Drogi Laci,
Kiedy u nas Prawo i Sprawiedliwość (PiS) doszło do władzy, prawdziwy wódz tego politycznego obozu Jarosław Kaczyński osobiście wołał do zebranych tłumów: „Będzie tu jeszcze w Warszawie – Budapeszt!". Potem natomiast rządząca w Polsce polityczna elita to u Was, nad Dunajem szukała rozwiązań i nowych programów. To tam znajdowała się ta studnia, z której stale czerpano nieliberalne pomysły i rozwiązania. Aż doszło nawet do swego rodzaju pielgrzymek zmierzających w kierunku Viktora Orbána.
Tak narodziła się oś Budapeszt–Warszawa, którą później węgierski premier, gdy już przeniósł siedzibę do dawnego klasztoru, przy wsparciu Marine Le Pen, Érica Zemmoura, Matteo Salviniego czy Mateusza Morawieckiego próbował zamienić w sojusz karmelicki. Raz spotkali się w Warszawie, potem przy większym nagłośnieniu w Madrycie. Wyglądało na to, że rodzi się nowy europejski nurt, że mamy do czynienia z poważnym eurosceptycznym ugrupowaniem, o czym głośno mówiono w Brukseli i innych europejskich stolicach.
I wtedy przyszła agresja Putina, uderzenie w niepodległą Ukrainę. Rozpoczęła się nowa, brutalna wojna, pełna ofiar i uchodźców. Wkroczyliśmy w nowy historyczny etap, albowiem natychmiast stało się jasne: 24 lutego br., od momentu wybuchu wojny z Ukrainą mamy nowy rozdział w polityce światowej, a nie tylko w naszych stosunkach z Rosją czy Ukrainą.
Sytuacja zmienia się z dnia na dzień, ponieważ – jak doskonale wiemy z historii – wojnę łatwo wszcząć, ale później znacznie trudniej ją kontrolować. Po tej dacie u nas w Polsce doszło do całej serii wydarzeń, do tego momentu wprost niewyobrażalnych. Pojawili się na naszej ziemi nowi amerykańscy żołnierze, doszło do wizyt najważniejszych amerykańskich polityków – szefa dyplomacji, Pentagonu, a nawet pani wiceprezydent. A na dodatek po latach przerwy odrodził się Trójkąt Weimarski, czyli współpraca Paryż–Berlin–Warszawa.