Joanna Szczepkowska: Porzucone marzenia dwudziestolatków

Niedawno spotkałam parę młodych ludzi, którzy związali się ze sobą na początku studiów i kolejne kilka lat utwierdziło ich w przekonaniu, że są dla siebie spełnieniem marzenia o spotkaniu na całe życie.

Aktualizacja: 17.09.2021 16:01 Publikacja: 15.09.2021 22:04

Protest klimatyczny

Protest klimatyczny

Foto: Adobe Stock

To zresztą widać. Nie tylko się kochają, ale też lubią, co z czasem jest ważniejsze, mają te same pasje, poczucie humoru i potrafią ze sobą milczeć.

Spotkanie ich razem to trochę jak spotkanie z kimś pojedynczym. Uśmiechają się w tych samych momentach, reagują tak samo, a ich ręce w czasie rozmowy spotykają się bezwiednie z nagłej potrzeby bliskości. No i oczywiście mówią o sobie „my". My lubimy, my nie chcemy, my byliśmy, my będziemy.

Jeszcze dwa lata temu mówili, że „urodzą" tyle dzieci, ile się da. Niedługo ślub. Bo z „formalnością" będzie prościej. Jakoś chłodno to zabrzmiało, więc tym razem zapytałam, czy skoro planują tak wielką gromadkę dzieci, dobrze u nich z mieszkaniem. W tym momencie rozmowa całkiem zmieniła ton. Długo milczeli, ich ręce się rozplotły i wreszcie jedno powiedziało: – My nie będziemy mieli dzieci. – Ale przecież dzisiaj bezpłodność można wyleczyć – przerwałam ten smutek natychmiast – nie można tak od razu tracić nadziei. – My nie mamy problemu z płodnością – odpowiedzieli – mamy natomiast problem z nadzieją i właśnie o nadzieję chodzi. Zdecydowaliśmy, że nie można wydawać na świat pokolenia, które urodzi się w świecie bez nadziei i przyszłości. – Porozmawiajcie z kimś o tym – powiedziałam – może z psychologiem, terapeutą...

Pokolenie dwudziestolatków żyje w takim przeświadczeniu jak ludzie mieszkający przy wulkanie. Bezradni wobec sił natury

– Terapeuta miałby sens, gdyby należał do naszego pokolenia. Człowiek starszy od nas choćby 15 lat nie rozumie tego, co my czujemy. Nasi rówieśnicy na ogół myślą tak samo jak my. Idzie czas totalny (cytuję), czas, kiedy człowiek będzie tylko walczył o przetrwanie. Mogłaby pani patrzeć na swoje dziecko, wiedząc, że w niedalekiej przyszłości może już nie być wody, gorące kontynenty opustoszeją, a ludzie będą walczyć o każdy kawałek ziemi, gdzie jest nadzieja na zaspokojenie pragnienia? Mogłaby pani spokojnie patrzeć na swoje ufne i uśmiechnięte dziecko, wiedząc, że zbliża się katastrofa? Tak myśli wielu z nas.

Czytaj więcej

Kto najwięcej zarabia na zmianach klimatu?

Co miałam powiedzieć? Ja, wyrosła w pokoleniu, które nie zaznało wojny i głodu? Które niezależnie od polityki i innych okoliczności mogło marzyć? Czy ja coś wiem, czy ktokolwiek poza nimi wie, jak się jest „młodym", kiedy nauka potwierdza zmierzch planety? Nawet kiedy to piszę, mam wrażenie, że to tylko teorie, że od wieków zapowiada się jakiś bliski koniec, jakąś apokalipsę. Wypieram świadomość wysokiego prawdopodobieństwa, bo przywykłam do życia z marzeniami, a przede wszystkim do myśli, że wszystko zależy od tego, jak wiele zainwestuję we własny rozwój. Złe myśli się odgania po prostu, bo są chore i niepotrzebne. Oni tego poczucia nie mają.

Pokolenie dwudziestolatków żyje w takim przeświadczeniu jak ludzie mieszkający przy wulkanie. Bezradni wobec sił natury. Różnica tylko taka, że wulkan żyje dla siebie i swoimi prawami, a za ten kataklizm odpowiedzialne są pokolenia ludzi. „Wyście nam to zrobili" – tak pewnie działa podświadomość dzisiejszej młodzieży. Machina zniszczenia idzie dalej, napędzana siłą pieniądza.

Przypomina mi się pokolenie punków, o których dzisiejsi młodzi pewne już niewiele wiedzą. To była młodzież głównie z lat 70., podważająca wszelkie struktury, ale nie w tym rzecz. Zawsze uderzało mnie coś w ich prowokującym makijażu. Nie chodzi o to, że pstry, że agresywny. Chodzi o podniesione włosy, pomalowane na biało twarze i oczy groteskowo podkrążone. Moim zdaniem oni podświadomie odzwierciedlali strach. Bo tak on wygląda nawet na rysunkach dzieci. Subkultura punków może się nie podobać, ale czy przekaz nie był jednak słuszny? Może nawet wcześniej, może od hipisów począwszy, kontestowanie struktur opartych na konsumpcji było zapowiedzią ich niszczycielskiej siły? Rzecz w tym, że zarówno hipisi, jak i często punkowcy spektakularnie zamienili się w mieszczan, którzy z łezką w oku wspominają szaleństwa młodości. Żadne z buntowniczych pokoleń nie utrzymało swoich zasad, nie wypchnęło świata z głównego toru.

A to najmłodsze, dzisiejsze pokolenie? Nie myślę o aktywistach, tylko o przeciętnych dwudziestolatkach. Nie bawią się w formacje i subkultury. Segregują odpady, traktując to jak rzecz tak naturalną jak mycie zębów, i właściwie to wszystko. Łączy ich nie tyle wymarzony świat, ile rezygnacja z marzeń. Po prostu nie planują dzieci.

To zresztą widać. Nie tylko się kochają, ale też lubią, co z czasem jest ważniejsze, mają te same pasje, poczucie humoru i potrafią ze sobą milczeć.

Spotkanie ich razem to trochę jak spotkanie z kimś pojedynczym. Uśmiechają się w tych samych momentach, reagują tak samo, a ich ręce w czasie rozmowy spotykają się bezwiednie z nagłej potrzeby bliskości. No i oczywiście mówią o sobie „my". My lubimy, my nie chcemy, my byliśmy, my będziemy.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS