Anno Domini 2020 rozpoczął się likwidacją przez Amerykanów znaczącego irańskiego generała Kasema Sulejmaniego. To wydarzenie zdaje się otwierać nowy rozdział nie tylko na Bliskim Wschodzie, ale też szerzej – w relacjach pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a całym światem muzułmańskim. Piszę te słowa w Brukseli, tuż po wypowiedzi przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, która oświadczyła, iż rolą UE jest „deeskalacja napięcia” powstałego w regionie Bliskiego Wschodu.
Jednocześnie pierwsza Niemka na stanowisku szefa Komisji od czasów Waltera Hallsteina, a więc od równo półwiecza, nie dała się dziennikarzom wyprowadzić na bezdroża antyamerykanizmu. Nie potępiła akcji Waszyngtonu, który zapowiedział ewentualne kolejne działania USA, których celem może być ponad 50 obiektów w Islamskiej Republice Iranu (tak oficjalnie brzmi nazwa tego państwa). To dobrze świadczy o „numerze 1” w KE, choć na pewno „Bruksela” w sprawie Teheranu będzie bliższa linii Francji i Niemiec, a więc głównych obok prezydenta Obamy akuszerów „perskiego” porozumienia państw zachodnich z Iranem z 2 kwietnia 2015 r.
Irangate 2
Sytuacją wokół Teheranu i potencjalnym kryzysem międzynarodowym wkrótce zajmie się również Parlament Europejski w Strasburgu. Grupa polityczna, w której mam zaszczyt reprezentować Polskę – Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy – zgłosi projekt rezolucji, w którym położymy nacisk na wycofanie się przez Islamską Republikę Iranu z JCPOA, czyli wspomnianego już układu dotyczącego zamrożenia przez Iran prac nad programem nuklearnym. To oczywiście reakcja ze strony Teheranu na amerykański atak, ale zwracam uwagę na dosyć charakterystyczne przeniesienie w tym kontekście przez eurodeputowanych punktu ciężkości i odpowiedzialności na Bliski Wschód, a nie na świat transatlantycki.
Debata ta odbędzie się mniej więcej na dwa tygodnie przed planowanym brexitem, dla którego torysi uzyskali silny wyborczy mandat w House of Common – skądinąd to najlepszy wynik Partii Konserwatywnej od czasów „Iron Lady” – premier Jej Królewskiej Mości Margaret Thatcher. Jednocześnie był to najgorszy wynik laburzystów, czyli Partii Pracy, od 82 lat. Rezultat brytyjskich wyborów zapala zielone światło dla historycznego pierwszego opuszczenia przez kraj członkowski UE.
Jeśli formalnie nastąpi wyjście Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej z UE, to i tak wciąż nie będziemy wiedzieli, na jakich odbędzie się to warunkach w wymiarze gospodarczym i finansowym. Do końca tego roku ma bowiem być wynegocjowany „deal rozwodowy”, który określi, na jakich zasadach będziemy jako Unia współpracować z Wyspami Brytyjskimi.