Wiesz, w co byłeś ubrany, co jadłeś tego dnia na śniadanie, co robiłeś jeszcze chwilę wcześniej – przed momentem, w którym wszystko się zmieniło. Bo nie tylko z kobietą – ze zdaniem również można wejść w związek na całe życie. Gdzieś obok będą migać kolejne, oferować inne początki, nowe drogi, kusić akapitami i rozdziałami, w jakie byłyby w stanie urosnąć. Ale uganianie się za nowymi zdaniami kończy się zawsze tak samo – płaczem kochanków w małym brudnym hotelu, kiedy świtają tapety.
„Moim" zdaniem jest fragment ze „Zwycięstwa prowokacji" Józefa Mackiewicza: „Po utracie suwerenności państwa trzeba ratować suwerenność myśli". Nie pytajcie nigdy piętnastolatka, dlaczego się zakochał. Dopytujcie raczej trzydziesto- i czterdziestolatków, co przez ten czas się zmieniło. Jak kolejne rozczarowania i zakręty sprawiały, że stawaliście się sobie coraz bliżsi. Na tej samej zasadzie uczucia obrastają w rodziny, co zdania – w opowieści.
„Suwerenność myśli" była na początku głównie obietnicą. Ofertą trudnej, ale jednak wolności. Dopiero z czasem ujawniać zaczął się prawdziwy urok i sens tej frazy. Bo suwerenność nie jest przecież tym samym, co autarkia. Poddanie się już nie innym „ośrodkom władzy", co własnemu lękowi przed nimi. Prawdziwa niezależność jest zawsze grą ze światem, który próbuje cię sobie podporządkować. Przegrać ją można na dwa sposoby. Poddając się modom i ustalonym z góry trendom, przeprowadzając mentalny sejm rozbiorowy. Albo okopując się we własnej nieomylności, jak chłopcy z podkrążonymi oczami i brudnymi palcami u Dostojewskiego, którzy całymi nocami roztrząsają, czy Bóg istnieje.
Prawdziwa niezależność jest zawsze grą ze światem, który próbuje cię sobie podporządkować
Suwerenność jest odnalezieniem właściwego miejsca w istniejącym układzie zależności. Jeśli myśl chce być suwerenna, musi pamiętać o tym, że jest uwięziona w ciele. Powinna się razem z nim męczyć i odpoczywać. Kto nie zmusza swojego ciała do wysiłku, temu tylko wydaje się, że rozwija własne myśli. Tak naprawdę osiada w wygodzie raz przyswojonych teorii. Obrasta tłuszczem powtarzanych w kółko diagnoz. A przecież ta sama krew zaczyna krążyć szybciej w żyłach podczas biegu i pisania. Rozciąganie mięśni jest tym samym, co zasiadanie do klawiatury. Podjęciem jakiegoś niezrozumiałego z praktycznego punktu widzenia wysiłku, który spłaca się wyłącznie endorfinowym hajem. Niepodrabialną przez żadną używkę chwilą satysfakcji, gdy dzięki wysiłkowi mięśni pochłaniamy przestrzeń, a wątki i tematy przerabiamy dzięki wysiłkowi myśli.