Aby podsłuchać parlamentarzystę, szefa banku centralnego czy ministra spraw zagranicznych, tak jak to miało miejsce w restauracji Sowa & Przyjaciele, nie trzeba wcale agenta wywiadu obcego państwa ani funkcjonariusza rodzimych służb specjalnych. Opowiastki o tym, jak trudne i ryzykowne jest podsłuchiwanie polityków – jeśli oczywiście nie są pod kompetentną ochroną służb – można włożyć między bajki.
Dziś wiemy, że warunki, w jakich odbywały się rozmowy polityków w warszawskich restauracjach, pozwoliły na nagrywanie przez średnio obeznanych z techniką amatorów.
– Trzeba pamiętać o tym, że nawet najprostsze urządzenie w rękach specjalisty może być skutecznym narzędziem inwigilacji – tłumaczy „Plusowi Minusowi" Czesław Wiencis z firmy Euro-Soft, biegły sądowy w dziedzinie wykrywania podsłuchów. – Liczy się pomysłowość, sprzęt jest sprawą drugorzędną. To kwestia psychologii. Wiedza z zakresu elektroniki nie musi być na bardzo wysokim poziomie.
Na gorącym uczynku
Dziś wiemy, że rozmowy polityków w restauracji nagrywane były za pomocą rejestratora ukrytego w pilocie, za pomocą którego goście restauracji wzywali kelnerów. To, czy nagrywanie było prowadzone z inspiracji służb specjalnych, czy też nie, jest sprawą do wyjaśnienia przez prokuraturę.
Faktem jest, że dziś do dyspozycji amatorów są urządzenia, popularnie zwane pluskwami, które jeszcze niedawno kojarzyły się z wyposażeniem tajnych agentów. Dostępne są w powszechnej sprzedaży w sklepach i w internecie. A można je kupić już za niewielkie pieniądze – rzędu kilkudziesięciu złotych.
Mało tego – do podsłuchu można wykorzystać zwykły smartfon z systemem operacyjnym Android! Służy do tego darmowa aplikacja do głośnego prowadzenia rozmów w samochodzie. Wystarczy odpowiednio skonfigurować telefon i można podsłuchiwać rozmowę w otoczeniu urządzenia.
– Nie ma możliwości zapewnienia bezpieczeństwa rozmówcom, którzy konwersują w restauracji. Takie rozmowy można prowadzić w miejscach, które można chronić przed podsłuchiwaniem, na przykład w zabezpieczanych gabinetach – przekonuje Wiencis. – A to, co dzisiaj nazywamy aferą podsłuchową, świadczy o bardzo niskiej świadomości dotyczącej inwigilacji. W USA czy Kanadzie, co wiem z własnego doświadczenia, żadna firma ubezpieczeniowa nie przedłuży polisy przedsiębiorstwu, które nie przedłoży wyniku audytu ds. bezpieczeństwa. U nas nie ma jeszcze takiego zwyczaju. Trzymam kciuki za zmiany w tym zakresie. Cała branża, jak mi się zdaje, odczuwa już pewną nerwowość.