Na naszych oczach rodzi się naród

Czemu wśród osób rządzących w Warszawie nie narodziło się podejrzenie, że Orbán jest wierniejszy nie względem nich, lecz swojego nauczyciela w Moskwie, i że nie tyle reprezentuje interesy Warszawy w Moskwie, ile odwrotnie – Moskwy w Warszawie?

Publikacja: 25.03.2022 17:00

Musimy się wstydzić za to, że orbanowski, autokratyczny system od dekady stoi po stronie Putina – pi

Musimy się wstydzić za to, że orbanowski, autokratyczny system od dekady stoi po stronie Putina – pisze Laszlo Lengyel. Wątpliwości co do kierunku, w którym zmierza kraj, mieli też protestujący podczas marszu wolności zorganizowanego przez Fidesz w Budapeszcie 15 marca, wznosząc transparenty z pytaniem „Putin czy Europa?”

Foto: Bloomberg/Getty Images, Akos Stiller

Drogi Laci,

Kiedy u nas Prawo i Sprawiedliwość (PiS) doszło do władzy, prawdziwy wódz tego politycznego obozu Jarosław Kaczyński osobiście wołał do zebranych tłumów: „Będzie tu jeszcze w Warszawie – Budapeszt!". Potem natomiast rządząca w Polsce polityczna elita to u Was, nad Dunajem szukała rozwiązań i nowych programów. To tam znajdowała się ta studnia, z której stale czerpano nieliberalne pomysły i rozwiązania. Aż doszło nawet do swego rodzaju pielgrzymek zmierzających w kierunku Viktora Orbána.

Tak narodziła się oś Budapeszt–Warszawa, którą później węgierski premier, gdy już przeniósł siedzibę do dawnego klasztoru, przy wsparciu Marine Le Pen, Érica Zemmoura, Matteo Salviniego czy Mateusza Morawieckiego próbował zamienić w sojusz karmelicki. Raz spotkali się w Warszawie, potem przy większym nagłośnieniu w Madrycie. Wyglądało na to, że rodzi się nowy europejski nurt, że mamy do czynienia z poważnym eurosceptycznym ugrupowaniem, o czym głośno mówiono w Brukseli i innych europejskich stolicach.

I wtedy przyszła agresja Putina, uderzenie w niepodległą Ukrainę. Rozpoczęła się nowa, brutalna wojna, pełna ofiar i uchodźców. Wkroczyliśmy w nowy historyczny etap, albowiem natychmiast stało się jasne: 24 lutego br., od momentu wybuchu wojny z Ukrainą mamy nowy rozdział w polityce światowej, a nie tylko w naszych stosunkach z Rosją czy Ukrainą.

Sytuacja zmienia się z dnia na dzień, ponieważ – jak doskonale wiemy z historii – wojnę łatwo wszcząć, ale później znacznie trudniej ją kontrolować. Po tej dacie u nas w Polsce doszło do całej serii wydarzeń, do tego momentu wprost niewyobrażalnych. Pojawili się na naszej ziemi nowi amerykańscy żołnierze, doszło do wizyt najważniejszych amerykańskich polityków – szefa dyplomacji, Pentagonu, a nawet pani wiceprezydent. A na dodatek po latach przerwy odrodził się Trójkąt Weimarski, czyli współpraca Paryż–Berlin–Warszawa.

Ale co najważniejsze, cud nad cudami, powróciła na polską ziemię Solidarność – tym razem z ludem ukraińskim i nadchodzącymi tłumami. Albowiem w ciągu trzech tygodni od wybuchu wojny przybyło do nas niemal dwukrotnie więcej uchodźców niż do całej Europy podczas poprzedniej wielkiej fali w 2015 roku. W chwili, gdy piszę, jest już u nas ponad 2 mln ukraińskich uchodźców, głównie kobiet i dzieci, co z uwagą – i z ogromną sympatią – śledzone jest przez światowe media. Do kiedy wytrwamy? Trudno powiedzieć. Albowiem gdy wojna się przedłuży, to musimy się liczyć z kolejnym milionem albo dwoma, a wtedy trzeba będzie mówić o innej sytuacji.

