Przypomnijmy sobie, gdzie był o. Tadeusz Rydzyk w polskim Kościele w latach 90. – a był na prawym marginesie, o którym myślano, że osłabnie wraz ze starzeniem się grona słuchaczy. Tymczasem dziś wyraża opinię znacznej części Episkopatu. Nie wolno zapomnieć, że Kościół się świetnie urządził w nowych realiach. To on jest największym beneficjentem postkomunizmu, umiał układać się z liberałami, postkomunistami, z każdym. I właśnie od 2010 r. przeszedł do sojuszu z PiS postrzeganym jako obrońca cywilizacji, ale rozumianej z małą wyobraźnią religijną – raczej w takim duchu, o którym pan mówił, tzn. zły, zepsuty Zachód i zdrowa religia, zdrowa Polska, zdrowa rodzina. Wszystko, co było głębsze religijnie – wyparowało. To nie są wielcy tradycjonaliści, tacy biskupi, o których możemy powiedzieć, że mają głowę w XIX wieku. To nie jest żaden XIX wiek, to jest czysty postmodernizm.
Pewien rys tego, co się dzieje w Polsce, dobrze uchwycił Frédéric Martel w książce „Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie", gdzie autor tłumaczy źródła tradycjonalizmu w grupie homoseksualnego lobby w kurii rzymskiej. Ale to ma też głębsze tło – jako terapia własnego zwątpienia i przykrywania swej niewiary. To pewien proces postmodernizacji Kościoła, do którego on się nie chce przyznać. To jest odnajdywanie siebie w roli takich tricksterów, którzy świetnie grają z opinią publiczną – wiedzą, jak się zachować, są bardzo często ludźmi kompletnie dwulicowymi – nawet ci, którzy nie prowadzą żadnego podwójnego życia w zakresie obyczajów seksualnych.
To więc konstruktywizm a nie tradycjonalizm? Trump, brexitowcy, Orbán, Kaczyński mówią o powrocie do chwalebnej przeszłości. O przywracaniu należnego miejsca i przywracaniu godności. Ale co mamy odbudowywać? Wielkość Polski z lat 20-lecia międzywojennego? Z czasów zaborów? Czy może wielkość Rzeczypospolitej Jagiellońskiej? A może nie ma żadnego odniesienia do przeszłości, jest tylko konstrukt intelektualny, jakiś wyobrażony wzór?
No tak. Prawica już próbowała tych odniesień do różnych rajów i nawet koledzy z Klubu Jagiellońskiego też próbowali z tym sarmackim republikanizmem itd., ale to nie wyszło. Ci, którzy poważnie się w miarę tym zajmowali, zostali na pozycjach co najwyżej naukowych, ale nie próbują tego wpisywać w jakąkolwiek praktykę polityczną.
To postmodernizm, któremu pasują dwa kostiumy. Kostium żołnierzy wyklętych leży wygodnie dlatego, że to jest poczucie, iż wróg jest przede wszystkim na miejscu, że walka z wrogiem wewnętrznym jest największą moralną powinnością. Drugi kostium to tradycyjna rodzina: a raczej wyobrażenie o czymś, czego nigdy nie było. To znaczy, oczywiście, były takie rodziny, które pasowałyby do tego wzorca, natomiast jako zjawisko socjologiczne to mit. Ani biedne rodziny wiejskie takie nie były, ani robotnicze, żyjące długo w bardzo kiepskich warunkach. Awans materialny i poczucie stabilności ekonomicznej przychodzi dopiero w czasach PRL. Nie bardzo wiadomo, co by tutaj było tym rzeczywiście idealnym stanem politycznym, ale również idealnym stanem społecznym; gdzie istniał ten punkt, który chcemy oznaczyć jako ostatni szczęśliwy dla Polski. Na pewno tego nie ma w dawnej Rzeczypospolitej. Zbyt dużo wiemy o jej strukturze społecznej, żeby taki ruch, jakim chce być PiS – ogólnospołeczny, bardzo skoncentrowany na najsłabszych – mógł tam szukać swojego punktu wyjścia.
