane ścieżki. One już tam były, od zawsze czekały, aż ktoś wreszcie postawi na nich stopę. Pisarze nie są tymi, którzy mówią, czy mają coś specjalnego do powiedzenia. Nawet lepiej, kiedy tak nie jest. Oni są tylko tymi, którzy potrafią słuchać. Pierwszymi spośród słyszących jakąś opowieść, wezwanymi do tego, żeby przekazać ją dalej. Im więcej w nich pokory świadka, a mniej pychy sędziego, tym lepiej sprawują się w swoim fachu.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Siła bezsilnych

Lewis i Tolkien byli świadkami stworzenia, dzięki temu właśnie, że potrafili słuchać. Pierwszy zobaczył Aslana kroczącego przez pustkę i ciemność, ze śpiewem na paszczy i życiem za plecami. Przed nim było nic, za nim – nowy świat. A pośrodku, między nicością a rzeczywistością, a więc w tym momencie, który zwykliśmy nazywać początkiem, była pieśń. Śpiew lwa – warknięcia harmonii, ryk melodii. Tolkien natomiast zobaczył Eru, Jedynego, na obszarze Ardy nazywanego Iluvatarem, podczas wspólnego muzykowania z Ainurami, Istotami Świętymi. Jam session stworzenia: Jedyny podawał im temat, a oni go rozwijali. Głosy Ainurów na podobieństwo harf i lutni, fletów i trąb, wiol i organów wypełniły przestrzeń. Muzyka i echa Muzyki rozległy się w Pustce. Aż przestała być pustką. I tak, za sprawą pieśni, stał się Początek.

Lewis i Tolkien byli świadkami stworzenia, dzięki temu właśnie, że potrafili słuchać. Pierwszy zobaczył Aslana kroczącego przez pustkę i ciemność, ze śpiewem na paszczy i życiem za plecami. Przed nim było nic, za nim – nowy świat.

Słuchanie zakłada posłuszeństwo; kto podczas wykonywania utworu zacznie gadać i dodawać coś od siebie, zostanie szybko wyproszony z sali. Na własną zgubę. Świat zaczął schodzić na psy, kiedy pieśniarze zostali zastąpieni przez mówców. Papier wszystko przyjmie, nie ma takiej blagi ani kłamstwa, które nie mogłoby zostać zapisane i wypowiedziane. Muzyka z kolei świadczy o każdym najmniejszym złamaniu zasad harmonii. Fałszywy dźwięk to kłamstwo napiętnowane – nieprawda w całej swojej ohydzie. Czy może być lepszy dowód, że istnieje tak naprawdę jedna pieśń, jedna – choć niewyobrażalnie złożona, a jednocześnie prosta jak dziecinna kołysanka – reguła?

Czytaj więcej

Polityka bez pamięci, ziemia bez właściciela

Jeśli na początku była pieśń, to nigdy nie umilknie, choćby jako echo. I jest wszędzie, i każdy fragment rzeczywistości to któryś z jej akordów. Obserwowanie świata, dochodzenie do prawdy o tym, co się wokół nas dzieje – zadanie trudniejsze dzisiaj niż kiedykolwiek wcześniej – wymaga cholernie dobrego ucha. Ucha, które byłoby zdolne ogłuchnąć na panujący wokół szum. Wychwytującego skrawki melodii, pojedyncze takty prawdy. A gdyby tak zamiast radia i podcastów słuchać tylko symfonii i motetów? Czy to aby na pewno eskapizm? A może wręcz przeciwnie – powrót do rzeczywistości. Bliższego echa tej pieśni, od której wszystko się zaczęło i wokół niej wirować będzie aż do końca. Czy naprawdę trzeba ufać szumowi newsów i trzaskom kolejnych emocjonalnych uniesień? Czy zamiast tego nie można być posłusznym melodii? Biorę na świadków Tolkiena i Lewisa. Można.

C. S. Lewis i J. R. R. Tolkien byli świadkami nie byle czego, bo stworzenia świata. I to dwóch najlepszych spośród wszystkich światów – Narnii i Śródziemia. Słucham, panie prokuratorze, jaki sprzeciw? Tylko takie historie, opowieści dla mniejszych i większych dzieci, bez żadnej wartości dowodowej? Bzdura, sprzeciw oddalony. Każda opowieść jest podróżą do nowego lądu, a pisarz to tylko pionier. Wytycza szlak, rysuje mapy, przedziera się przez nieznane ścieżki. One już tam były, od zawsze czekały, aż ktoś wreszcie postawi na nich stopę. Pisarze nie są tymi, którzy mówią, czy mają coś specjalnego do powiedzenia. Nawet lepiej, kiedy tak nie jest. Oni są tylko tymi, którzy potrafią słuchać. Pierwszymi spośród słyszących jakąś opowieść, wezwanymi do tego, żeby przekazać ją dalej. Im więcej w nich pokory świadka, a mniej pychy sędziego, tym lepiej sprawują się w swoim fachu.

Pozostało 80% artykułu
Plus Minus
Mistrzowie, którzy przyciągają tłumy. Najsłynniejsze bokserskie walki w historii
Plus Minus
„Król Warmii i Saturna” i „Przysłona”. Prześwietlona klisza pamięci
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Ryszard Ćwirlej: Odmłodziły mnie starocie
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Polityczna bezdomność katolików
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
teatr
Mięśniacy, cheerleaderki i wszyscy pozostali. Recenzja „Heathers” w Teatrze Syrena