Czytaj więcej

Orbán. Koniec bajki?

Przekroczona granica

Jedno jest jasne: żyjemy w nowym świecie, tyle że nie wiemy, co będzie jutro – i co nas jeszcze czeka (że chcielibyśmy pokoju, to oczywiste, ale on niestety nie od nas zależy).

I oto wówczas, gdy za naszymi wschodnimi granicami rozpętało się piekło, cała elita polityczna w Polsce znowu zaczęła mówić o Budapeszcie, a konkretniej o dziwnych zachowaniach Viktora Orbána. Albowiem stanął on przy Putinie, ponad Ukraińcami.

To nie węgierska kampania wyborcza, nie Péter Márki-Zay i Zjednoczona Opozycja trafiła przed polskie zwierciadło, lecz słowa węgierskiego premiera. Na przykład te: „W interesie Węgier leży, by nie angażować się w konflikt zbrojny w sąsiedztwie u naszych granic". Nie podobały się też słowa: „To tylko nasza sprawa, nasz problem, nasze nieszczęście – i to my sami musimy z tego wyjść. Węgrzy zrobią to sami". I wreszcie jednoznaczne, powtórzone stwierdzenie: „Węgry nie mogą angażować się w ten konflikt".

Tego było za dużo nawet dla polskiej prawicy. Teraz już nie tylko ugrupowania liberalne czy lewicowe, ale część politycznej prawej strony zaczęła wypowiadać opinie dotąd nieznane: z Orbánem nie można już dalej iść razem, on nie jest już naszym sojusznikiem. My tutaj walczymy, pomagamy, ostro oceniamy Rosjan i osobiście Putina, a on tymczasem jedzie na Kreml i pije tam szampana, a potem waha się, wypowiada niejednoznacznie, wyczekuje i w warunkach wojny poszukuje strategicznego spokoju. Dla niego najwyraźniej liczy się tylko Ruś Zakarpacka i tamtejsi Węgrzy, jak mówił w radiu Kossuth podczas cotygodniowej audycji, a nie dalszy los Ukrainy. Co więcej, nie przyłącza się do zachodnich sankcji, a te wymierzone w surowce energetyczne, czyli gaz i ropę, po prostu wyklucza.

Jak dotąd ani Jarosław Kaczyński, ani czołowi politycy PiS nie wypowiedzieli się na temat dziwnego zachowania węgierskiego premiera ani słowem. Nie reagują też na ostre w tonie krytyki Orbána w polskich i zachodnich mediach. Ale widać jasno, iż specyficzna postawa Orbána znalazła się na porządku dziennym.

Jest już jasne, że takie słowa i takie zachowanie nie znajduje zrozumienia także nad brzegami Wisły, nawet po prawej stronie politycznej sceny. O tym, jak bardzo zmieniła się sytuacja, tylko jeden przykład. Nie doszło w tym roku do masowego wyjazdu do Budapesztu w dniu węgierskiego święta narodowego 15 marca i po latach przerwy spowodowanej pandemią ponownego wsparcia Orbána i Fideszu przez polskich politycznych pielgrzymów. Zamiast do stolicy Węgier, te same pociągi i autobusy udały się nad granicę polsko-ukraińską.

Wschód czy Zachód? Orbán czy Europa?

Co się z tobą stało?" – pytał János Bródy, z czego diva węgierskiej piosenki Zsuzsa Koncz uczyniła wielki przebój. Dzisiaj to samo pytanie stawia polska elita polityczna. Dokąd idziesz, Viktorze? Dlaczego tak postępujesz? Czemu pozostajesz zwolennikiem Putina w czasie, gdy cały Zachód zjednoczył się i ostro potępia agresję Rosjan i Putina? Polacy są zaskoczeni i pytają, nawet mnie: Czy warto nadal trzymać z Orbánem? Czy przysłowie „Polak – Węgier dwa bratanki..." nadal obowiązuje?

