Jednak i w związku z tą ustawą ujawniła się hipokryzja rządzących. Mówi się, że państwo przeznaczyło na bezpłatną pomoc prawną 100 mln zł. To nieprawda. Ustawodawca obciążył tę kwotę 23-proc. VAT. Każdy udzielający porad prawnych w tym systemie będzie musiał oddać państwu właśnie 23 proc. Państwo nie przeznaczyło więc na pomoc prawną 100 mln zł, ale 77 mln zł. Druga kwestia to grono osób i instytucji, które mają udzielać tych porad.
Połowa tych środków ma trafić do adwokatów i radców prawnych. To za mało?
Tu nie chodzi o pieniądze, ale o standard udzielanych porad, o bezpieczeństwo prawne obywateli. Tylko osoby z pełnymi uprawnieniami, ubezpieczeniem OC, obowiązkiem doskonalenia zawodowego i podlegające odpowiedzialności dyscyplinarnej mogą zapewnić najwyższy poziom pomocy prawnej. Postulowaliśmy, by ustawa była przeznaczona dla osób o niskim statusie majątkowym, dla osób niezamożnych, by miały taki sam poziom pomocy prawnej jak ci bogatsi, którzy mogą zapłacić za poradę adwokata lub radcy prawnego.
Okazało się jednak, że ustawa ma wprowadzać również przywileje dla osób zamożnych, należących do wybranych grup społecznych. Zdaniem autorów ustawy ubogim ludziom porad będą mogli udzielać studenci czy prawnicy bez praktyki. Zamożniejsi będą nadal korzystać z profesjonalistów. Zamiast więc wyrównywać szanse, stworzymy system faworyzujący bogatszych. To wypaczenie idei tej ustawy.
Jeśli z jednej strony słyszymy, że Skarbu Państwa nie stać na podwyższenie niegodziwie niskich stawek w sprawach z urzędu, a z drugiej – widzimy przedwyborcze rozdawnictwo przywilejów osobom zamożnym, to musi to budzić nasz stanowczy sprzeciw. Z niepokojem przyjmujemy również fakt, że podczas przyjmowania tej ustawy wcale nie był najważniejszy interes obywateli, którzy mają z tej pomocy skorzystać, tylko interesy różnych środowisk, które lobbowały za tym, by w tym systemie się znaleźć. Są pomysły, aby w tym systemie oprócz organizacji społecznych porad mieli udzielać studenci z uniwersyteckich klinik prawa.