Chciałam obejrzeć w telewizji serial „Ślepnąc od świateł". Przez pierwsze 20 minut słychać było tylko bluzgi. Nie miałam ochoty w tym uczestniczyć. Wydaje mi się, że wulgaryzacja języka jest największą i najgorszą zmianą obyczajową, jaka dokonała się w ostatnich latach.
Też to obserwuję, z dużym smutkiem. Przysłuchiwałam się ostatnio debacie z udziałem historyka prof. Adama Zamoyskiego (mieszkającego w Londynie – red.), który nazwał to zjawisko „kulturą złych manier". Ta kultura charakteryzuje współczesne społeczeństwa, nie tylko polskie. W Stanach Zjednoczonych prezydent Trump łamie wszelkie zasady, od zasad dotyczących ubioru poczynając. Ostatnio widziałam księżną Sussex, która wystąpiła z ciemnym lakierem na paznokciach. To niby drobiazg, ale charakterystyczne, że dla niej ważniejsze było zaprezentowanie własnego ja niż podporządkowanie się regułom. Interpretuję to jako skutek amerykańskiego wychowania w tzw. kreatywności.
Odstępstwa od wszelkich norm czemuś muszą służyć. Zastanawiam się czemu. To wszystko się dzieje zgodnie ze znanym cytatem z „Misia" Barei, w którym szatniarz mówi do klienta lokalu: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?". Kilka lat temu w naszej rozmowie wyrażałyśmy zaniepokojenie, że polska grzeczność zbytnio ulega wzorom amerykańskim – temu luzowi, swobodzie zachowań. Zastanawiałyśmy się, co to będzie, jak się temu poddamy? Ale to, co było tuż po zmianie systemu politycznego w 1989 roku, to nic w porównaniu z tym, co jest dziś. Te procesy są bardzo głębokie, ludzie w stosunku do siebie odczuwają nienawiść, wyższość. Bardzo przykre.
Pomalowanie sobie paznokci na ciemno wydaje się niewinnym przewinieniem, najwyżej złamaniem etykiety dworu. Kiedy księżna Meghan zamknęła sama za sobą drzwi samochodu, co też jest złamaniem jakiejś zasady, internauci żartobliwie zareagowali: „Świat się kończy. Jak teraz żyć?". To wyraża stosunek młodych ludzi do tych reguł, dziś anachronicznych. Oni je lekceważą, śmieją się z nich.
To są wiadomości z mediów plotkarskich, to się dobrze sprzedaje jako news. Ale ma to również głębsze konsekwencje. Brutalizacja języka, rozpowszechnienie się tej „kultury złych manier". Przyczyny są polityczne, związane z populizmem. Dzisiaj widziałam rozmowę ministra rolnictwa z protestującymi na autostradzie rolnikami. Rozmawiali z ministrem w sposób, w jaki do tej pory nie rozmawiało się z wysokim urzędnikiem państwowym. Mieli do rządu pretensje, ale ta rozmowa pokazała całkowity brak szacunku do człowieka. Jeśli inni widzą, że w dyskursie publicznym można używać słów do tej pory nieakceptowanych, to jest to dla nich przykład. Giną elity.