Naturalnie, tak jak na Węgrzech, tak i Polsce nie ma politycznej jedności. Niestety, jesteśmy mocno podzieleni. Dlatego zapewne nie wszyscy u nas zgodzą się ze słowami lidera opozycji Pétera Márki-Zaya, który ostro napisał na Twitterze: „Przyjaciel Viktora Orbána uderza rakietami w przedszkola. Przyjaciel Viktora Orbána bombarduje szpitale. Zdecydujmy wreszcie: wojna czy pokój? Wschód czy Zachód? Orbán czy Europa? 3 kwietnia to będzie najważniejsza stawka".

Widzimy, że rząd węgierski nie popiera sankcji wobec Rosji, podobnie jak nie opowiada się za przyspieszoną ścieżką wstępowania Ukrainy do UE. Opowiada się natomiast za utrzymaniem umów gazowych z Rosją oraz ścisłą neutralnością wojskową. To nie podoba się w USA, w Europie i w Warszawie też. Ponownie zjednoczony Zachód nie zgadza się na utrzymywanie teraz bliskich stosunków z Moskwą.

To jest właśnie stawka w Waszych kwietniowych wyborach. Czekamy na ten wybór. Kto zwycięży: raz jeszcze Zachód czy jednak rosnący w siłę Wschód? Wiele od Was zależy, podobnie jak od od Francuzów w przyszłym miesiącu. Żyjemy bowiem w nowym, wojennym świecie. Nie wiemy jeszcze, jaki będzie nowy świat i system europejski po wojnie i po Putinie. Jednakże nadchodzące wybory na Węgrzech i ich wynik z całą pewnością będą jednym z istotnych czynników w kształtowaniu nowego ładu.

—Bogdan Góralczyk

Drogi Bogdanie,

W tych historycznych chwilach na Ukrainie los ponownie stawia Polaków i Węgrów naprzeciw rosyjskiego despotyzmu. Nasze narody dowiedziały się, jak to jest, gdy trzeba walczyć o wolność i niepodległość przeciw rosyjskiej presji. Nasza tożsamość narodziła się w tych walkach, podobnie jak dzisiaj ukraińska. My, Węgrzy, w latach 1848–1849 i w 1956 r. w tej walce o wolność zrozumieliśmy, co znaczy być Węgrem, podobnie jak dowiadują się tego Ukraińcy w walkach na terenie swoich wsi i miast w roku 2022. Na naszych oczach rodzi się naród, a Ukraińcy pokazują to, co my wcześniej: ich zbrojny, polityczny i moralny opór przeciw morderczej, brutalnej i niemoralnej obcej inwazji przyciąga uwagę świata.

Wspaniale byłoby w takiej sytuacji być dumnym Węgrem, który ma system i rząd stojący po stronie wolności Ukraińców i zjednoczonego Zachodu. Niestety, musimy się wstydzić za to, że orbanowski, autokratyczny system od dekady stoi po stronie Putina i w jego zachowaniach w stosunku do Rosji powoduje rozczarowanie naszych sojuszników. Viktor Orbán ogłosił upadek Zachodu i rozwój Wschodu, a następnie całkowicie przejął rosyjski model polityczny, kształtując własne jedynowładztwo. Europejskie demokracje długo ignorowały niebezpieczeństwo dyktatur, z lekceważeniem patrząc na reżimy Putina i Orbána. Jednakże osobiście nigdy nie rozumiałem, co w tandemie Orbán – Kaczyński sprawia, że Polacy nie sprzeciwiają się przyjaźni Orbána z Putinem. Czemu wśród osób rządzących w Warszawie nie narodziło się podejrzenie, że Orbán jest wierniejszy nie względem nich, lecz swojego nauczyciela w Moskwie, i że nie tyle reprezentuje interesy Warszawy w Moskwie, ile odwrotnie – Moskwy w Warszawie?

