Gdyby spróbować wpisać XIX-wieczny inteligencki ideał w figury starożytne, powiedzielibyśmy, że inteligent to arystotelesowski człowiek wielkoduszny: odczuwający ze swojej pozycji słuszną dumę, która nigdy nie staje się pychą. W słusznej dumie zawiera się skromność i rzutkość intelektu, w pysze jest zawarte poczucie własnej nieomylności, które każdego, kto myśli inaczej, wyrzuca poza racjonalność.
Inteligent III RP to człowiek pyszny; jego ideałem jest Beniamin Bezetzny, pod jakim to mianem w „Marszu Polonia" Jerzy Pilch sportretował Jerzego Urbana. Akcja powieści dzieje się w podwarszawskiej posiadłości Bezetznego, w którymś momencie narrator pyta gospodarza, kim są jego sąsiedzi. Beniamin odpowiada: Graniczę z Polską.
To oczywiście gigantyczne uproszczenie – na dobry polski lud i złe zeuropeizowane wielkomiejskie elity wykształciuchów, obrazowanszczinę. Zanim jednak postaram się je obalić, zastanówmy się, jakie zasieki na granicy z Polską inteligent sobie postawił: w jakich przestrzeniach najmocniej ujawniało się jego panowanie nad dyskursem. W uniwersytetach? Nie sądzę, musiałyby być one bardziej ekskluzywne, tymczasem i one przyczyniły się do upadku inteligenta – jedyny w miarę obiektywny cenzus bycia nim w latach 90. w związku z upowszechnieniem tytułu magistra rozmył się. W rynku książki? Żeby za jego pomocą dominować ideologicznie, książki musiałyby się sprzedawać – największy inteligencki bestseller ostatnich lat, czyli „Księgi Jakubowe" Olgi Tokarczuk, kupiło ledwie 100 tysięcy Polaków. Tymi zasiekami są wyłącznie wielkie media umożliwiające szybkie ferowanie wyroków na sprawy jak najbardziej aktualne i partykularne, czyli – polityczną sprawczość. Tyle że mediom urosła konkurencja.
Daleki jestem od oskarżania internetu o wszelkie zło tego świata. Nie uznaję jednak za przypadkowe, że szczytowa faza gry w chama przypada na czas, gdy gazety czują ekonomiczną zadyszkę, a młode pokolenie szuka informacji i dyskutuje w internecie.
Spełnia się w ten sposób przepowiednia wypowiedziana przez Romana Giertycha w czasach, gdy był jeszcze narodowcem: że prawica nigdy nie wygra wyborów w Polsce, ale narzuci swoją narrację. I wygrała, i narzuciła; a co pozostało inteligentowi?
To, co wujowi Konstantemu: granie w chama z przebłyskującą świadomością, że jutro musi część służby zwolnić, bo nie jest jej w stanie płacić. Jednym słowem – pogarda dla kogoś, kto już podejrzewa, że przegrał, ale sądzi, że dawna pozycja go do pogardzania predestynuje.
Powiesić na gruszy
Nie predestynuje. „W internecie – napisał kiedyś amerykański prawnik Jeffrey Rosen – największym grzechem jest uważanie samego siebie za kogoś lepszego od innych". Dzisiejsze społeczeństwo, zwłaszcza młode jego pokolenie, jest jednym wielkim internetem, w którym panuje ta sama zasada.
Pytanie jednak – czy inteligent w ogóle może to zrozumieć?
Moim zdaniem nie. Za przykład niech posłuży kazus tych, którzy krytykują uprawianą przez Mikołejkę czy Kuczoka grę w chama, krytykują z pozycji lewicowych, chama definiując wyłącznie ekonomicznie. Na przykład: partia Razem, której etos jest faktycznie wielkodusznym społecznikowskim etosem XIX-wiecznego inteligenta.
W jej działania – skupienie się na kwestiach nierówności – także jest jednak wpisana ideologiczna dominacja. Razem nie mówi o kwestiach światopoglądowych i ideologicznych, ale jej program je zawiera, jakby były już konkluzywnie rozstrzygnięte. Razem chce poprawić byt materialny tych, którzy żyją w biedzie, jednocześnie narzucając im swoją ideologię – bo jakakolwiek inna jest poza granicą racjonalności. To przykład pychy.
Inteligencja III RP tak upiła się władzą nad dyskursem, że uznała, iż Polska nie może się bez niej obejść. Jej działania doprowadziły do tego, że dziś słowo „inteligent" może funkcjonować jako obelga. Ci, którzy go w ten sposób używają, nie zwracają uwagi na polityczne afiliacje inteligenta. Dla nich niepożądany jest każdy mędrek, który uważa, że wie lepiej: który definiuje, co jest racjonalne, a co nie. Bo kojarzy się z tym, że definiował to lewicowo-liberalnie.
Może to mieć dwojaką konsekwencję.
Pierwsza: gracze w chama utracą wszelkie wpływy nad dyskursem publicznym. To już się dzieje, bo w chama gra się tylko we własnym gronie – i dla siebie.
Druga: być może z inteligencją III RP stanie się to, co – nie wiemy – stało się udziałem państwa Hurleckich, gdy Miętus wzbudził w chamach chęć buntu. Parobkowi Walkowi nie starczy, że grzmotnął ją po mordzie głosowaniem w wyborach inaczej, niż chciała. Postanowi ponadto powiesić ją na gruszy.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95