Prof. Małgorzata Marcjanik: Kultura złych manier

Dojdziemy do ściany i zrozumiemy, że tak dłużej nie można, że to rodzi konflikty. Docenimy wartość pozytywnych postaw - mówi prof. Małgorzata Marcjanik w rozmowie z Joanną Bojańczyk.

Publikacja: 18.01.2019 18:00

Prof. Małgorzata Marcjanik: Kultura złych manier

Foto: Forum

Chciałam obejrzeć w telewizji serial „Ślepnąc od świateł". Przez pierwsze 20 minut słychać było tylko bluzgi. Nie miałam ochoty w tym uczestniczyć. Wydaje mi się, że wulgaryzacja języka jest największą i najgorszą zmianą obyczajową, jaka dokonała się w ostatnich latach.

Też to obserwuję, z dużym smutkiem. Przysłuchiwałam się ostatnio debacie z udziałem historyka prof. Adama Zamoyskiego (mieszkającego w Londynie – red.), który nazwał to zjawisko „kulturą złych manier". Ta kultura charakteryzuje współczesne społeczeństwa, nie tylko polskie. W Stanach Zjednoczonych prezydent Trump łamie wszelkie zasady, od zasad dotyczących ubioru poczynając. Ostatnio widziałam księżną Sussex, która wystąpiła z ciemnym lakierem na paznokciach. To niby drobiazg, ale charakterystyczne, że dla niej ważniejsze było zaprezentowanie własnego ja niż podporządkowanie się regułom. Interpretuję to jako skutek amerykańskiego wychowania w tzw. kreatywności.

Odstępstwa od wszelkich norm czemuś muszą służyć. Zastanawiam się czemu. To wszystko się dzieje zgodnie ze znanym cytatem z „Misia" Barei, w którym szatniarz mówi do klienta lokalu: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?". Kilka lat temu w naszej rozmowie wyrażałyśmy zaniepokojenie, że polska grzeczność zbytnio ulega wzorom amerykańskim – temu luzowi, swobodzie zachowań. Zastanawiałyśmy się, co to będzie, jak się temu poddamy? Ale to, co było tuż po zmianie systemu politycznego w 1989 roku, to nic w porównaniu z tym, co jest dziś. Te procesy są bardzo głębokie, ludzie w stosunku do siebie odczuwają nienawiść, wyższość. Bardzo przykre.

Pomalowanie sobie paznokci na ciemno wydaje się niewinnym przewinieniem, najwyżej złamaniem etykiety dworu. Kiedy księżna Meghan zamknęła sama za sobą drzwi samochodu, co też jest złamaniem jakiejś zasady, internauci żartobliwie zareagowali: „Świat się kończy. Jak teraz żyć?". To wyraża stosunek młodych ludzi do tych reguł, dziś anachronicznych. Oni je lekceważą, śmieją się z nich.

To są wiadomości z mediów plotkarskich, to się dobrze sprzedaje jako news. Ale ma to również głębsze konsekwencje. Brutalizacja języka, rozpowszechnienie się tej „kultury złych manier". Przyczyny są polityczne, związane z populizmem. Dzisiaj widziałam rozmowę ministra rolnictwa z protestującymi na autostradzie rolnikami. Rozmawiali z ministrem w sposób, w jaki do tej pory nie rozmawiało się z wysokim urzędnikiem państwowym. Mieli do rządu pretensje, ale ta rozmowa pokazała całkowity brak szacunku do człowieka. Jeśli inni widzą, że w dyskursie publicznym można używać słów do tej pory nieakceptowanych, to jest to dla nich przykład. Giną elity.

W tej sytuacji kwestie, jak trzymać widelec i kto komu ma pierwszy podać rękę, wydają się anachroniczne.

To prawda. Dzisiaj te drobiazgi, które w okresie międzywojennym decydowały, czy ktoś był „z towarzystwa" czy nie, w niektórych środowiskach przestają mieć znaczenie.

Tym, co zmieniło naszą rzeczywistość, są media społecznościowe. Wszystko tam się przeniosło: informacja, spory prywatne i publiczne, autopromocja, reklama. Wytworzył się nowy język. Jaki wpływ na kształtowanie się obyczaju wywierają Facebook czy Twitter?

Bardzo duży i negatywny. Mój doktorant badał Facebook skandynawski i polski. Norweski pozbawiony jest agresji, napastliwości. Myślę, że trzeba tu sięgnąć do głębszych pokładów polskiej duszy. Czujemy się niedowartościowani, skrzywdzeni. A obecna sytuacja ma na to duży wpływ. Wolno dziś więcej niż kiedyś. W Sejmie padają słowa niegdyś uznawane za nieparlamentarne.