To bardzo postmodernistyczny i bardzo popularny sposób funkcjonowania w przestrzeni publicznej, który działa z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że upadł autorytet instytucji kapitalizmu, w które na polskiej prawicy powszechnie wierzono: banków, ratingów, mechanizmów rynkowych w krajach takich jak Stany Zjednoczone. A potem druga rzecz, która się zmieniła, to była rewolucja w mediach społecznościowych. Początki portali społecznościowych kojarzą się z bardzo silnym ruchem zwątpienia w to, co bardzo długo mówiły tradycyjne media.
Do tego dochodzi jeszcze pewien model biznesowy, który świetnie zauważyły niektóre polskie tygodniki opinii, ale też i Amerykanie (telewizja Fox News). Istnieje pewna grupa bardzo radykalnych zwolenników prawicy, którzy będą płacić za media pod warunkiem, że one będą bardzo radykalne. I to dla nich wymyśla się te najdziksze okładki, które normalnego człowieka zwalają z nóg. To dla nich pisze się karkołomne tytuły, które jak się potem czyta artykuł dalej – nie znajdują uzasadnienia. To dla nich puszcza się różne bajki w mediach społecznościowych. Pamiętam moment, kiedy dziwiłem się ewolucji części kolegów, którzy poszli tak bardzo mocno w tę stronę. A oni szli tam, gdzie był czytelnik. Nie chcę powiedzieć, że to jest cyniczne, bo w życiu jest tak, że czasami sobie człowiek dorabia jakąś ideologię po fakcie i żyje w takim półcynicznym stanie. Zresztą to bardzo długo było dość symetryczne – liberalne media też postawiły na konflikt, a nie na moderację.
Michał Szułdrzyński: Czy Europa wróci do swoich korzeni?
Trapiący Unię Europejską kryzys może mieć charakter generacyjny. Tzw. proeuropejski i prointegracyjny mainstream przeżywa coś w rodzaju kryzysu tożsamości, na co reakcją jest wzrost nastrojów odśrodkowych, nacjonalistycznych i suwerenistycznych. Mainstream szuka uzasadnienia integracji europejskiej w pewnych abstrakcyjnych pojęciach, w obronie liberalnej demokracji, w rozmaitych projektach społecznych, które mają na celu emancypację kolejnych grup czy mniejszości. Do tego dochodzi zaangażowanie w walkę ze zmianami klimatycznymi, wynikające z przekonania, że to zadanie dla wielkich bytów, takich jak właśnie UE, bo to przekracza zdolności poszczególnych krajów.
Jeżeli już mówimy o symetryzmie, to gdy tym, którzy obecny stan rządzącej prawicy przyjmują z aprobatą, zadaję pytanie, „czy Lech Kaczyński dobrze by się czuł w towarzystwie ludzi z Ordo Iuris czy Roberta Bąkiewicza?", odpowiedź brzmi: „tak, ale zobacz, jaką drogę przeszła w tym czasie Platforma Obywatelska. Dziesięć lat temu nie byłby możliwy sojusz kogoś takiego jak Władysław Bartoszewski senior z kimś takim jak Marta Lempart. Oni się przesunęli w lewo, prawda, i w tym sensie my odpowiadamy na ten radykalizm".
Obie strategie się trochę wzajemnie warunkują, to na pewno. Konflikt o to, kto zaczął spór między braćmi Kaczyńskimi a Tuskiem, jest sporem z piaskownicy. Obie strony chciały tego starcia, obie dolewały oliwy do ognia. Dziennikarze mediów tożsamościowych, którzy byli zainteresowani, żeby to zwarcie było ostre, też dorzucali do pieca. To zupełnie jasne. I to jest też coś, co dziś określa model ekonomiczny oraz model polityczny funkcjonowania polskiej prawicy. A także częściowo opozycji, bo to tam jest oczywiście spór, czy trzeba być tylko anty-PiS, czy warto być kimś innym. Ten spór będzie się toczył bardzo długo.
—współpraca Jakub Mikulski
Rafał Matyja (ur. 1967 r. w Warszawie)
Doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, politolog, historyk, publicysta. To on sformułował hasło o potrzebie budowy IV Rzeczypospolitej. Doradzał Szymonowi Hołowni, kiedy ten rozpoczynał swoją karierę polityczną w 2019 r. Autor licznych książek m.in. „Konserwatyzm po komunizmie" (2009), „Wyjście awaryjne. O zmianie wyobraźni politycznej" (2018) oraz „Miejski grunt. 250 lat polskiej gry z nowoczesnością" (2021)