Podczas wystąpienia w święto narodowe 15 marca br. Orbán wreszcie odkrył się przed Polakami. Podczas gdy Kaczyński i Morawiecki pojechali do Kijowa, by w imieniu Polski i UE wyrazić solidarność z Zełenskim i Ukrainą, on ogłosił stanowisko „neutralnych" Węgier: nigdy nie będziemy dostarczać broni Ukrainie. Nie pojechał do Kijowa, natomiast przed swoimi zwolennikami wołał: „Na tej wojnie my nic nie możemy wygrać, możemy natomiast wszystko przegrać. Dlatego też żaden Węgier nie może dostać się pomiędzy ukraińskie kowadło a rosyjski młot". Wiemy, że podobnie jak Polacy i Węgrzy w 1848 r., 1956 r. czy 1989 r. walczyli o wolność, niezależność i demokrację, tak teraz robią to Ukraińcy. O tym właśnie mówił Donald Tusk na wspólnym wiecu węgierskiej zjednoczonej opozycji. Na co Orbán odpowiedział tak: „Opozycja prowadzi kampanię z Tuskiem, tym czarnym kotem, który przynosi tylko klęski, najpierw położył na łopatki partię we własnym kraju, a potem Europejską Partię Ludową w Brukseli". Kto będzie przyjacielem Orbána po tych słowach? Tylko Putin i Łukaszenko?

Czytaj więcej

Nixon w Pekinie. Wizyta, która zmieniła świat

Zamordyzm lub wolność

Masz rację, świat znalazł się w punkcie zwrotnym. W ciągu kilkunastu dni zdarzyło się więcej, niż czasami dzieje się przez lata. W wyniku inwazji Putina stało się oczywiste, że nie ma drogi pośredniej, a wybór jest jasny: zamordyzm lub wolność, dyktatura lub demokracja, Wschód lub Zachód. Putinowi udało się to, co nie powiodło się dotąd żadnemu politykowi zachodniemu – zbudował jedność i solidarność w Europie, a nawet pomiędzy Europą i Ameryką. Ożyło podobno już martwe NATO, a Ameryka dała jasno do zrozumienia, że Europa może liczyć na jej wsparcie i obronę. Wszyscy w Europie, z wyjątkiem Viktora Orbána, wiedzą o tym, że jedynie Ameryka może ochronić nas przed groźbą ataku jądrowego ze strony Putina. Komisja Europejska decyduje szybciej i bardziej zdecydowanie niż kiedykolwiek przedtem. Wspólnie zakupiliśmy broń dla Ukrainy i przygotowujemy szybszą ścieżkę na jej przyjęcie do UE. Tylko Viktor Orbán początkowo sprzeciwiał się temu, by przez nasz kraj szły dostawy broni i przyjmować uchodźców, ale potem ugiął się pod europejskim naciskiem. W Radzie Europejskiej i w Parlamencie zapadają kolejne decyzje o pakietach sankcji, a sprzeciwia się im jedynie Viktor Orbán. Siła i jedność Europy wymuszają jednak jego podporządkowanie się wspólnej sile.

Jak dotąd największego zwrotu dokonały Niemcy. To koniec ich polityki przyjaźni z Putinem. Zrezygnowały z Nord Stream 2 i szukają nowych, alternatywnych rozwiązań względem dostaw surowców energetycznych z Rosji. Co więcej, gabinet Scholza zgodził się na dostawy broni na Ukrainę. Jedynie Viktor Orbán pozostaje tym, który podejrzliwie patrzy na dostawy uzbrojenia i nie szuka nowych dostawców energii.

Dlatego my tutaj na Węgrzech pytamy: Czy Niemcy w ramach nowej polityki Scholza będą nadal godziły się na łączenie orbanowskiej autokracji z putinowską, jak to po cichu robiła kanclerz Merkel? Czy też zerwą z nim, podobnie jak europejskie demokracje oraz Ameryka? Uważnie śledzimy zachowania Berlina, od którego decyzji jesteśmy mocno uzależnieni. Ale nie mniej uważnie przyglądamy się Brukseli, bowiem to od zjednoczonych UE i NATO oraz Waszyngtonu zależy teraz najwięcej. Czy nie zapomną teraz o nas w środku walk na Ukrainie? Zajmuje ich to, że u nas w wyborach 3 kwietnia będą się ważyć losy kraju?

Już przed agresją Moskwy było jasne, że prowadzący nas w ślepą uliczkę system Orbána kolejno wyczerpuje swoje dynamiczne siły – młodych, wykształconych, mieszkańców Budapesztu i wielkich miast, aż w końcu stracił poparcie zachodnich demokracji. To te właśnie siły stanowią rozwiniętą, konkurencyjną i uciekającą od przemocy Panonię, czyli węgierski Zachód, przeciwny słabo rozwiniętej, niekonkurencyjnej i stawiającej na przemoc Hunni, węgierskiemu Wschodowi, reprezentowanemu przez populistyczno-nacjonalistyczny system Orbána.

W czasach rosyjskiej inwazji Viktor Orbán próbuje pokazać, że dba o pokój i bezpieczeństwo, reprezentuje siłę spokoju, a nawet sieje w społeczeństwie przekonanie, iż Węgrom absolutnie nic do tego, stoimy z boku. Pamiętam, drogi Bogdanie, jak system Kádára w latach 1980–1981, a potem w stanie wojennym robił dokładnie to samo w stosunku do Solidarności: To nie nasza sprawa, lepiej się w to nie mieszać!

To fakt, że właśnie wtedy pojawiła się poważna rysa na naszych wzajemnych stosunkach. Jednakże wiedzieliśmy już wtedy, podobnie jak wiemy to dziś, iż obowiązuje zasada: jak nie zajmiesz się wojną, to wojna zajmie się tobą. W naszym sąsiedztwie wybuchają bomby, tysiące uchodźców, kobiet i dzieci, koczuje na naszych granicach i dworcach. Teraz trzeba być człowiekiem! Teraz naszym zachowaniem dowodzimy, czy jesteśmy barbarzyńcami czy ludźmi cywilizowanymi.

Ten, kto dzisiaj wyłączy się z łączącej się, demokratycznej i rozwiniętej Europy i świata zachodniego, kto nie weźmie tego zakrętu historycznego wraz z innymi, ten nie ma przyszłości. Zostanie tam, na peryferiach, obok Rosji Putina i wśród sił historycznie przegranych. To nasze, węgierskich zwolenników Zachodu, zadanie, by ponownie dokonać politycznego zwrotu i stanąć na ścieżce reform.

Czytaj więcej

Góralczyk, Lengyel: Wybór jest prosty - Zachód lub Wschód, demokracja lub dyktatura

—László Lengyel

Poprzednia wymiana listów obu autorów ukazała się 17 grudnia 2021 roku. Powyższa korespondencja ukazała się 19 marca w jedynym ogólnokrajowym dzienniku opozycyjnym na Węgrzech „Népszava"

Bogdan Góralczyk

Profesor na UW, politolog i sinolog z wykształcenia, a hungarysta z zamiłowania. W roku 2020 wydał tom „Węgierski syndrom Trianon".

László Lengyel

Wybitny węgierski liberalny intelektualista, publicysta i pisarz, autor wielu książek i jedna z ważnych postaci przełomu 1989/1990.

Drogi Laci,

Kiedy u nas Prawo i Sprawiedliwość (PiS) doszło do władzy, prawdziwy wódz tego politycznego obozu Jarosław Kaczyński osobiście wołał do zebranych tłumów: „Będzie tu jeszcze w Warszawie – Budapeszt!". Potem natomiast rządząca w Polsce polityczna elita to u Was, nad Dunajem szukała rozwiązań i nowych programów. To tam znajdowała się ta studnia, z której stale czerpano nieliberalne pomysły i rozwiązania. Aż doszło nawet do swego rodzaju pielgrzymek zmierzających w kierunku Viktora Orbána.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi