Jednak gwałtowne wstrząsy polityczne w kluczowych krajach Zachodu i ryzyko rozpadu samej Unii kazały zarówno międzynarodowym bankom, jak i Brukseli zrewidować dotychczasową strategię. Zawarta tego lata umowa między zjednoczoną Europą a państwami Mercosuru (organizacji grupującej kraje Ameryki Południowej) jest pierwszym od bardzo dawna poważnym porozumieniem o wolnym handlu, jakie udało się zawrzeć Wspólnocie. Przy czym ratyfikacja przez 33 kraje, które są stronami porozumienia, może być zablokowana, bo tak silne są opory niektórych grup branżowych – choćby francuskich rolników.
Technologia wspiera globalizację
Czy to oznacza, że przetrwanie globalizacji w jej obecnej postaci, jej dalszy postęp, wisi wyłącznie na Chinach, Indiach i innych krajach rozwijających się, które na tym opierają nadzieję na nadrobienie cywilizacyjnych zaległości? – Bardzo trudno jest oddzielić globalizację od potężnych zmian technologicznych, które do głębi zmieniają nasze gspodarki i wymuszają jeszcze silniejszą ich integrację – podkreśla Catherine Mann.
Klaus Schwab, twórca Światowego Forum Ekonomicznego (WEF), które jest najlepiej znane z dorocznych szczytów w Davos, uważa, że stoimy u progu czwartej rewolucji przemysłowej, która ze względu na swoją charakterystykę po prostu wymusi kolejny skok globalizacji. Nie zdołają go powstrzymać nawet najpotężniejsi politycy jak Donald Trump i Xi Jinping.
Zdaniem Schwaba pierwsza rewolucja przemysłowa użyła wody i pary jako narzędzia do mechanizacji produkcji. Druga oparła masową produkcję na elektryczności. Trzecia postawiła na elektronikę i technologie informatyczne, aby zautomatyzować produkcję. Czwarta ma doprowadzić do zatarcia granic między tym, co należy do zjawisk fizycznych, biologii oraz świata cyfrowego. To wszystko odbywa się w dotąd niespotykanym tempie i rozbija niemal wszystkie działy przemysłu. Możliwości połączenia miliardów ludzi poprzez urządzenia mobilne o bezprecedensowej mocy i niezwykłych możliwościach magazynowania pamięci ma doprowadzić do przełomu w takich obszarach, jak sztuczna inteligencja, robotyka, internet rzeczy, autonomiczne pojazdy, drukowanie w trzech wymiarach, nano- i biotechnologie czy komputery używające technologii kwantowych.
Zdaniem Felipe Gonzáleza, premiera, który po śmierci Franco zbudował podstawy hiszpańskiej demokracji, takiej fali zmian nie tylko nie powstrzyma żadna władza polityczna, ale bardzo trudno będzie się do niej dostosować zwykłym obywatelom. – Do tej pory rodzice wprowadzili swoje dzieci w świat, przekazywali im pewne wartości, swoją kulturę. Czwarta rewolucja przemysłowa wszystko to rozsadzi z trudnym do oszacowania konsekwencjami dla rozwoju naszej cywilizacji – mówi.
Szantaż nieograniczony
Nie mogąc powstrzymać takich zmian, Ameryka i Chiny próbują przejąć nad nimi kontrolę, spychając Unię Europejską i resztę świata do roli biernych widzów tych tytanicznych zapasów. Ich ofiarą stała się też Polska. Na początku września premier Mateusz Morawiecki podpisał z wiceprezydentem Mikiem Pence'em deklarację o bezpieczeństwie sieci 5G, która de facto eliminuje z gry chińskich dostawców. W zamyśle Amerykanów ma to być wzór dla innych krajów zachodniej Europy i szerzej sojuszników USA na świecie.
Jednak wysokiej rangi źródło w Berlinie przyznaje „Plusowi Minusowi": – Zależność Polski od handlu z Chinami jest niepomiernie mniejsza niż Niemiec. My nie możemy sobie pozwolić na tak frontalne odrzucenie oferty Chińczyków.
Gen. Spalding ostrzega: – Wyobrażam sobie sytuację, w której w razie zaostrzenia sporu z Zachodem Xi po prostu decyduje się na nacjonalizację aktywów zagranicznych w Chinach. Na dodatek zyski, jakie niemieckie czy japońskie koncerny tam wypracowują, są w tym sensie teoretyczne, że mierzy się je w juanach, walucie, która nie jest wymienialna. Nie da się ich więc bez zgody Pekinu przetransferować.
Charakterystyka internetu 5G, platformy przeprowadzenia czwartej rewolucji przemysłowej, wymusi taką integrację światowej gospodarki, że to, co do tej pory nazywaliśmy globalizacją, okaże się tylko preludium prawdziwych zmian. Do sieci nowej generacji będą podłączeni nie tylko użytkownicy smartfonów i komputerów, ale bezpośrednio „inteligentne" przedmioty, od lodówek, przez samochody, po mieszkania, sprzęgnięte dodatkowo z kontami bankowymi. Ten, kto będzie miał dostęp do danych z tych urządzeń, zyska więc niemal nieograniczoną kontrolę nad użytkownikami. Amerykanie twierdzą, że ogromna przewaga, jaką wypracował w budowie systemu 5G koncern Huawei, to wynik celowej polityki Chin, które w ten sposób chcą nie tylko przejąć bezpośrednią kontrolę nad własnymi obywatelami, ale także zyskać decydujący wpływ na znaczną część globu.
– Tu nawet nie chodzi o to, że Chińczycy będą mieli dostęp do poufnych informacji, co da im możliwość szantażu innych państw. Znacznie groźniejsza jest zależność we wszystkich dziedzinach życia, do jakiej prowadzi nowa technologia. W tym układzie możliwości presji, jakie ma na swoich odbiorcach Gazprom, to będzie kaszka z mlekiem – przekonuje cytowane już źródło z Berlina.
Problem w tym, że żaden z zachodnich koncernów, łącznie z Ericssonem i Nokią, jeszcze długo nie będzie miał porównywalnych do Huawei rozwiązań technologicznych. Globalizacja stawia więc każde państwo przed trudnym wyborem etycznym i politycznym: iść na kompromisy z Pekinem czy pogodzić się z być może wieloletnim opóźnieniem w bodaj najważniejszej dla przyszłości technologii.
Ale nawet 5G jest tylko częścią znacznie szerszej zmiany charakterystyki globalnej gospodarki, jaką niesie ze sobą czwarta rewolucja przemysłowa. Kryzys finansowy sprzed dekady położył kres niezwykle szybkiemu rozwoju światowego handlu towarami, rosnącemu dwukrotnie szybciej, niż rósł globalny dochód narodowy. Jak pokazują dane UNCTAD, agencji ds. inwestycji zagranicznych ONZ, światowa wymiana towarów jest tylko nieznacznie większa niż przed pięcioma laty. Ale w tym czasie z niezwykłą siłą pojawiła się zupełnie nowa odsłona globalizacji: wymiana informacji. O ile jeszcze w 2005 r. międzynarodowe transfery danych osiągały kilka terabitów na sekundę, to już w 2018 r. było to 1,4 tys. terabitów – oszacował instytut McKinsey.
Kiedy zamiast płyty CD z najnowszymi przebojami Ariany Grande wysyłamy plik z taką samą zawartością, przyczyniamy się do osłabienia wymiany towarów. Ale to nie powstrzymuje rozwoju globalizacji, tylko zmienia jej charakter – zauważają eksperci Bloomberga.
Chińczycy już nie tylko kopiują
Układ sił w tej nowej odsłonie zintegrowanej światowej gospodarki zmienia się bardzo szybko. Wizja, w której Chiny jedynie kopiują pomysły innych, podkradają prawa autorskie, własność intelektualną Ameryki i Europy, szybko przestaje być aktualna. O ile jeszcze na początku tego wieku Chińczycy mogli się pochwalić zaledwie co 20. międzynarodowym patentem, to dziś ten udział urósł do jednej trzeciej i stał się porównywalny z tym, co osiąga Ameryka. Europa wypada w takim układzie trzykrotnie gorzej. To kolejny powód, dla którego świat jest zbyt uzależniony od Pekinu, aby za sprawą wojny handlowej prowadzonej przez Trumpa odciąć się od Chin.
Innym, czasem niedocenionym aspektem globalizacji, jest niemal równie gwałtowny jak w przypadku wymiany danych rozwój międzynarodowej turystyki. Dane ONZ pokazują, że od połowy lat 90. ubiegłego wieku liczba wyjazdów na urlop poza granice własnego kraju wzrosła czterokrotnie – do niemal 1,5 mld. I tu jednak następuje zupełnie nowe rozdanie kart, bo ten ogromny wzrost jest w przeważającym stopniu wynikiem poprawy warunków życia istotnej części ludności Chin czy Indii – kolejny powód, dla którego kraje zachodniej Europy (to wciąż główny kierunek podróży) nie mogą pójść na „odcięcie" stosunków z Chinami, jak by tego mógł oczekiwać Donald Trump.
Przeprowadzony w sierpniu sondaż Amerykańskiej Izby Handlowej w Pekinie pokazał, że aż 40 proc. amerykańskich firm rozważa opuszczenie Państwa Środka z powodu wojny handlowej, jaką toczą Trump i Xi. Ale wśród tych, którzy decydują się na przeprowadzkę, tylko 6 proc. decyduje się na powrót do Ameryki. Inni wybierają Wietnam, Meksyk czy Indie, nie licząc się z oczekiwaniami amerykańskiego prezydenta.
To, jak zależności gospodarcze wygrywają z międzynarodową polityką, widać też w naszej, znacznie skromniejszej, polskiej skali. Po dojściu do władzy PiS chyba z żadnym krajem zachodnim relacje nie ochłodziły się tak bardzo jak z Francją. Punktem wyjścia był zerwany w dość skandalicznych warunkach przez Polskę kontrakt na zakup helikopterów Caracal. Po przejęciu władzy przez Emmanuela Macrona w maju 2017 r., Paryż stanął na czele już prawdziwie ideologicznej, liberalnej krucjaty przeciwko, jak to postrzegają Francuzi, „autorytarnym" rządom w Warszawie.
W tym samym czasie francuskie inwestycje w Polsce rozwijały się jednak znakomicie, wysuwając biznes znad Sekwany na drugie miejsce w naszym kraju. BNP Paris, Michelin, Orange – sporo francuskich koncernów właśnie w naszym kraju może się pochwalić największymi zyskami.
Po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat świat stanął w obliczu sytuacji, gdy globalizacja jest społecznie odrzucana w wielu krajach i często rozwija się niejako wbrew oficjalnie polityce większości państw. Paradoksem tej sytuacji pozostaje fakt, że nigdy międzynarodowe powiązania gospodarcze nie były tak zaawansowane jak obecnie. To niebezpieczne zjawisko, podważające sens demokratycznej gry politycznej, źródło rosnącej frustracji wyborców i sukcesu populistycznych polityków. Żadne pojedyncze państwo czy nawet ich grupa tego nie zmieni. Do tego potrzebne jest porozumienie w zasadzie wszystkich krajów, całej ludzkości. Na razie trudno to sobie wyobrazić. Zbyt wielkie są różnice między Ameryką, Chinami, monarchami Bliskiego Wschodu, Rosją czy Brazylią Jaira Bolsonaro. Ale jak tłumaczył prof. Klaus Schwab, jeszcze nigdy rewolucja przemysłowa nie była tak potężna i nie toczyła się tak szybko jak teraz. I jest całkiem możliwie, że już niedługo obudzimy się w świecie, który dał sobie narzucić nowe reguły globalnej gospodarki, którym – czy tego chcemy, czy nie – musimy się po prostu podporządkować.