Imigranci na granicy, zamieszanie w polityce

Rządowy scenariusz rozwoju sytuacji na wschodzie kraju, choć niepewny, jest wciąż jedynym, jaki przedstawiono opinii publicznej. Opozycja nie pokazała alternatywy. Przytomny głos niektórych jej polityków ginie w natłoku niespójnych partyjnych deklaracji.

Publikacja: 10.09.2021 10:00

Zrównanie przez Krzysztofa Gawkowskiego z Lewicy (na zdjęciu podczas sejmowej debaty nad stanem wyją

Zrównanie przez Krzysztofa Gawkowskiego z Lewicy (na zdjęciu podczas sejmowej debaty nad stanem wyjątkowym, 6 września) cynicznej operacji Łukaszenki z powstrzymywaniem jej przez polski rząd to kawał niebezpiecznej demagogii

Foto: Piotr Molęcki, East News

Poseł Paweł Zalewski, niegdyś ważny spec od polityki zagranicznej, najpierw w PiS, potem w PO, dziś niezrzeszony, występował pod koniec sejmowej debaty nad prezydenckim rozporządzeniem o stanie wyjątkowym. Postawił śmiałą tezę. Jego zdaniem na Wiejskiej nie padły żadne argumenty przeciw uszczelnianiu polskiej granicy wschodniej. Nikt się ich otwarcia w Polsce nie domaga. To tylko debata na temat zasadności użycia środków nadzwyczajnych.

Zalewski, podobnie jak jego dawni koledzy z Platformy, spróbował przedstawić cały spór o metodę powstrzymania imigrantów jako niemal techniczny. Oto rząd, nie radząc sobie z sytuacją na granicy, ucieka w spektakl. – Wszystko wam się sypie w rękach – oskarżał chwilę później Bartłomiej Sienkiewicz.

Po co ten stan

Czy trzeba było wprowadzić stan wyjątkowy w 183 miejscowościach w województwie podlaskim i lubelskim? Dysponując tak czy inaczej Strażą Graniczną, policją i wojskiem? Posłowie opozycji wskazywali przepisy ustawy o wojewodzie, które mogłyby bez stanu wyjątkowego posłużyć do wprowadzenia niektórych ograniczeń w pasie przygranicznym.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że rząd zauważył, jak popularne są jego gromkie przestrogi przed nieszczelnymi granicami. Pierwszy sondaż nie pozostawiał wątpliwości: ponad 50 proc. ankietowanych jest za nieprzepuszczaniem nikogo. Poparcie dla Zjednoczonej Prawicy wzrosło o kilka procent. Możliwe, że nazwanie działań na granicy stanem wyjątkowym po prostu dobrze wygląda. Że jest politycznie korzystne dla rządzących, którzy od dawna nie dysponowali tematem łączącym go z tak znaczącymi grupami społecznymi. Tamtejsza ludność także jest za twardą linią, pomimo strat w turystyce.

Czytaj więcej

Stan wyjątkowy: Sejm nie uchylił rozporządzenia prezydenta

Więc to oskarżenie brzmi nawet przekonująco. Tylko czy istotnie wyczerpuje ono temat? Pierwszy raz od dawna słuchałem uważnie posła Krzysztofa Bosaka z Konfederacji. Udzielając poparcia rozporządzeniu, więc pośrednio rządowi, użył on następującego argumentu. To jest starcie z Aleksandrem Łukaszenką organizującym swoistą inwazję. Kiedy Straż Graniczna, a może i wojsko, stoi z nim twarzą w twarz, istotne jest, aby nikt nie osłabiał tego frontu z tyłu. Trwający od kilku tygodni happening w Usnarzu Górnym sprawiał chwilami wrażenie, jakby polskim funkcjonariuszom wewnętrzni przeciwnicy wskakiwali na plecy.

Czy prawdą jest, że spór toczy się jedynie o to, jak uszczelniać granice? Nie całkiem to prawda

W takich warunkach trudniej im działać. Pomijając – dodaję to już od siebie – ryzyko incydentów, można by rzec, dodatkowych. Przecież niemała liczba osób, także parlamentarzystów, rwała się do przekraczania białoruskiej granicy. A co, gdyby wpadli w ręce pograniczników Łukaszenki albo zostali przez nich ostrzelani?

Nie przesądzam, czy to wystarczający argument za stanem wyjątkowym (którego nie wprowadzono choćby przy okazji pandemii), acz zakaz zgromadzeń w obliczu swoistej inwazji się nasuwał. Moja wątpliwość co do zasadności uwag posła Zalewskiego, a poniekąd i polityków Platformy, jest wszakże bardziej zasadnicza. Czy prawdą jest, że spór toczy się jedynie o to, jak uszczelniać granice? Nie całkiem to prawda.

Nieodwołana „podłość"

Pomińmy już pytanie, kogo reprezentują czy z kim sympatyzują aktywiści Bartosza Kramka uznający przestrzeganie granicznych rygorów za „faszyzm", więc niszczący graniczne ogrodzenia. Albo gdzie jest na mapie politycznej dawny lider Unii Wolności Władysław Frasyniuk, z którego obelgami pod adresem wykonujących swoje obowiązki funkcjonariuszy prawie nikt po stronie opozycji nie próbował polemizować (by być uczciwym, poza ludowcami, którzy w finale wojny z rozporządzeniem wstrzymali się od głosu).

Ale też sejmowe wystąpienie Krzysztofa Gawkowskiego, oficjalnego przedstawiciela Lewicy, przeczy całkowicie tezie o konsensusie co do celów. Żądając od Polski, aby nakarmiła, napoiła i ubrała przybyszów (już nawet nie tylko mityczną trzydziestkę spod Usnarza), opowiedział się de facto za szeroko otwartymi granicami. To, że kilka zdań potem wspomniał o ich uszczelnianiu, świadczy jedynie o tym, że w polskiej polityce można prawić dowolne niedorzeczności. Zrównanie przez polityka Lewicy cynicznej operacji Łukaszenki z powstrzymywaniem jej przez polski rząd to kawał niebezpiecznej demagogii.

Platforma w wystąpieniu Tomasza Siemoniaka chętniej sięgała po inne argumenty. Obok tego zasadniczego, o niewspółmierności środków, padały narzekania na brak konsultacji z opozycją – do czego jeszcze wrócę.

Liderzy PO nie umieli się ustosunkować w ani jednym momencie do happeningów także własnych ludzi, takich jak Franek Sterczewski czy Klaudia Jachira, którzy zasadność powstrzymywania kogokolwiek przed przekroczeniem granicy kwestionowali po wielekroć. – Jezusa też byście nie wpuścili! – krzyczała ta ostatnia z trybuny sejmowej. Nie da się oczywiście tego zganić, skoro posłanka jest jedną z wielu ikon wojny z PiS. To ona będzie kręcić Donaldem Tuskiem, Borysem Budką, Grzegorzem Schetyną, a nie na odwrót. Taka jest natura polaryzacji.

Konieczność godzenia realizmu w relacjach z Unią oraz różnych odłamów własnego, obecnego i potencjalnego, elektoratu zmusza do przemilczeń i łamańców

Ale jest coś jeszcze ważniejszego niż obowiązek oglądania się na własnych radykałów. Platforma nie odwołała nigdy obwieszczenia, że blokowanie imigrantów w Usnarzu to „podłość". Powiedział to podczas Campusu Polska Przyszłości Donald Tusk, skądinąd próbujący chwilami przemawiać o konflikcie na granicy bardziej realistycznym językiem. W tej samej debacie z młodymi ludźmi Tusk twierdził, słusznie, że nadciągający od Wschodu imigranci powinni wedle prawa międzynarodowego poprosić o azyl w pierwszym bezpiecznym kraju, czyli na Białorusi. Ale jeśli tak, czym uzasadnić zrobienie wyjątku dla tej trzydziestki? I jak ich ewentualnie odsyłać wedle azylowych procedur, skoro Mińsk wypowiedział umowę o readmisji?

Jak pogodzić dwa sprzeczne stanowiska wypowiadane niemal jednym tchem przez tego samego lidera Platformy? Siemoniak nie objaśnił tego Polakom w Sejmie. Nie zrobił tego do tej pory także sam Tusk. Trzeba przecież jednocześnie piętnować rząd za to, że nie uszczelnia w wystarczającym stopniu granicy, i za to, że się w ogóle do tego zabrał. To wymaga mistrzostwa świata w słownych wygibasach.

Konieczność godzenia realizmu w relacjach z Unią oraz różnych odłamów własnego, obecnego i potencjalnego, elektoratu zmusza do przemilczeń i łamańców. Siemoniak domagał się dowodów, że konsultowano się przy decyzji o stanie wyjątkowym z Unią. Zapomniał jednak zreferować zasadnicze, twarde stanowisko tejże w sprawie nowej fali imigracyjnej. Nie może tego zrobić, skoro musi kokietować własnych radykałów. Z punktu widzenia partyjnej polityki nawet rozumiem tę trudność, tyle że ten rozkrok staje się kłopotliwy z punktu widzenia interesów państwa.

Stanowczość z miłosierdziem

W tej sytuacji niektóre argumenty poboczne nie mogą nas nawet szczególnie ekscytować. Zwłaszcza liderzy PO przedstawiają ewentualną współpracę polskiej Straży Granicznej z unijnym Frontexem jako rozwiązanie alternatywne wobec stanu wyjątkowego. Jak to się jednak stało, że chwalona za taką współpracę Litwa stan wyjątkowy wprowadziła także? Odpowiedź nie pada.

Politycy opozycji, najmocniej sformułował to prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, mają sporo racji, pytając, do czego prowadzi scenariusz stanu wyjątkowego. Jak długo ma on trwać? Czy można go przedłużać w nieskończoność? Nikt tego nie wie. Wygodnie tym więc kłuć rząd.

Skądinąd premier Mateusz Morawiecki spróbował nakreślić w swoim sejmowym wystąpieniu może nie scenariusz, ale przynajmniej ramowy cel. Ma nim być zniechęcenie Łukaszenki do grania uchodźczą czy imigrancką kartą. Jeśli sprowadzane samolotami z różnych krajów masy nie będą w stanie ruszyć na Zachód, może dyktator zrezygnuje? Oczywiście, trudno zagwarantować automatyczną skuteczność takiego założenia. Bo granica wschodnia Polski może być jeszcze długie miesiące nie w pełni szczelna. A Łukaszenko osiąga najwyraźniej status gotowego na wszystko szaleńca.

Czytaj więcej

Siemoniak o stanie wyjątkowym: Rząd chce napięcia, emocji

Tyle że o ile scenariusz rządowy jest niepewny, o tyle opozycja nie przedstawiła na razie żadnego alternatywnego. Politycy Platformy nie powiedzieli, co oni zrobiliby na miejscu ekipy Morawieckiego. Byliby jednocześnie bardziej stanowczy wobec imigrantów i bardziej miłosierni, taki wniosek można wysnuwać, jednak wprost żadne wiążące zapowiedzi nie padają.

W dwóch kwestiach wypada się za to z opozycją zgodzić. Przede wszystkim tak poważna sprawa jak wprowadzenie stanu wyjątkowego powinna być niejako automatycznie przedmiotem konsultacji. Ich widownią powinna być przede wszystkim Rada Bezpieczeństwa Narodowego zwoływana przez prezydenta, ale też premier powinien chwycić za telefon, w pierwszej kolejności po to, by zaprosić liderów innych partii do rozmowy.

Już sam fakt, że dopiero w dniu debaty nad ewentualnym uchyleniem rozporządzenia szef MSWiA Mariusz Kamiński po raz pierwszy przedstawił kompleksowe informacje na temat akcji Łukaszenki, jest co najmniej dwuznaczny. Skądinąd te informacje zdają się podważać wiele dogmatów proimigranckich radykałów (a w pewnych punktach, skoro rząd miał się dopuścić „podłości", w zasadzie całej opozycji). Jeśli mamy do czynienia z ludźmi wykupującymi sobie bilety na swoistą imigrancką turystykę, dokarmianymi potem przez białoruskie służby, humanitarne wzmożenie społecznych aktywistów i niektórych polityków zawisa w próżni. A wciąż słyszymy, że koczujący są bliscy śmierci. Oczywiście liderzy opozycji będą udawać, że tych informacji w ogóle nie słyszą, skoro padły dopiero w sejmowej sali. Skądinąd ich wyłożenie na stół choćby kilka dni wcześniej mogło być dodatkowym atutem rządu w całej tej debacie.

Wydaje się, że rząd uznał: najbezpieczniej, jeśli zrobimy wszystko sami. Sondaże zdają się to potwierdzać. Czy jednak zyski nie byłyby jeszcze większe, gdyby pochwalono się choćby próbą przekonania opozycji?