Dwa skonfliktowane ze sobą plemiona to sytuacja znana nie od dziś. Ale pomijając spory polityczne, to maniery na FB są osobliwe. Na Twitterze jeszcze bardziej – bo tam trzeba mocno, krótko. Brutalne traktowanie przeciwników jest na porządku dziennym.

Jeszcze przed katastrofą smoleńską te podziały istniały. Członkowie Solidarności kontra członkowie PZPR. Kłócono się w gronie rodzinnym. Ale wydaje mi się, że nie było takiej pogardy dla drugiego człowieka. Pogardy, którą można werbalizować bez przeszkód w anonimowym z pozoru internecie.

Tak jest nie tylko u nas. Po obejrzeniu niezłego skądinąd filmu „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri" obiecałam sobie, że nie będę oglądać filmów amerykańskich. Tam 80 proc. słownictwa to tzw. F-words. Amerykanie mają znacznie mniej możliwości leksykalnych... Podobnie jest we francuskim kinie. Dawniej telewizja wykropkowywała te słowa. Dzisiaj wszystko leci na żywo. I to nie są filmy, których akcja toczy się w środowisku przestępczym. Po prostu język codzienności.

To kwestia polityki kulturalnej. Wybierane jest to, co się będzie podobało większości. Kultury wysokiej już podobno nie ma, ale jednak nie wszystko jest sieczką. Istnieją też dzieła bardziej wartościowe. Właściciele mediów chcą wyjść naprzeciw oczekiwaniom społecznym. Ale czy my rzeczywiście oczekujemy szeroko rozumianego disco polo?

Akcja serialu „Ślepnąc od świateł" toczy się w kręgu dilerów narkotyków i celebrytów. Wszyscy tam tak mówią. Ale jak sobie przypomnę dawne filmy gangsterskie: Arsene Lupin, Sherlock Holmes...

...Kwinto z „Vabank".

...to żadne wulgarne słowo nie padło. Chamstwa nie było.

Chamstwo zostało teraz podniesione do rangi zachowania akceptowanego. Ludzie zachowują się tak, jakby to było naturalne. Może dla niektórych to ulga.

Młodzieżowym słowem roku został „dzban". Przyznam, że wcześniej nigdy tego słowa nie słyszałam. Znajomi wytłumaczyli, że nie chodzę do gimnazjum. Czy o języku teraz decydują nastolatki, a dorośli ich naśladują?

Ja również go nie słyszałam. Nawet młodzież zbliżająca się do trzydziestki tego nie zna... To słowo epitet odnoszące się do umysłowości. Dość łagodne. Wśród neologizmów i frazeologizmów w funkcji epitetów od zawsze jest bardzo dużo takich, które dotyczą poziomu umysłowego innych ludzi – mówią o głupocie, intelektualnej niepełnosprawności. „Głupek", „debil", „nierówno ma pod sufitem", ostatnio „niepełnosprytny". W ten sposób próbujemy epitetami określić domniemany poziom osób, które krytykujemy, po to, żeby się samemu wywyższyć. Niektórzy ludzie takie mają potrzeby – nikt nikogo naśladować nie musi.

A #MeToo? Nowe zjawisko obyczajowe. Kobiety skarżą się na nieakceptowane zachowania mężczyzn, niektóre zresztą przypomniały sobie o tym po kilkunastu latach.

Nie myślałam o tym w kategoriach grzecznościowych. Ale pracowałam nad grantem dotyczącym grzeczności polsko-niemieckiej. To co u nas jest do przyjęcia – dowcipy z pogranicza erotyzmu, komplementy – w Niemczech bywa poprzedzane zwrotem: „Jeśli pani się nie obrazi". Niemcy zazdroszczą nam męskiej kurtuazji. Lekki flirt jest u nas tym, co ożywia i wzbogaca towarzyską konwersację.

Tematy wyglądu, urody kobiecej – są obecne w naszym obyczaju i zawsze w nim były. My nie działamy zgodnie z zasadami poprawności politycznej, jak Amerykanie. Oni lubią, żeby wszystko odbywało się według jednoznacznych zasad. Nie wyobrażam sobie, żeby któraś Polka niebędąca wojującą feministką oskarżyła mężczyznę, bo jej powiedział, że ładnie wygląda... Oczywiście to co innego niż molestowanie.

Nie lubimy, jak się nam narzuca twarde zasady. Zwłaszcza w tak delikatnej sferze, jaką są stosunki damsko-męskie.

Proszę zauważyć, że na polskim dworze królewskim nie było protokołu. Co nie znaczy, że nie obowiązywały tam żadne zasady, ale to nie było spisane, jak na przykład na dworze hiszpańskim, w pewnym okresie bardzo ważnym w Europie. Dla polskiej szlachty taki regulamin byłby nie do przyjęcia. Panowie szlachta woleli swobodę. I u nas ta tradycja jest wciąż żywa. Mam na uniwersytecie wykład o historii dobrych manier. Badam je od średniowiecza. Okazuje się, że wiele zachowań z przeszłości utrzymuje się do dziś. Na przykład zasada, żeby nie witać się przez próg. Wierzono, że pod progiem śpią dusze zmarłych, zwłaszcza zmarłych śmiercią nienaturalną albo przedwczesną, i należy zostawić je w spokoju. Takich pozostałości kulturowych jest bardzo dużo. Wśród nich właśnie to, że inaczej niż przedstawiciele innych kultur zachowujemy się w towarzystwie, że inaczej traktujemy kobiety.

Unia Europejska próbuje narzucić nam jakąś kodyfikację w dziedzinie grzecznościowej?

Nie sądzę, Unia to przecież nic innego, jak zbiór różnych kultur narodowych.

Minister Bartłomiej Sienkiewicz i jego słynna „Ch... d... i kamieni kupa". To był zawód dla wielu ludzi, którzy nie spodziewaliby się czegoś takiego po prawnuku Henryka Sienkiewicza. Może chciał się dostosować do reszty towarzystwa.

Wciąż istnieją grupy ludzi, dla których dobre wychowanie jest wartością. Ci z pewnością przeżyli zawód. Ale czasem podział na ludzi „z towarzystwa" i „nie z towarzystwa" przestaje działać. Są sytuacje, kiedy trzeba się zachować w sposób niegodny z zasadami, żeby obronić własne racje. Ogólnie rzecz biorąc, zachowania, które były dotąd ukrywane jako wstydliwe, teraz wychodzą na wierzch, są akceptowane. Weźmy chociażby narodowców.

Co panią najbardziej niepokoi w zachowaniach prywatnych i publicznych?

To, że ludzie odnoszą się do siebie z pogardą. I że postępują tak, żeby mieć własną korzyść.

Co będzie dalej?

Dojdziemy do ściany i zrozumiemy, że tak dłużej nie można, że takie postawy rodzą konflikty. Docenimy wartość pozytywnych postaw. To bardzo przyjemne, kiedy na przykład student mi mówi, że wykład był ciekawy i dużo mu dał. Zawsze można znaleźć w drugim człowieku coś dobrego i mu to powiedzieć.

Studenci wciąż piszą e-maile zaczynające się od „witam"?

O tak. Nawet „Witam, Pani Profesor" i „Dzień dobry, Szanowna Pani Profesor". Ale wierzę, że jeśli nawet kilka osób zapamięta z zajęć reguły dotyczące pisania e-maili, to i tak dobrze. Jest spore zainteresowanie tematyką, którą się zajmuję (to głównie studenci dziennikarstwa, PR i marketingu medialnego – red.). Wykład ogólnouniwersytecki z historii dobrych manier ma w zbliżającym się semestrze 40 miejsc. Już po zamknięciu listy napisało do mnie niemal tyle samo osób z prośbą o dopisanie do niej. Ekonomiści, prawnicy...

rozmawiała Joanna Bojańczyk

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Chciałam obejrzeć w telewizji serial „Ślepnąc od świateł". Przez pierwsze 20 minut słychać było tylko bluzgi. Nie miałam ochoty w tym uczestniczyć. Wydaje mi się, że wulgaryzacja języka jest największą i najgorszą zmianą obyczajową, jaka dokonała się w ostatnich latach.

Też to obserwuję, z dużym smutkiem. Przysłuchiwałam się ostatnio debacie z udziałem historyka prof. Adama Zamoyskiego (mieszkającego w Londynie – red.), który nazwał to zjawisko „kulturą złych manier". Ta kultura charakteryzuje współczesne społeczeństwa, nie tylko polskie. W Stanach Zjednoczonych prezydent Trump łamie wszelkie zasady, od zasad dotyczących ubioru poczynając. Ostatnio widziałam księżną Sussex, która wystąpiła z ciemnym lakierem na paznokciach. To niby drobiazg, ale charakterystyczne, że dla niej ważniejsze było zaprezentowanie własnego ja niż podporządkowanie się regułom. Interpretuję to jako skutek amerykańskiego wychowania w tzw. kreatywności.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS