Po raz pierwszy żegnał się zapewne z życiem, kiedy Beethoven wycofał dedykację. Na wieść o cesarskiej koronacji, postanowił zmienić wymowę i dziejowy sens swojej III symfonii, „Eroiki". On, który z muzyką robił to samo co Napoleon z historią, zrozumiał, że Bonaparte posunął się za daleko, przekroczył Rubikon. A i cesarz znał się na ludziach i z pewnością wiedział, jak bardzo nie lubią, gdy mówi się z nimi zbyt szczerze. Kiedy wielkie zmiany otrzymują imię, twarz i sylwetkę. Zwłaszcza jeśli jest ona niezbyt imponująca.
Czytaj więcej
Tato, to mnie przeraża. – To co, kończymy na dziś? – Nie! Czytaj, no czytaj dalej.
Zanim Cezara dosięgły noże spiskowców, pierwszy cios zadała epilepsja. To, co mieli do zrobienia, było większe od nich, ponieważ byli ludźmi. I jakkolwiek skrzętnie ukrywaliby ten fakt, w końcu musiał wyjść on jaw. A wówczas było już po nich. Rozpoczynały się epoki Oktawianów i Metternichów, Senatów i Świętych Przymierzy. Czas przedstawień, odgrywania ciągłości. Teatru zapewniającego zgromadzonej publiczności spokój ducha. Zmian, które nie wybuchają już ze spektakularnością wulkanów, tylko drążą cierpliwie rzeczywistość jak ocieplenie klimatu. Zmian, o których nie byłoby jednak mowy, bez wcześniejszego wzlotu i upadku tych dwóch.
Ale analogie jest sens przeprowadzać tylko po to, żeby wykazać różnicę. W tym przypadku szczególną, bo puentującą każdą z tych historii. Cezarowi na końcu została tylko gorycz. Rozczarowanie Brutusem, z którym chyba tylko Judasz Iskariota może konkurować o miano zdrajcy wszech czasów. I ty, ty również? Jak miałem zbudować imperium, zgromadzić pod swoimi rządami całą ludzkość, skoro tak bardzo nie znam się na ludziach, że przegapiłem zdradę najbliższego przyjaciela? Polityk, który ma czelność otrzeć się o wielkość nie musi być ekonomistą, socjologiem czy wojownikiem. Niekoniecznie powinien się znać na geografii czy historii, ale na jedno nie ma prawa sobie pozwolić: nie może się nie znać na ludziach.