Jeszcze kilka dni przed głosowaniem liderzy Platformy uzależniali swoje stanowisko od konsultacji i informacji. Możliwe, że była to tylko gra, skoro muszą się bardziej liczyć z wygłupami Jachiry niż z nastawieniem Komisji Europejskiej, większości Polaków i zdrowym rozsądkiem. Ale należało to przetestować. Premier wolał wykluczającą wszystkich poza rządzącymi mobilizacyjno-patriotyczną retorykę.

Jeśli nie dla doraźnych propagandowych zysków należało takiego wykluczania z góry uniknąć, to po to, aby po raz kolejny nie psuć państwa czysto partyjnym sobiepaństwem. Oczywiście PiS uznaje to za rodzaj samospełniającej się przepowiedni: „Od początku pokazali, że chcą przeszkadzać".

Poza wszystkim scenariusz „my sobie poradzimy bez nich" to realizacja dodatkowego celu Łukaszenki, który chce Polskę nie tylko ukarać, ale na dokładkę wewnętrznie skłócić. Opozycji ten zarzut realizacji wrogiego planu dotyczy naturalnie także. Ale rządzący, pytani o to, stosują wyjątkowo nieporadne wykręty, choćby wspominając o konieczności pośpiechu. To nieprawda, wystarczyły na to godziny.

Druga kwestia, w której opozycja ma rację: stworzenie izolowanej strefy na wschodniej granicy nie powinno oznaczać całkowitego odcięcia od niej mediów. Słusznie powiedział Radosław Sikorski, że dziennikarze relacjonują także prawdziwe wojny. Aby powstrzymać niekontrolowany napływ ludzi podających się za nich, możliwe było przecież stworzenie choćby systemu przepustek dla najpoważniejszych ośrodków komunikacji, może nawet pod pewnymi warunkami. Rząd jednak uznał najwyraźniej, że złe wrażenie („ukrywają coś!") nie jest w tym przypadku żadnym zagrożeniem. I to jest smutne.

Dokąd zmierza opozycja

Te mocne zastrzeżenia wobec rządowego kursu nie zmieniają wszakże mojego wrażenia zasadniczego. To platformerski consigliere Roman Giertych skierował na Twitterze ważne pytanie do posłów Sterczewskiego i Jachiry (a przy okazji i do Sławomira Nitrasa, autora deklaracji o „opiłowywaniu" katolików z przywilejów): czy nie mają świadomości, że PiS-owi rośnie poparcie z powodu ich działań? Możliwe, że powinien spytać także czołowych polityków Platformy, czy jej rozkrok, sprzeczny z logiką i intelektualną uczciwością, nie ciągnie dzisiaj głównej partii opozycyjnej w dół. Naturalnie takie pytanie nie padnie. Ale na refleksję zawsze jest czas.

Nie w każdej sytuacji politycy, partie, strony politycznych wojen mają obowiązek kierować się słupkami poparcia. Dzisiaj Donald Tusk i Klaudia Jachira zgodnie zarzucają rządzącej prawicy, że szuka taniego poklasku. Nie umieją jednak klarownie objaśnić własnego stanowiska. Deklarują, mówię o całej opozycji, jeszcze większą gorliwość w uszczelnianiu granic i zarazem tę szczelność własną retoryką podważają. Bywają takie sytuacje, kiedy na sondaże warto spojrzeć uważniej, bo ta omylna nie raz i nie dwa większość może po prostu mieć rację. ©?

Poseł Paweł Zalewski, niegdyś ważny spec od polityki zagranicznej, najpierw w PiS, potem w PO, dziś niezrzeszony, występował pod koniec sejmowej debaty nad prezydenckim rozporządzeniem o stanie wyjątkowym. Postawił śmiałą tezę. Jego zdaniem na Wiejskiej nie padły żadne argumenty przeciw uszczelnianiu polskiej granicy wschodniej. Nikt się ich otwarcia w Polsce nie domaga. To tylko debata na temat zasadności użycia środków nadzwyczajnych.

Zalewski, podobnie jak jego dawni koledzy z Platformy, spróbował przedstawić cały spór o metodę powstrzymania imigrantów jako niemal techniczny. Oto rząd, nie radząc sobie z sytuacją na granicy, ucieka w spektakl. – Wszystko wam się sypie w rękach – oskarżał chwilę później Bartłomiej Sienkiewicz.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS