Między 21 a 28 lutego 1972 r. w Chińskiej Republice Ludowej (ChRL), całkowicie wtedy autarkicznej, odizolowanej od świata i targanej rewolucyjnymi paroksyzmami, wizytę złożył urzędujący amerykański prezydent Richard Nixon. Gdy szykowano końcowy komunikat, zwany szanghajskim, wytrawny dyplomata, a wtedy premier, Zhou Enlai stwierdził: „Nasz komunikat wstrząśnie światem".
Nie pomylił się – rzeczywiście wstrząsnął. Jak stwierdził główny negocjator i animator tego porozumienia po stronie amerykańskiej, Henry Kissinger: „Wizyta Nixona w Chinach jest jedną z niewielu podobnych, które zaowocowały poważnym zwrotem w sprawach międzynarodowych". Mówiąc krótko i dosadnie, to zbliżenie oznaczało de facto odwracanie sojuszy, stworzyło tzw. strategiczny trójkąt (Waszyngton–Moskwa–Pekin) i przez to zmieniało ówczesną strukturę polityki światowej. Amerykanie zrozumieli bowiem i wyciągnęli wnioski z tego, że poprzedni sojusz chińsko-radziecki zainaugurowany po proklamowaniu ChRL zamienił się najpierw w kłótnie, a potem – w 1969 r. – nawet w zbrojne starcia (nad rzeką Ussuri i nie tylko).
Strategiczna współpraca
Z punktu widzenia interesów amerykańskich warto się było zbliżyć z Chinami – w jednym zbożnym celu: dokuczyć Sowietom i przeciwstawić się im. A ponieważ, co już dzisiaj wiemy, do podobnych wniosków doszło wtedy kilku chińskich generałów czy nawet marszałków i przedłożyło odpowiednie sugestie jedynowładcy Mao Zedongowi, więc szybko skończył się długoletni teatr cieni, czyli dwustronny dialog głuchych w Pałacyku Myślewickim w warszawskich Łazienkach (136 spotkań, które kończyły się niczym).
W ramach kreatywnych rozwiązań w kwietniu 1971 r. doszło do – głośnej wtedy – „dyplomacji pingpongowej", kiedy to amerykańskich sportowców witał w gmachu parlamentu sam Zhou Enlai. A kiedy dobijający się do bezpośredniego kontaktu z najwyższym chińskim kierownictwem aż trzema odrębnymi kanałami Henry Kissinger wreszcie otrzymał zaproszenie, to choć nie miał skłonności do przesady, stwierdził: „To najważniejsza wiadomość dla amerykańskiego prezydenta od zakończenia drugiej wojny światowej". Na tej podstawie w lipcu 1971 r. Kissinger stawił się w Pekinie z tajną wizytą, znikając reporterom i kamerzystom podczas podróży do Pakistanu. Potem pojechał do Pekinu raz jeszcze w październiku, szykując wizytę prezydenta.
Wizyta amerykańskiego prezydenta odbiła sie ogromnym echem, a nawet trafiła do masowej wyobraźni. Wizerunek Chin, dotychczas czerwonego diabła, błyskawicznie w USA zmiękczono, a – według słów Waltera Issacsona, biografa Kissingera – „obrazki z tej wizyty w umysłach obywateli i wyborców w USA natychmiast odmieniły obraz Chin z posępnego i odpychającego w kuszący i życzliwy". Doszło nawet do tego, że na Broadwayu przez lata wystawiano musical, zwany operą pt. „Nixon w Pekinie".