Wśród inteligencji brakuje ambicji, aby utrzymać się we „względnie przyzwoitej intelektualnej formie” – pisał autor „Szewców” po I wojnie światowej. Również po 1990 r. problemem stał się szybko rosnący antyintelektualizm. Dał o sobie znać już przy programowaniu transformacji ustrojowej, niepoprzedzonej głębszą dyskusją, nie mówiąc o dialogu. Liczyła się szybkość działania. Uważano, że amerykańscy doradcy wszystko świetnie rozumieją, a ich rady są bez skazy.
Dziś tę rolę odgrywa Bruksela. Jej wskazania zastępują samodzielne myślenie nad działaniami publicznymi. To nie nowość, w przeszłości popularne było powiedzenie, że wielu Polaków woli przerzucać głębsze rozważania na kogoś innego. „Chłop na księdza, lub jak dawniej dziedzica, mieszczanin na rząd, a ludzie bardziej wykształceni – na zagranicę” – pisał Julian Kaliszewski.
Instynkty i stereotypy
Wracając do dzisiejszych czasów, wielu reform nie poprzedzała analiza, a konsultacje społeczne były tylko formalnością. W III RP nie było świadomości znaczenia kapitału intelektualnego. Z tak skromnym potencjałem umysłowym warstwy rządzącej nie było szans na tworzenie adekwatnych koncepcji w polityce gospodarczej, społecznej itp. Pozostało imitowanie innych.
W kilka lat po przełomie widać było, jak w małych miejscowościach znikają księgarnie i biblioteki. Czytelnictwo spadło na rażąco niski poziom. Media ulegały tabloidyzacji, malały nakłady tygodników. Powstawały nowe, o małym zasięgu, często uzależnione od politycznego sponsoringu. Niewiele powstało nowych ośrodków myślowych.
Nie sposób nie wspomnieć o polityce. Zwłaszcza po roku 2005 zaczął się dramatyczny proces wypłukiwania życia publicznego z intelektu. Partie polityczne odkryły siłę marketingu politycznego, który wykorzystuje instynkty i stereotypy, czyli to wszystko, co jest zaprzeczeniem myślenia. Postawiły na polaryzację, bo ta proponuje najkrótszą ścieżkę do wyrobienia sobie „opinii”. Potencjał analityczny administracji publicznej nigdy nie był traktowany serio, dla polityków priorytetem była możliwość zatrudniania „swoich” bez względu na kwalifikacje.